25 lutego 2015

Rozdzial XII

– Wyrte! – usłyszał swe nazwisko, gdy szmery niecierpliwości zaczęły roznosić się pośród tłumu. Jarmark trwał w najlepsze, kupcy jak co roku osiągali zyski wyższe niż przez ostatnie dwa tygodnie razem wzięte, a orkiestra przygrywała wesoło. Gdzieś pośrodku kilka roześmianych par podskakiwało w rytm dawnych tańców, znanych jeszcze ze szczęśliwych czasów poprzedniej dynastii.

Porządek spokojnego dnia zakłóciło jednak pewne wydarzenie. Nadszedł akurat moment, w którym król winien był pójść po kilka monet, które w dalszej części uroczystości były zazwyczaj wręczane jako nagroda najlepiej sprawującym się podczas niej więźniom. Władca wstał i udał się więc do zamku, gdzie na małym, ustrojonym na tę specjalną okazję stoliczku leżała skórzana sakiewka. 

Lud zajął się sobą przez kilka minut oczekiwania, które zwykle zajmował panującemu ów spacer. Radosna muzyka czekała na jego rychły powrót.

Lotrikos przyglądał się właśnie jak przestępcy, którzy dopuścili się niegdyś tsnetki biorą udział w jednej z wielu ułaskawiających konkurencji – w tym wypadku rzeźbieniu w maśle. Trzeba było przyznać, że więźniowie bawili się przy tym świetnie, tak samo zresztą, jak najbliżej stojąca publiczność. Cztery wielkie bryły masła – szerokości kroku, a wysokości przeciętnego mężczyzny – czekały niecierpliwie, aż ktoś zatopi w nich dłuto… albo łyżkę.

Jeden z więźniów, jak zauważył Lotrikos, za cel postawił sobie nie stworzenie czegoś pięknego, a zjedzenie całej przydzielonej mu bryły. Łyżka po łyżce, ku uciesze publiczności, udowadniał, ile obchodzą go rozkazy króla.

Był tam też Erne Artysta, człowiek, którego bardziej od sztuki interesowały tylko przekręty finansowe przy sprzedaży obrazów i rzeźb. W niecałe półtorej godziny udało mu się uformować niemalże całą maślaną replikę króla Aderana – i trzeba było przyznać, że jej kształty były łudząco podobne do pierwowzoru. Strażnik był święcie przekonany, że to ten człowiek powinien być jednym z ludzi, którzy dostaną monetę dobrego sprawowania.

Ale nie dostał.

Król nie wrócił.

***

– Ktoś nas jeszcze goni? – wycharczała za siebie pytanie zmęczona biegiem Illythea.

– Dwóch strażników, nie zatrzymuj się – odparł głośno Fersé, by przekrzyczeć gwar ulicy, którą właśnie mijali. Czyżby ludzie tak szybko zorientowali się, że coś się dzieje?

– Gdzie masz tę kryjówkę, o której mówiłeś? – spytał Parran, niespokojnie oglądając się za siebie.
– Po prostu biegnij, stary. Już niedaleko.

Kiedy Illythea po raz kolejny  ominęła nieuporządkowane okazy ulicznej sztuki – pośpiesznie porozstawiane beczki i świeżo połamaną ławkę – Parran nie mógł pozbyć się wrażenia, które już kiedyś go męczyło – że Ruda musiała wcześniej zdobyć gdzieś te umiejętności. Człowiek nie rodził się zdolny do skoków i przewrotów z taką gracją. 

Sam fakt, że znała Czarnego Fersé, dawnego dritheńskiego mistrza akrobatyki użytkowej, który do tej pory nie znalazł godnego następcy na to stanowisko, zdawał się potwierdzać owe przypuszczenia.
Kiedy biegli pośród kolorowych krzewów, przez wciśnięte pomiędzy wille doradców podwórko, jedna z gałęzi zahaczyła o materiał spodni Illythei. Parran zauważył to kątem oka i zwalniał już, przekonany, że dziewczyna zatrzyma się i będzie próbowała wyplątać się z otaczających nogę łodyg.

