-I co? Zgłosił się ktoś? – spytał Jersen, kiedy tylko skończył
farbować kolejną setkę fasolek i pompować wielkie balony w kształcie szubienicy
na mającą niedługo nastąpić uroczystość. Zostały mu jeszcze te, które miały być przymocowane
do owych szubienic: różowe, o ludzkim kształcie, z namalowanym uśmiechem.
Wszyscy wiedzieli, że król Aderan III ma specyficzne poczucie humoru. Wszyscy
oprócz niego samego.
-Jakiś żebrak. Coś tam umiał, ale „coś tam” to stanowczo za mało.
-Obawiam się, że nie znajdziesz nikogo do jutra. Jak tak dalej
pójdzie, sam będziesz musiał to uszyć –krótka broda Jersena zafalowała w takt
jego śmiechu. Jego przyjacielowi nastrój chyba się nie udzielił, bo dalej
siedział z głową podpartą na dłoni, patrząc się na wprost.
-Śmieszne. I jeszcze żebym miał w perspektywie zwykłą śmierć za
niewypełnienie zadania. Zwykłą śmierć! – zaszlochał żałośnie. Jersen poklepał
go po plecach.
-Przestań, coś na pewno wymyś… - słowa przerwał ogromny wybuch w
sąsiednim pomieszczeniu. Ktoś ze środka wrzasnął przeraźliwie. Kneraz zerwał
się z krzesła i podbiegł, żeby zobaczyć, co się stało. Kiedy otworzył drzwi,
jego oczom ukazał się pokój pełen wirującego w powietrzu czerwonego i zielonego
pyłu, emanującego pięknym światłem.
-Co tu się stało?... – Kneraz spytał sam siebie. Pół sekundy
później do pomieszczenia wpadł Jersen.
-Idioci! Na chwilę was samych zostawić! – wrzasnął wściekle. –
Tygodniowa praca poszła z dymem! Wiecie, co jest pojutrze? – spytał swoich
uczniów i pracowników, którzy stali tam we czwórkę wwiercając w posadzkę pełne żalu spojrzenie. – Tak,
właśnie tak! Pojutrze jest uroczystość umniejszenia! I do jutra macie oddzielić
zielony pył od czerwonego! Do roboty. Już! – Po czym wyszedł, trzaskając
drzwiami.
Kneraz spoglądał na nich ze współczuciem. Żaden z uczniów nie miał
nadprzyrodzonych zdolności, więc musieli ręcznie oddzielać czerwone ziarenka
pyłu od zielonych. Pokój zasypany był tą mieszanką po kostki.
-Nie martwcie się – szepnął. – Nie tylko wy macie kłopoty…
***
Kiedy Isteryd uporał się w końcu z wyjściem ze składziku, zastał
Torisova z założonymi na piersi rękoma, wpatrującego się nieprzychylnym
wzrokiem w Maenne. Chłopak jakby nic sobie z tego nie robiąc, po raz czwarty
tego wieczoru układał jakąś dziwną konstrukcję z herbatników na środku jedynego
w pomieszczeniu stolika. Isteryd aż przełknął ślinę na myśl o tych wspaniałych ciasteczkach. Nie było na świecie rzeczy, która mogła mu zaoferować więcej niż te pyszne, kruche...
-Zabieraj to – warknął Torisov, podnosząc gdzieś z kąta zwój
grubego papieru. Isteryd nie wiedział,
dlaczego Torisov był taki zły. Bywał rzadko.
-Słuchaj, Tori, daj chłopakowi ułożyć do końca. – Lotrikos
siedział znudzony naprzeciwko najmłodszego członka drużyny.
-Nie mów tak do mnie.
-Później zjemy ciastka – kontynuował, jakby nie usłyszał cichej
uwagi - i będziesz mógł powiedzieć, co ci po głowie chodzi.
-Dałem mu już trzy razy ułożyć ten cholerny domek. Wystarczy.
-To pałac królewski! – oburzył się Maenne. Torisov zmęczony tym,
że do nikogo nic tu nie dochodziło, przysunął sobie krzesło do okna i usiadł z
dala od reszty.
–Może chcesz, żeby ci jeszcze czekoladę kupić, co, Maenne? Skleisz
sobie tą chatkę to może w końcu raz się nie rozwali i będziemy mieli spokój
chociaż na jedną noc.
-A mógłbyś mi kupić? To naprawdę świetny pomysł. – Torisov był tak
zaskoczony poważnym tonem chłopaka, że nic już nie powiedział. Spuścił głowę i
przymknął oczy. Przeszło mu przez myśl, że gdyby nie był facetem, z chęcią by
się rozpłakał.
Ale na szczęście był. I była to jedyna pozytywna myśl wśród
wszystkich, jakie krążyły dziś po jego głowie.
***
Cień niewysokiego mężczyzny przemknął po kilku kolejnych cegłach
nowej kamienicy. Najpierw w bok, później w górę, zwinnie niczym nocne zwierzę.
Miękko stanął na parapecie i otworzył uchylone okno. Wewnątrz było zupełnie
ciemno.
Trafił do sypialni, gdzie dwa spokojne oddechy odmierzały czas do
wschodu słońca. Rozejrzał się wokół. Na pierwszy rzut oka widać było, że dom
nie należy do biednych ludzi. Wszechobecne były wazony z pięknymi, pełnymi
kwiatami we wszystkich znanych Parranowi kolorach. Takie rośliny nie rosły na
pustyni, były sprowadzane z dalekiej północy. Była to o tyle ważna informacja,
że na transport trzeba było wyłożyć ogromne sumy pieniędzy.
Czas poszukać czegoś, co zapewni byt na najbliższe dni.
***
-Skończyłem! – wrzasnął radośnie Maenne godzinę później, kiedy
tylko dołożył ostatni herbatnik na szczyt pokaźnego budynku.
-Serio? – Spytał Lotrikos.
-No tak, oczywiście. W końcu mi się udało. – Chłopak był ze
swojego osiągnięcia ogromnie dumny.
-Czyli możemy już porozmawiać o czymś poważnym? – Pytanie Torisova
emanowało stygnącą nadzieją. Wstał z krzesła i chwycił zwój papieru.
-Tak, tak. Tylko teraz trzeba przestawić to w inne miejsce.
Ciastko po ciastku. Sam mówiłeś, że potrzebny ci stół. – Torisov z impetem
usiadł z powrotem. To się nie dzieje…
-Czy ty czasem nie przesadzasz, Maenne? – Lotrikos spojrzał na
niego karcącym, niemalże ojcowskim wzrokiem.
-Przestańcie, to da się zrobić szybko, jak tylko mi… - nie
prowadzącą do niczego rozmowę przerwało przeciągłe i głośne chrapnięcie
Isteryda. Obejrzeli się w tamtą stronę: zmęczony leżał sobie na za małej
wersalce w rogu pokoju. Zaraz obok odpoczywał jego wielki brzuch.
Podświadomie zaniepokojony ciszą, która nagle zaległa w
pomieszczeniu, Isteryd otworzył i przetarł dłonią zaspane oczy. Wstał i
podszedł do stolika.
-I co? Robimy coś fajnego? – zapytał i, niewiele myśląc, chwycił
jeden ze spodnich herbatniczków. Dźwięki sypiącej się budowli zawtórowały
krzykowi przerażonego Maenne.
Kiedy ten tylko już pochlipywał cichutko, a chrupanie Isteryda
przeszyło posterunek, Torisov uśmiechnął się do siebie i pomyślał „no, w końcu”. Nie powiedział tego
jednak, ponieważ zdawał sobie sprawę, że
po tym komentarzu Maenne obrazi się na niego, a później doniesie Branterowi i
swojej mamie.
Matka Maenne była bowiem postrachem całych Kręgów - zachodniej
dzielnicy Drithenii…
***
Pomieszczenie, w którym tak wiele rzeczy mogło łatwo upaść na
ziemię, nie było miejscem dobrym dla złodzieja. Nie miało znaczenia, że były to
kwiaty. Gdyby jeden z małżonków śpiących obok miał płytki sen, nawet najcichszy
dźwięk niepasujący do otoczenia mógłby go obudzić. Dlatego Parran przeszedł
przez pomieszczenie na palcach i wyszedł do wąskiego korytarza.
Wszedł do kolejnego pokoju. Biurko z wygodnym fotelem stało w
samym centrum, światło księżyca prześwitywało przez jasne, półprzezroczyste
zasłony. Gdzieś dalej stało parę szafek, a na jednej z nich mała, złota
szkatułka. Delikatne palce złodzieja poradziły sobie z nią nadzwyczaj szybko, zatrzymane
wytrychem zapadki przeskoczyły cicho. W środku leżał kawałek materiału, stary
list i parę płatków róż.
Nie zniechęcając się, Parran szukał dalej, zaglądając do tych
szuflad, które nie skrzypiały i starając się stąpać ostrożniej niż po cienkim
lodzie.
Lód? Jakże dawno go nie widział. Virithad, zimna kraina leżąca na
południowy wschód od Trenssy, była jedynym miejscem, w którym Parran widział białe
i niebieskie krajobrazy, szarawe niebo po zmroku i lśniące szkliście budynki co
dzień o poranku.
Tak samo zalśniło coś w najniższej szufladzie biurka. Wyjął rzecz
ostrożnie i uniósł na wysokość oczu. Długi, ciężki łańcuch uwieńczony ciemnym,
błyszczącym kamieniem z wygrawerowaną w środku literą „T”. Nie było tego widać,
ale Parran wiedział, że łańcuch jest w kolorze różowego złota, wydobywanego na
terenach północnej Ynseraty – zawsze wtedy,
gdy owe ziemie należały do Trenssy. A
należały nieczęsto. Dlatego właśnie ten rodzaj ozdoby widywał dość rzadko, ale
znał ją doskonale.
Mężczyzna, do którego łańcuch należał, musiał być jednym z
doradców samego króla. Litera oznaczała bezwzględne posłuszeństwo wobec
ojczyzny, jak zwykli nazywać to królowie. Takie ozdoby produkowane były na zamówienie
i były niesamowicie drogie.