Jakże się zdziwił, gdy ta przyspieszyła jeszcze, szarpnąwszy się mocno. Słychać było tylko kolce rwące skórzany materiał i jej ciche syknięcie.

Kącik ust Parrana uniósł się ku górze. 

***

Kneraz, gdy tylko usłyszał, że żołnierzy pokonał zwykły brak oświetlenia, stracił wszelką nadzieję na odzyskanie władcy, choćby fałszywego.

Szaty – jeśli tak można było nazwać twórczość młodego krawca – leżały porozrywane na zimnej posadzce podziemnego korytarza. 

– Co się dzieje? – aż podskoczył na dźwięk głosu swego przyjaciela Jersena. – Gdzie nasz nowy Aderan? – spytał, śmiejąc się. Widocznie wieści o gonitwie jeszcze do niego nie doszły.
Kneraz tylko wzniósł na niego zmęczony wzrok i westchnął głośno, podnosząc się ze stołka, na którym siedział.

– Uciekł.

Po wyrazie twarzy Jersena łatwo można było poznać, co właśnie myślał. Początkowo zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając, a potem uśmiechnął się tak, jakby od początku wiedział, jak to wszystko się skończy.

– Czas poszukać prawdziwego, co?

– Chyba nie widziałeś, co dzieje się na zewnątrz. Ja sam słyszałem jedynie krzyki, nie sposób je zignorować. Rozmawiałem już z Trireno, dowódcą straży. Teraz po prostu musimy czekać, aż wszystko się uspokoi.

– Nie lepiej byłoby do nich wyjść i im to wyjaśnić?

Kneraz uniósł brwi.

– Ludowi? Powiedzieć ludziom, że król zwiał, albo że ktoś go porwał? Ich ukochany król?

– Co w tym złego? – Wzruszył ramionami, zalewając przygotowaną wcześniej kawę. – I tak go nienawidzą.

– No właśnie, właśnie. Skoro króla nie ma, wolno im wszystko. Nienawidzą go. Ale nam bunt nie jest potrzebny. Powiedziałem Trireno, żeby udawali, że król spadł ze schodów podczas spacerku po monety. Złamał sobie nogę, nie może chodzić. 

– Może i masz rację – westchnął Jersen. – W takim razie idę trochę odpocząć. Zdaje się, że wszyscy mamy wolne.

***

– … z tego powodu świąteczne obchody zostają przerwane. Proszę rozejść się do domów.
W ogólnym rozgardiaszu trudno było znaleźć kogokolwiek słuchającego słów głównodowodzącego Trirano, stojącego teraz w miejscu, w którym jeszcze niedawno widziano władcę. Ludzie zaczynali panikować, a do obowiązków straży należało uświadomienie im, że nie ma powodów do niepokoju. 

Lotrikos stracił z oczu swą żonę, gdy sam udał się do zwierzchnika Brantera, kiedy ten, nie wiedzieć skąd, nagle znalazł się wśród tłumu. Nie powinien był jej zostawiać, zdawał sobie z tego sprawę, ale w tamtej chwili nie zastanawiał się nawet, co jest dla niego ważniejsze. Już kiedyś popełnił olbrzymi błąd, przedkładając uczucia nad obowiązki względem państwa. Tym razem wiedział, kim był. Należał do straży i tylko to się liczyło. Bezpieczeństwo jego żony warte było tyle samo, ile bycie spokojnym o życie każdego z pozostałych mieszkańców miasta.

Mijało właśnie długie pół godziny odkąd dritheńczycy widzieli ostatnio swojego króla. Trirano dodatkowo orzekł, że ten z pewnością nie pojawi się w najbliższym czasie. I to do końca zburzyło ostatki spokoju, jakie mieszkańcy w sobie utrzymywali.

Rok w rok wszystko działo się według ustalonego schematu: święto zaczynało się od rozkładanych rano targowisk z towarami ze wszystkich stron świata – albo takimi, które miały je udawać. Około południa, gdy radosne westchnienia i głośne pląsy wypełniły górne miasto pozytywną energią, król stawał przed ludem i witał go swą nienaganną, napisaną przez sługi mową. Wtedy obchody zaczynały się na dobre. Więźniowie, główna – jakkolwiek by to brzmiało – atrakcja dnia, próbowali wkupić się w łaski króla przeróżnymi, przemyślanymi wcześniej przez królewskich doradców konkurencjami i można by rzec, że oprócz nich samych wszyscy byli szczęśliwi. Aż do momentu, w którym pierwszy podmuch wiatru nie przepowiedział nadciągającej settary.