Parran zamknął szufladę i odwrócił się delikatnie, chcąc włożyć
łup do sakwy przy pasie, kiedy nagle gdzieś na wysokości jego oczu dwie lśniące
kuleczki odbiły księżycowy blask.
Dziewczynka. Lat może sześć, może nie. W jasnej nocnej koszulce z
dziwnie zaplecionymi włosami. Jej wielkie, ciemne oczy wpatrywały się w
mężczyznę z nieukrywanym zainteresowaniem, zupełnie bez strachu.
Kim był? Bezczelnie próbowała odgadnąć kolor jego tęczówek i to
dlaczego ubrany jest w czerń, czemu jego włosy skrywa szeroki kaptur.
-Kim pan jest? – spytała cichutko, zapatrzona w jego twarz.
Uśmiechnął się do niej. Kiedy wstawał, ona podniosła główkę, próbując zmieścić
całą jego sylwetkę w polu widzenia. Czekała, aż jej odpowie. On jednak spojrzał
ponad nią, w stronę drzwi, którymi wcześniej wszedł do pokoju.
Zaciekawiona
siłą jego spojrzenia, odwróciła się w tamtą stronę. Potem niewyostrzone
receptory odczuły miękki dotyk gdzieś z tyłu szyi.
A później księżyc zniknął.
***
Po tym jak Torisov rozłożył zerwany z tablicy ogłoszeń plakat na
stole, a koledzy przeczytali parę pierwszych zdań, dwóch z nich wybuchło
śmiechem.
-To to było takie ważne? – śmiał się Isteryd. Konkurs krawiecki,
dobre sobie! Lotrikos Wyrte zaśmiał się pod nosem. Nauczony doświadczeniem z
trzema żonami i ciągłym odczytywaniem ich zmiennych nastrojów na podstawie
drobnych sygnałów, zaczął czytać ogłoszenie od dołu – od małego druczku.
-Przeczytajcie do końca.
Możemy nieźle zarobić.
Pięć kawałków za złapanego neestha? Można byłoby kupić sobie jakąś ładną
broń, dumał Wyrte, kiedy reszta czytała.
-I uważasz, że to jest dobry pomysł? – rzucił pytanie w stronę
Torisova. – Nawet nie wiemy, od czego powinniśmy zacząć.
-Przestań, Lotrikos – poklepał go po ramieniu Isteryd. - Takie
pieniążki nie co dzień wpadają w ręce za taką robotę. Przecież możemy
spróbować.
-Mają rację, możemy wybrać się jutro w czasie popołudniowej warty.
I tak o tej porze nic się nigdy nie dzieje – dorzucił Maenne. Lotrikos
popatrzył na ich entuzjazm i zwrócił się do Torisova:
-Dobra, jutro po południu. Tylko właściwie się przygotujcie.
Bierzemy ze sobą sprzęt, tak żeby nic nas nie zaskoczyło. Przemyślcie to dziś w
nocy. Może jest coś, od czego powinniśmy zacząć, albo co powinniśmy zrobić
wcześniej.
Torisov uśmiechnął się w myślach. Może w końcu nie trzeba będzie
chodzić do tej beznadziejnej roboty. Jeśli złapią jednego demona, będzie mógł
zrobić sobie dłuższy urlop. A jeśli dwa lub trzy?
Może nawet mógłby gdzieś
wyjechać. Problem w tym, że zanim zaczął marzyć, powinien był zastanowić się,
jak właściwie ma zamiar złapać coś, czego żaden z mieszkańców nigdy nie widział
na oczy. A jeśli już komuś się to zdarzało, nie mógł zdać nikomu relacji ze
spotkania z neesthem.
Bo najzwyczajniej w świecie nigdy z takiego spotkania nikt jeszcze
nie wrócił.
***
Illythea wpatrywała się w niebo, szukając świecących w oddali
punktów: przebłysków nadziei w smutnej rzeczywistości. Noc była nadzwyczaj
ciepła, a piach dalej gorący. Resztki rzecznej wody odbijały świecący jasno
księżyc.
A później on także zaszedł chmurami i nie było już widać gwiazd. I
nie było widać rzeki, piachu, ani błądzących po drogach wspomnień. Nagle
zrobiło się ciemno, przeraźliwie ciemno i wiatr zawiał mocniej. Illa
podświadomie wtuliła się głębiej w piach, a pojedyncze ziarenka uderzyły gradem
w jej policzki, pył wpadł do oczu. Zamrugała, ale okropnie bolały. Chciała
wstać i podejść do wody. Uniosła się na łokciu i rozejrzała zamglonym wzrokiem.
Nic. Wstała i przygarbiona zeszła niżej, w stronę niemalże wyschniętej Drev.
Uklękła przy ciemnej wodzie i przemyła oczy. Zaszczypały, a wiatr
szepnął przeciągle.
-Chooodź tuuu…
Odwróciła się szybko w prawo i w lewo, mrugając, by dobrze widzieć
wśród piachu. Ten zawirował wokół, a Illa przewróciła się. Kiedy usłyszała
kolejne słowa, jej ciało sparaliżował strach.
-Zossstaw… Gdzie on jessst?...
Wichry szeleściły, drewno zaskrzypiało w oddali, Illythea bała się
poruszyć choćby palcem. Uniosła delikatnie głowę i nasłuchiwała. I wtedy, trzy
lub cztery metry dalej, zobaczyła dwa ciemniejsze cienie na tle nocnego nieba
zasypanego piachem. Rozmawiały jak ludzie, ale ich głosy były niskie i
hipnotyzujące, przesłonięte szumem wichury. Nocnej settary.
-Czujeszzz to? Ktoś tu jesst… - zasyczał drugi głos.
-Nie idź tam – to usłyszała już wyraźnie. – Musimy szybko
przygotować się na jutro. Wiatr nie może wiać do samego rana. Co jeśli ktoś nas
zauważy?
-Ktośśś tu…
-Ale śpi, chodźmy stąd. Szybko.
Oczy Illythei łzawiły mocno, ale ona już tego nie czuła. Nigdy
jeszcze nie bała się tak bardzo, jak przez tę krótką chwilę. Kto to był?
Jutrzejsza wichura? Nic nie układało się w całość. Drżąc, Illa położyła głowę
na czerwonym piachu i przymknęła oczy. Łzy ciekły po policzkach bardziej ze
strachu, niż z bólu zasypanych wcześniej piachem oczu. Serce uspokoiło się po
dłuższej chwili i wichura przeniosła się gdzieś dalej.
Oddech rudowłosej dziewczyny zrównał się z delikatnymi podmuchami.
Znów było ciepło i znów księżyc pokazał jej rzekę. Ale ona już nie patrzyła.
Marzyła tylko o tym, by móc już zasnąć.
Jej marzenia miały to do siebie, że rzadko się spełniały. I to
także nie było wyjątkiem.
Uff... W końcu. Chyba należy się wyjaśnienie, dlaczego publikacja notki zajęła tyle czasu. Przeprowadzka, brak komputera - od tygodnia jedynie brak internetu, złe samopoczucie z okazji jesieni i mojego ulubionego święta. Standardowo. Ale i tak przepraszam.
Przewiduję, że w tym miesiącu czeka mnie kolejna przeprowadzka, bo o moim aktualnym miejscu pobytu po prostu można byłoby książkę napisać (właściwie czemu nie...). Dlatego odrazu uprzedzam, że różnie to może być. Z drugiej strony wracam do pisania z nowym zaangażowaniem, więc liczę, że uda mi się stworzyć coś więcej. Ten rozdział - wydaje mi się - był odrobinkę dłuższy niż poprzednie. Jak dla mnie trochę przydługi (ale to dlatego, że ja leniwa jestem, a wy pewnie nie i dla was to dobrze, jak autor się męczy... ech, złe istoty.!).
Jeśli w tekście znajdziecie jakieś błędy, proszę, powiedzcie o nich.
A
jeśli jest ktoś, kto może czyta ciągiem, bo dopiero tu trafił - niech
szepnie, jeśli są jakieś straszne powtórzenia lub zgrzyty względem
poprzednich rozdziałów.
Udało mi się co nieco nadrobić także w czytaniu waszej twórczości. Jeśli o kimś zapomniałam (o Writerce i Drago pamiętam oczywiście, tylko ciągle mi czasu brakuje), to proszę się przypomnieć. Z chęcią poczytam, a pamięć mam taką sobie, więc jak obiecywałam, to się odezwijcie.
A teraz ciekawsza część mojego ględzenia. Jak zwykle mam parę tematów do omówienia. Pierwszy z brzegu - podczas włamania śmignęła wam pewnie gdzieś przed oczami nazwa "Virithad", czyli mroźna kraina, o której więcej później. Może macie marzenie, żeby z tamtych terenów, albo z północy (muszę zdradzić, że to klimatycznie zielono i deszczowo, czyli tak jak u nas na wiosnę) przybył jakiś tajemniczy jegomość? W jakiej sprawie? A może wiece już, jak będzie wyglądać, albo jaki miała będzie charakter ciotka Aderana, która ma przyjechać niebawem? Kwestia głupkowatych pomysłów króla oczywiście nadal aktualna, także proszę śmiało do puli dokładać.
I jeszcze coś: mam w moich notatkach wielkimi literami nabazgrane "spytaj, jaki genialny prezent można dać królowi". Szczerze powiem, nie pamiętam, kto miał go dać, ani też po co, ale może być, że to ważne, dlatego jak macie jakiś pomysł na to: co, kto i po co, to śmiało.
To chyba tyle. Jak coś by mi do głowy wpadło, będę odzywać się pod notką. Niezorientowanych jeszcze zapraszam do śledzenia szybkoszeptów: tam, na górze. Jak ktoś lubi telenowele, to warto, bo czasem o swoim życiu i rozterkach piszę. Jak jestem na miejscu to często, a jak dalej, to co dwa tygodnie.
Dziękuję wam bardzo, że jesteście i pozdrawiam cieplutko. W rękawiczkach.