Nie minęła nawet czternasta, gdy Lotrikos poczuł na policzku pierwsze delikatne sypnięcie piasku. Nagle prośby o uspokojenie się nabrały innego wydźwięku – i dziesięć minut później sam, wraz z innymi strażnikami, krzyczał po prostu, by poddani nie przejmowali się sytuacją, lecz czym prędzej biegli do domów. Ludzie przepychali się jedni przez drugich, choć w zasadzie wszyscy przecież kierowali się w tym samym kierunku – jedynego mostu łączącego wewnętrzne miasto z kręgiem zewnętrznym. Co bardziej zdesperowani, gdy wiatr zaczął już głośno smagać wyschnięte gałęzie drzew, pobiegli przez rzeczne koryto, mocząc przygotowywane na uroczystość wyjściowe buty w błotnistym podłożu.

Wyrte, popychany i na okrągło szturchany, wciąż jednak trwał na placu, tak samo jak kilku jego kolegów. Wspólnie mieli dopilnować, by wszyscy mieszkańcy dotarli przed wichurą do domów. Nawet niekoniecznie swoich.

Na utrzymywanie porządku nie było czasu.

***

Parran musiał przyznać, że pomysł, by jedyne dojście do kryjówki było możliwe poprzez pobliskie wejście do kanałów, będące na środku sąsiedniego, zacienionego zwykle zaułka, był całkiem niezły. Choć oczywiście na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że mieszkanie w takim miejscu nie jest najlepszym pomysłem. 

Zanim jeszcze zdążył zacząć narzekać w myślach na nieprzyjemną wilgoć, okazało się, że mieszkanie Czarnego wcale nie znajduje się pod ziemią. Z kanałów z powrotem należało wydostać się na górę, wyjściem oddalonym od studzienki o może pięć kroków. Nie było tam ani schodków, ani drabiny, ale kimże byłby Czarny Fersé, gdyby do swego domu wchodził tradycyjnymi sposobami?

W cholewce buta trzymał zawsze cienki pręt, który Parranowi parę razy udało się zauważyć – bo i Fersé nie silił się specjalnie na jego ukrywanie –  ale o którym ten wciąż milczał. Nic dziwnego – jak się okazało, wydłużony metalowy przedmiot okazał się kluczem na miniaturowej teleskopowej pałce.  Stojąc  tuż pod wejściem do kryjówki, w ciemnościach wycelował w zamek, a po chwili cała trójka usłyszała charakterystyczne szczęknięcie. Wyciągnął jeszcze rękę ku górze i słychać było, jak drewniana klapa uniosła się i uderzyła o podłogę po drugiej stronie.

Gdy oczy Parrana powoli przystosowywały się do ciemności, zauważył, że Fersé opuszcza rękę i przekręca drążek do góry nogami. Wyciągnął znów ramię i delikatnie podskoczył, najwyraźniej celując w coś owym prętem. Mięśnie się napięły i chwilę później złapał się kantu wejścia, po czym bez choćby najcichszego stęknięcia wciągnął się na górę. 

Usłyszeli brzdęknięcie metalu, który odkładał obok siebie.

– Podnieś ją – rozkazał cicho, wskazując na Illytheę. Sam wyciągnął ramię w ich kierunku i gdy dziewczyna go dosięgła, odepchnęła się od ramienia Parrana i pozwoliła unieść się do wejścia.

– Jeszcze ty, kruszynko – zaśmiał się Fersé, spoglądając w ciemności na Parrana. Ten uśmiechnął się głupio i odparł najbardziej dziewczęcym głosem, jaki udało mu się wykrzesać ze swego wnętrza:

– Ostatnio trochę przytyłam, proszę pana.