Pomysły: Gall Anonim
Fajniacki rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajne :) Chociaż czasem zbyt często powtarza się "był" lub "było" (odezwała się ta, co zawsze dobrze pisze xd). Powiem ci, że podobają mi się twoje opisy miejsc (to ze złodziejem) - ja sama prawię zawsze je pomijam, przez co mam czasem problemy ze stworzeniem nastroju. A ty piszesz tak nie za krótko, nie za długo ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMam parę pomysłów co do nast. rozdziałów ;) Tajemniczym jegomościem może być młody mężczyzna, wysłannik z Pustkowia Lodowego Wichru, jednej z prowincji Virthad. Władca jakiejś innej krainy wypowiedział im wojnę, a oni zwracają się do Aderana o pomoc (kolejnym wątkiem może być przechowywany na terenie Virthad niezwykle wartościowy przedmiot, który ten władca chce zdobyć). Król nie zgadza się, ale wysłannik obiecuje pomoc w złapaniu neestha.
OdpowiedzUsuńCiotka Aderana może chcieć przejąć władzę nad królem.
Ilythea może będzie mieć władzę nad piaskiem? Albo nad neesthami?
Zdecyduje się pomóc w złapaniu neestha tym strażnikom. I teraz wg mnie ciekawy pomysł: wysłannik tej lodowej krainy to jedna "drużyna", a Illythea ze strażnikami druga. Obydwie drużyny natrafią na ślad tego samego neestha, a ponieważ każdy ma interes w złapaniu go, żadna ze stron nie chce ustąpić. Wysłannik zakochuje się w Illythei, ale nie może poświęcić dla niej całego państwa. Dalej nie mam pomysłu :P Może ktoś zostanie zraniony przez piaskowego demona... Opcji jest sporo. Ale się rozpisałam :D
Och.! Dziękuję ci bardzo za tyle pomysłów, jestem pewna, że z części skorzystam (pomysł wysłannika podoba mi się, nazwa krainy także); poczekam jednak, co powiedzą na ten temat inni. Każdego, kto te komentarze przeczyta zapraszam do dyskusji.
UsuńJedynie z tym zakochiwaniem byłabym ostrożna - jeśli czytacie uważnie, to wiecie, że nie lubię ckliwych wątków. To takie oklepane. Ale cóż - chyba jestem zmuszona jakiś drobny miłosny wątek wtrącić. Drobny.! ;D
Cieszę się, że tyle twórczej weny wytwarza czytanie mnie. Dziękuję ci za zainteresowanie i poświęcony czas. To miłe, że po całym dniu wypełnionym rzeczywistością, jest z kim porozmawiać o tej piękniejszej części świata.
Dla mnie rozdział wcale nie był przydługi. Były dwa momenty, które czytało mi się szczególnie dobrze, mianowicie część poświęcona Parranowi (wyobrażałem sobie tę scenę zupełnie, jakbym tam był) oraz końcówka, która pozostawiła mocne wrażenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy ciąg.
Dobrze, że jesteś. Dzięki za miłe słowa - cieszę się, że moje opowiadanie wzbudza konkretne odczucia.
UsuńNiedługo wpadnę. Pozdrawiam.
*__* Parran. Świetnie Ci wyszło opisywanie złodziejskiego fachu.
OdpowiedzUsuńHm, pomysł Rozczochranej Karmellowej nie jest zły. :)
Prezent dla króla.. Cóż, może niech ktoś da mu coś co jest powszechnie znanym przedmiotem, a niech król nie wie co to. Dobrze by było gdyby król chodził np. z garnkiem na głowie sądząc, że jest to jakiś magiczny hełm. xD
Podoba mi się ten pomysł! Może dlatego, że jest po prostu... głupi...
UsuńJuż go lubię.!
Hah, ja mam same głupie pomysły.
UsuńRozdział jest rewelacyjny, uwielbiam scenę w której Maenne raduję się, że skończył budynek z herbatników, a ogóle jakoś go polubiłam :3
OdpowiedzUsuńPomysłów nadal nie mam, przepraszam ! Obiecuję, że kolejnym razem będzie o wiele lepiej i dodam pomysły !
Pisałaś również, że mamy się przypomnieć. No to kolejny raz przypominam i zapraszam na nowy rozdział :D Chyba nigdy nie dam ci spokoju, wybacz ! :*
Okej, przyznaję, że czytając zgubiłam się kilka razy, ale ciiii ;) będę musiała nadrobić wcześniejsze rozdziały, póki nie jest ich tak wiele. Zapałałam jaką dziwną sympatią do Trisanova (czy jak on tam miał xD ) zarówno jak do Meanne. Piszesz świetne dialogi ;)
OdpowiedzUsuńTylko zastanawia mnie, jak piach mógł ją przewrócić (tak, tak, wiem, jesteśmy na pustyni i te wiatry i tak gadają 'noale' ).
Zawsze byłam pod wrażeniem osób piszących w zupelnie "swoim" świecie. Mnie sie trzyma tylko Low i to raczej szczątkowe ;)
Pozdrawiam,
[teoria-wiecznosci] i zapraszam ;)
Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Powiem szczerze, że mi zawsze łatwiejsze wydawało się stworzenie świata od początku, niż trzymanie się czyichś zasad. Zawsze ktoś miałby pretensje. A tak, proszę: mówisz, że nie masz pojęcia jak piach mógł ją przewrócić, a ja odpowiadam: przecież to mój świat :D.