Usłyszeli kobiece parsknięcie, któremu zawtórował głośny dźwięk dochodzący spoza podziemi. Serce Parrana kilka razy zabiło mocniej, ale urywki rozmowy wskazywały na żołnierzy, którzy najwyraźniej mieli już poważniejsze zmartwienia, niż trójka uciekinierów.

Czarny musiał przyznać sam przed sobą, że gdyby miał wciągnąć na górę kogoś jeszcze, do końca dnia nie miąłby w ręku nawet siły, by zamieszać herbatę. Na szczęście jego stary druh siedział już na podłodze obok niego, a on mógł spokojnie zamknąć wejście.

– Słyszeliście? – zagaiła Illythea. – Mówili o piachu. Settara o tej porze?

– Może neesthy się wkurzyły, że zniknął szanowny pan król. Nie będą miały kogo oszukiwać – odparł Parran, rozcierając dłonie. – Zimno tutaj.

– Herbatki? – spytał radośnie Fersé, zapalając stojącą niedaleko świeczkę. Znajdowali się w małym, klaustrofobicznym wręcz pokoiku, z którego były dwa wyjścia – jedno na dół, drugie tuż przed nimi, w postaci niepasujących tutaj zwyczajnych drewnianych drzwi. – Chodźcie.

***

Wichry szalały, chłostając piaszczystymi batami wszystko, co pozostało na dziedzińcu. Stoiska, towary: delikatne naszyjniki latały wysoko, by za chwilę spaść pomiędzy drogie zioła; niezaostrzona broń klekotała o drewno, woda rozlewała się błotnistymi strumykami. Nikt nie zdążył posprzątać przed przyjściem demonów. 

Każdy z mieszkańców schował się gdzie tylko mógł, nawet straż uciekła już z pola walki skazanej na klęskę. I tylko jeden głos niósł się między drobinkami czerwonego piasku.

– Taaaniiik! 

Jednakże jednostajny krzyk niknął szybko wśród wiatrów, a na środek dziedzińca nie dobiegał choćby jeden zniekształcony ton. Tylko monotonny szum otulał chłopca, stojącego pośród piaskowej burzy.

Jego czarnymi jak węgiel włosami targały silne podmuchy, jego niewidzące oczy szukały znaku. Nie wiedział, jaka miałaby to być wskazówka, ani dlaczego właściwie nie wrócił do domu z matką.

Jej delikatna dłoń kołatała się w myślach między resztą wspomnień z ostatnich dni, które zabrał spieszący bezładnie tłum ludzi bojących się czerwieni. Mógł z nią pójść, biec wraz z nimi, i sprawić, że nie musiałaby się martwić. Ale to przecież ona chciała, by przestał zajmować się tym, do czego został stworzony, jego jedyną radością. 

Strumień jej łez nie mógł zmienić jego decyzji, ponieważ zdawał sobie sprawę, iż jego przeznaczenie płynęło teraz tak różną od wybranej przez matkę rzeką. I tylko los mógł wiedzieć, że jej koryto wyschło już dawno temu.



-------------------------------------------------------

Pamiętacie Tanika? Szczerze mówiąc, musiałam sprawdzić, w którym rozdziale wystąpił, bo było to sto lat temu. Celem przypomnienia dla tych, którzy czytają na bieżąco, a pamięć mają taką jak ja: Tanik to syn komornika, do którego Parran wraz z Illytheą włamali się w rozdziale siódmym (fragment drugi, krótki; proponuję szybko tam skoczyć i przeczytać). Dzieciak miał mieć dziwne umiejętności, które matka chciała w nim pielęgnować, a ojciec - nie bardzo. Więcej nie wiemy.

Dlaczego matka zmieniła zdanie? Czym właściwie wyróżnia się Tanik wśród innych mieszkańców? Co to za rzecz, którą trzeba było ukryć? Czym jest Bractwo? A jeśli chodzi o wydarzenia tego rozdziału - wszyscy pouciekali do domów, a co stało się z więźniami? Czy niezawodna straż zdążyła ująć wszystkich? O Czarnym już dyskutowaliśmy, ale jeśli ktoś ma coś do dodania, chętnie poczytam.

Jeszcze coś miałam dodać?...