UsuńHaha.! Nie, może źle to ujęłam. chodziło mi raczej o wichurę, ale grunt to dobudować do błędu ideę :).
Do nadrabiania zapraszam z całego serca :), a do ciebie pewnie z czasem wpadnę.
nie dałoby rady zrobić czegoś z tym tłem? Niezbyt dobrze czyta się, gdy za literami majaczą jakiekolwiek obrazy. Jednokolorowe tło sprawiłoby, że czytanie stałoby się przyjemniejsze i mniej meczące dla oczu ;) (to już nie są zasady Twojego świata! haha ;) )
UsuńO, dobrze, że o tym mówisz, bo nawet bym nie pomyślała, że coś nie tak jest. Pokombinuję i zmienię tło - szczerze mówiąc, miałam zamiar to zrobić, ale nie miałam pomysłu, a dzięki twojej uwadze chyba już wymyśliłam. Coś spróbuję stworzyć.
UsuńHej, tutaj ja.
OdpowiedzUsuńWykorzystałaś pomysł z dziewczynką!! Jej, dziękuję! Co do głupich pomysłów... a co by było gdyby król kazał wszystkie drapieżne zwierzęta ubrać w sukienki? Jest jeszcze ten wędrowiec..... może to być jakiś tajemniczy mag (czy cuś), który będzie szukał ucznia, by przekazać mu swoją wiedzę. Oczywiście ten uczeń będzie musiał posiadać talent magiczny. Król będzie chciał się nauczyć (ale on bez talentu magii) i każe go zamknąć. Tam w więzieniu spotka Parrana i... on będzie mógł być jego uczniem! Uciekną i zaplanują zamach stanu, cel: władca. Prezenty z okazji Święta Umniejszenia, każdy chyba musi mu coś dać (czy coś w tym stylu). Mógłby zażądać czegoś czego on nie ma (trudność polega na tym, że on ma wszystko prócz mózgu).
Z poważaniem
Gal Anonim
Więc może niech poprosi o mózg... tylko czyj.? Dobra, głupi pomysł.
UsuńJej, tyle nowych wątków. Jestem pod wrażeniem tego, że ciągle chce się wam myśleć o tej opowieści. Nad tym wędrowcem muszę się poważnie zastanowić. Mag i uczeń? Albo mi się wydaje, albo to już było... Ech, w sumie to niewiele zostało na tym świecie rzeczy, których jeszcze nikt nie wymyślił.
Tak czy inaczej dziękuję, na pewno z czasem użyję któregoś z kolejnych twoich pomysłów. Pozdrawiam.
Fajne opowiadanie ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://misa-axel.blogspot.com/ ^^
Przepraszam, że zajrzałam dopiero teraz - tak rzadko mam teraz dłuższą wolną chwilę, by pomęczyć się ze zmulającym laptopem...!
OdpowiedzUsuńRozdział może i był dłuższy ale nie za długi - może wpłynął też na to fakt, że jest podzielony na kilka różnych fragmentów. Tak czy siak, czytało się dobrze. Czuję się nim w pełni usatysfakcjonowana. Zwłaszcza moimi ulubionymi wojakami - wiele razy spotykałam się z zabijaniem czasu podczas służby graniem w kości, ale pałacu z herbatników to jeszcze nie było! XD
Czekam na kolejny rozdział!
A, jeszcze jedno pytanie mam - to jakieś moje chore dopowiedzenia, czy Parran ukręcił tej dziewczynce kark...?
Haha! Pozwolisz, że nie odpowiem na to pytanie. Miałam swój zamysł - a i owszem. Ale już od mojej bety usłyszałam, że ten fragment jest dość niejasny. Dobrze, bo to tylko drobny szczegół, a pozwala dłużej się nad opowiadaniem zastanowić.
UsuńTo, co zrobił Parran, niech pozostanie w sferze domysłów.
Bardzo ci dziękuję, że przeczytałaś; że przeznaczyłaś tę odrobinkę czasu mojemu dziełu.
Pozdrawiam serdecznie.
Hej, tu ja.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy cię to interesuje ale u mnie jest coś naskrobane. Więc jak masz czas to może wpadniesz i poczytasz. Wiem ta moja irytująca twórczość.
Z poważaniem
Gal Anonim
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
http://burdziaczek.blogspot.com/
Jaki w ogóle cudem udało mi się ominąć ten rozdział? oO Jestem w wielkim szoku, serio. W końcu udało mi się wkleić notkę u siebie, wchodzę się "pochwalić" (jakby to było wielkie osiągnięcie xD), czytam komentarze i zaskoczona stwierdzam, że mojego wśród tych wszystkich nie ma. Jak to w ogóle możliwe? A właśnie tak, że pojawiła się nowa notka, której nawet nie przeczytałam -,-" Więc teraz nadrobiłam zaległości i muszę przyznać, że kupię dziś herbatniki i postaram się zbudować z nich zamek. A jak mi się to uda (przy 5-miesięcznej córce na kolanach xD) to zrobię zdjęcie i normalnie umieszczę na blogu, z odniesieniem do Twojego opowiadania xD Albo będzie to piękny zamek albo ruiny ... choć stawiam na to drugie. Ponadgryzane ruiny pięknego niegdyś zamku ;P
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że coraz bardziej zaskakujesz mnie swoją wyobraźnią. Mi ostatnio jej bardzo brakuje. Chyba zdechła gdzieś pod płotem... xD
Hahaha! Czekam z utęsknieniem na te zdjęcia :D. Jeśli się zdecydujesz na budowę, wyślij je, a specjalnie nową zakładkę stworzę z pracami czytelników. Zobaczysz, że dzięki tym ciastkom oglądalność podskoczy i mi, i tobie :).
UsuńWłaśnie wychodzę (znowu zakręcony weekend), ale przysiądę do twojego rozdziału z największą chęcią.
Zaraz po tym, jak napiszę swój...
Nie kupiłam herbatników... -,-" A jak poprosiłam teścia, by kupił (bo pogoda nam ostatnio nie dopisuje, nie? :P Wiatr głowy urywa xD) to przywiózł mi biszkopty Oo I jeszcze taki dumny z siebie był i mówi do mnie : "Chciałaś biszkopty to kupiłem. Zjesz na pół z Miśką" ... No wszystko fajnie i jasne, że się podzielę tylko, że... to herbatniki miały być! Tak ciężko je odróżnić?! -,-" Grrrr tylko spokojnie :D Przy najbliższym wypadzie do sklepu nie zapomnę ich kupić :D Ale myślę,że troszkę upiększę ten nasz zamek :D Zrobię go biszkoptowo - herbatnikowy. Co ty na to? ;>
UsuńUff.! W końcu mi się udało te internety uruchomić. No po prostu tragedia ostatnio. Pewnie przez te wichury -.-"
UsuńJeszcze raz mówię: czekam, czekam, czekam! Buduj zamek, jaki sobie życzysz. Byle piękny. W ogóle to chyba kiedyś robiłam na święta domek czarownicy z herbatniczków - pamiętam, że rzeczywiście się czekoladą je sklejało. Super zabawa. Tylko uważaj, żeby córa nie podjadała od spodu (bo będzie gruba jak Isteryd...)! :D
A swoją drogą, to biszkopty od herbatników widać serio ciężko odróżnić... :]
Wreszcie udało mi się zebrać i przeczytać tą historię. Czasu ostatnio mam mało, ale jest. Tak więc widziałam ten blog na wielu toplistach i zdecydowałam się zapoznać. Bardzo mi się podoba, wcale się nie dziwię, czemu wszędzie widzę Cię na pierwszych miejscach. Podoba mi się pomysł z interakcją z czytelnikami. Może dodam swoje 3 grosze? ;)
OdpowiedzUsuńCo do jegomościa z mroźnej krainy - bardzo podobają mi się pomysły osób u góry, w szczególności Rozczochrana Karmellowa ładnie to ujęła. Ciotka Aderana... Widzi mi się jako kobieta ok. 40 lat, z "lekką" nadwagą, chwalącą sobie wszystkie drogie przyjemności. Z tym, że w porównaniu do swojego krewnego ma trochę oleju w głowie. Może spróbuje zmanipulować Aderana? Nie przyjmie konsekwencji swoich pomysłów bezpośrednio na sobie. A czym może tego dokonać? Prezentem? Myślę, że dobrym pomysłem byłoby np. krzywe lustro? Niezbyt normalne, wcale nienudne, król mógłby podziwiać swój majestat.
Tyle kryje mi się w głowie. Bardzo dużo zastanawiałam się też nad fragmentem z dziewczynką. Przyznam, że jestem w stanie znienawidzić Parrana, jeżeli coś jej się stało... A na pewno się stało... Więc go nienawidzę. :D
Gratuluję wspaniałego opowiadania. ^^ Będę posłuszna zasadom i zareklamuję się w "Waszej Twórczości".
Niech wena będzie z tobą! ^ ^
Bardzo dziękuję za twoje zainteresowanie i cieszę się, że się podoba. Jestem właśnie w trakcie pisania kolejnego rozdziału, więc z chęcią się przyjrzę tym pomysłom. Chyba muszę zacząć je spisywać, bo powoli się gubię... :)
UsuńOd razu przeproszę, że nie wpadnę do ciebie w tej chwili, ale... no, brakuje mi czasu, jak wszystkim chyba. Lecz z największą przyjemnością zerknę tam w przyszłości.
Dziękuję za wszystkie dobre słowa, nic tak nie pomaga jak one :). A wena z pewnością się przyda.
Spokojnie, nie tylko ty na to cierpisz ostatnimi czasu. Brak wolnej chwili, brak weny, a masa pomysłów w głowie. Lol, co to ma być? ;_; To okropne.
UsuńTo ja może też się wezmę za swój nowy rozdział. Mam wprawdzie tego mało, ale za niedługo to się zmieni. ;)
Pozdrawiam jeszcze raz!