No dobrze, tym razem muszę przeprosić. Obiecywałam trzy razy, że rozdział będzie "niedługo" - a jest dopiero teraz. I należą wam się wyjaśnienia. Jeśli nie jesteście ciekawi, po prostu dalej nie czytajcie, tylko dajcie znać, jak podobał się wam rozdział - i co ma dziać się dalej ^^.

Całe ferie (które, swoją drogą, dzisiaj się kończą) przesiedziałam nad hiszpańskim. Na studiach sprawy się odrobinę pokomplikowały, dlatego trzeba było się w końcu przyłożyć i udowodnić, że nie jest się beznadziejnym. Jutro czeka mnie ostatni egzamin. Wobec powyższego, szczerze przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio przeczytałam książkę, lub chociażby internetowy artykuł po polsku, albo kiedy obejrzałam film w naszym pięknym języku. Dlatego też rozdział wrócił do mnie cały pokreślony - w dwóch wersjach, dodajmy (dzięki, kochane :)) - i z tego powodu jego złożenie zajęło mi zbyt dużo czasu. Tak, tak, muszę przyznać moim paniom od sprawdzania: strona bierna wygląda w polskich opowieściach paskudnie. Tyle w kwestii usprawiedliwienia. Raz jeszcze przepraszam.

Uff. Dzięki za wytrwałość. Wyjaśnienia dłuższe niż sam rozdział, ale czasem chyba wypada. Czekam na wasze pomysły i biorę się za kolejny.

Buziaki!

EDIT: Oczywiście zapomniałam o ważnej rzeczy. Przestałam informować o notkach - brakuje mi na to czasu. Mam nadzieję, że wszystkich informowanych udało mi się osobiście powiadomić. Informowalnia pozostanie, ale już jako miejsce wyłącznie informujące o możliwych sposobach subskrypcji opowiadania. Fajerwerków jak na razie nie ma. Jak coś się zmieni, poinformuję.

35 komentarzy:

  1. Oooo jestem pierwsza ^^
    A wiec...
    Nie mam żadnych pomysłów ;_; Kompletna pustka w głowie..
    No cóż, w tym miejscu musze polegać na Tobie i reszcie czytelników xD
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Izuuś

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie nowy rozdział! Coś długo Cię nie było, ale jeśli chodzi o studia to w pełni rozumiem. W końcu od pół roku też noszę miano "studenta" hah... Cieszę się zatem, że mimo wszystko pojawiła się nowa notka. Swoją drogą zastanawia mnie kiedy w końcu odnajdzie się król? Może nadszedł w końcu czas na wyjaśnienie, gdzie on się znajduje? Tylko nie pytaj mnie o propozycję odnośnie tego. Lubię mieć niespodzianki, więc póki co się nie wychylam z propozycjami :)
    Interesuje mnie ten chłopiec z końcówki rozdziału. Jestem ciekawa, czy przetrwa "burzę". No i może w ten sposób dowiemy się czegoś o jego umiejętnościach? Osobiście obstawiałabym na taki przebieg wydarzeń. Jednak, jak to będzie wyglądać to się okaże. A i nie zapominając o naszej trójce uciekinierów. Podobał mi się ten moment z rozdartymi spodniami, i ten w którym Parran mówi, że ostatnio trochę przytył, na stwierdzenie, że jest kruszynką. Mimowolnie pojawił mi się uśmiech na twarzy. Coś mi się wydaje, że chyba właśnie wydarzenia z nim związane lubię czytać najbardziej. Mają w sobie to "coś". Ha ha :D
    Nie przedłużając mojej "tyrady", wspomnę już tylko, że rozdział czytało mi się wyśmienicie (tak właśnie, każde słowo mi smakowało xD). Z chęcią sięgnęłabym po kolejny. Dlatego mam nadzieje, że tym razem pojawi się znacznie szybciej. Weny w związku z tym życzę. Poza tym życzę Ci też powodzenia na studiach (zdecydowanie muszę wziąć się do nauki). Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :). Tobie także dużo powodzenia, na pewno się przyda.