Dzień dobry, to znowu ja - zapraszam do siebie na w końcu dodany nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńWitaj serdecznie. Mam cichą nadzieję, że uda Ci się w jakiś sposób dostać do mojego komentarza i przeczytać parę słów z mojej strony. Samym blogowaniem zajmuję się od niedawna, aczkolwiek w świecie opowiadań i działalności w tym zakresie znajduję się już dobre 8 lat. Na Twoja stronę natknęłam się przypadkowo, przeszukując bloga innego świeżaczka, który z dobrym sercem wspomniał o Tobie. Zaintrygował mnie klimat, jaki się tutaj buduje, zaintrygowała mnie możliwość interakcji z Tobą, opowiadaniem, możliwość stania się częścią tego wszystkiego. Nie będę oszukiwać, że zdążyłam już się z całością opowiadania zaznajomić - ale bądź pewna, że w wolnej chwili zaczytam się tutaj na dłużej, a być może nawet dodam od siebie 3 grosze :). Jak na razie mogę jedynie zdeklarować, że z pewnością będę tu zaglądać. W swoim czasie na pewno dodam swój adres do "waszej twórczości", bo nie ukrywam - bardzo zależy mi na Twojej opinii. Tymczasem trzymaj się ciepło!!
OdpowiedzUsuńAleż zachęcam do czytania i do dzielenia się pomysłami - będzie mi bardzo miło. Cieszę się, że jakimś cudem sporo osób tu trafia i że każdy ma chwilę, żeby przysiąść i napisać choć parę słów na temat tego, co ja wcześniej wymyślę. Dziękuję.
UsuńWiem, jakie to ważne, żeby kogoś docenić, żeby wspomnieć chociaż, co było dobre, a co jeszcze trzeba poprawić. Zostaw adres, oczywiście. Nic nie obiecuję, ale jeśli w końcu uda mi się wyrwać spod ciężaru nazywanego brakiem czasu, wejdę z pewnością.
Jeszcze raz dziękuję za odzew.
No właśnie ja nie wiem jak to się dzieje, że co do Ciebie na bloga zajrzę to coraz więcej masz komentarzy i coraz więcej osób śledzi losy Twojego opowiadania :D I co najważniejsze dostajesz góry pomysłów żeby ubarwić opowieść :D No gratuluję :P Zdradź sekret, taka ilość komentarzy podbudowałaby moje ego xD
UsuńHeh, ja też do końca nie wiem, jak to się dzieje. Reklama? Oczywiście, byle nie chamska. "Słitaśny blogasek, wpadnij do mnie" xD.
UsuńNie, tak serio? Nie mam pojęcia, czemu ludzie chcą mnie czytać. Ale jestem im za to niezmiernie wdzięczna. Moje marzenia chyba powolutku zaczynają się spełniać. :)
A w tych pomysłach to serio już się sama gubię. Nie zdziwię się, jeśli zapomniałam o jakichś genialnych, pisząc czwarty rozdział. Chyba muszę jeszcze raz przejrzeć komentarze przed publikacją...
Hej to jest super, jestem ciekawa kiedy kolejny rozdział?Zachęcam do odwiedzenie mojego bloga http://ishara-corka-lucyfera.blogspot.com/.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHejo!
OdpowiedzUsuńU mnie nowość :P Zerknij jak będziesz miała czas :)
Bardzo dużo imion trudnych do wypowiedzenia...
OdpowiedzUsuńGubię się, ale spokojnie, jakoś to opanuję...
Jersen i Kneraz chyba mają przesrane.
Perran jest złodziejem? Wydaje mi się, że kimś więcej, ale aktualnie ucieka...
Hmmm... ;)
Te wszystkie imiona... rodem z powieści fantasy. :D Ale spokojnie, z czasem powoli się do nich przyzwyczaję.
OdpowiedzUsuńTen domek z ciastek... Genialny pomysł. Spodobało mi się to wojsko. Różne charaktery i w ogóle. :D
No i, jak w każdym opowiadaniu, musi być złodziejaszek... :D Uwielbiam Twoje opowiadanie, jest takie jasne i świetnie i szybko się je czyta. Rozdziały są w sam raz, ani za długie, ani za krótkie. :)
A tymczasem lecę do rozdziału IV. :D
A więc Parran jest złodziejem, tak? Doskonale opisałaś scenę w tym domu, kiedy szukał czegoś wartościowego. W ogóle, pomysł z pustynią no i sama nazwa opowiadania jest intrygująca, ciekawa. Twój blog jest taki...ciepły, właśnie przez te wszystkie pustynne barwy. ;)
OdpowiedzUsuńAch, zamiast komentować każdy rozdział, skomentuję ostatni, okej? ;) Wtedy czytanie zajmie mi trochę mniej czasu. :P Tak, jestem strasznie leniwa. :)
Niedawno zaczęłam czytać Twoje opowiadanie. Muszę przyznać, że mnie zaintrygowało, a te wszystkie szczegóły przyciągają jak magnez :)
OdpowiedzUsuńSklanka
te-quiero-mi-amor.blogspot.com