      Cieszę się, że drobny uśmiech wkradł się na twoją twarz ^^. Chociaż tyle dobrego zrobiłam. I zgadzam się, czas chyba na króla, chociaż dalej nie do końca wiem, jak go stamtąd wyciągnąć... hm...

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Oj przyda się, przyda :) Hah... Też nie wiem, jak wyciągnąć króla, ale wierzę, że niebawem się dowiem. Tak więc proszę o nowy rozdział :D

      Usuń
    3. Hej! Przybyłam zaprosić Cię na nowy rozdział u mnie :) Powoli idę do przodu.
      A tak przy okazji, kiedy mogę spodziewać się notki u Ciebie? Pozdrawiam! ;)

      Usuń
    4. Wbrew pozorom wciąż czytam, tylko nie zawsze mam czas się odezwać :). A co do notki, to mam nadzieję, że przed świętami się uda, chociaż wiadomo, jak to bywa.

      Usuń
  3. Co roku było schematycznie, to i król postanowił zerwać te kajdany nudy! No to mają - poszukiwanie jego, bałagan wśród pogody i ludu, a także niepojęte złodziejstwo! :D Haha!

    Fersé - to całkiem miły i gościnny człowiek. Lubię takich. Poza tym, lubi klaustrofobiczne mieszkanka - sama mam takowe :D

    Wracając do TANIKA, to uważam, iż Tanik skoro jest synem komornika, to może lubi zamiast zabierać innym majątki udzielać się wolontaryjnie po godzinach? Taki pierwszy lepszy pomysł który przyszedł mi do głowy! ^^

    Myślę, że ta akcja z więźniami może być ciekawa. Jakiś jeden z całej szarej masy musi być sprytny i dość szybki. Może z nim można jakoś dalej pociągnąć tą historię? Spleść ją z Parranem i Illytheą? To byłoby coś :D

    Pozdrawiam i życzę dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, to z Tanikiem, to nie jest głupi pomysł. Sama bym na to nie wpadła, ale faktycznie... hm ^^

      A Fersé jakiś za miły chyba wyszedł, bo to kolejna postać, którą polubicie i której nie będzie można zabić, no :D.

      Dzięki za wszystko.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Na Twojego bloga trafiłam zupełnie przypadkiem (a może to nie był przypadek?) i od razu mi się spodobał, szczególnie koncepcja pisania razem z czytelnikami, z ich pomysłami :D Na razie przeczytałam tylko ten rozdział, ale niedługo spróbuję wziąć się za poprzednie rozdziały (prolog też już ogarnęłam i zapowiada się ciekawe fantasy :D). Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga, który powstał rok temu, ale dopiero teraz jednak zdecydowałam się publikować to, co napisałam rok temu, bo sama się pogubiłam we własnym wymyślonym świecie http://zagubiona07.blogspot.com też jest utrzymane w takim fantastycznym świecie, serdecznie zapraszam i czekam na dalsze rozdziały! (jak oczywiście nadrobię poprzednie) Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję i zapraszam częściej. Daj znać, jak się podobało - i czekam na twoje pomysły :).

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Przyznam się bez bicia, że nie wiedziałem, kim był Tanik. Dobrze, że na końcu napisałaś kilka słów przypomnienia, wtedy wszystko mi się już rozjaśniło.
    Ależ zamęt się zrobił po zniknięciu króla (jak i oczywiście jego sobowtóra). Z utęsknieniem będę oczekiwał na to "wkrótce", by móc się przekonać co dalej.
    A, w następnym rozdziale koniecznie wspomnij o tym, jak potoczyły się dalsze losy jegomościa jedzącego bryłę masła. Martwię się o jego zdrowie :-P.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś przeze mnie nominowana do LBA :) Więcej szczegółów na izuunka.blogspot.com
    Izuuś xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    droga autorko, oj dawno mnie tutaj nie było, oj, ale wracam, mam dość dużo zaległości i w zasadzie nie wiem jak je nadrobić (a w zasadzie kiedy, mam bardzo ograniczony czas i nie mam po prostu kiedy), ale podjęłam decyzję, bo za bardzo już nie pamiętam gdzie skończyłam czytać, historie pamiętam mgliście, więc zacznę od początku i będę czytała rozdział po rozdziale... tak chyba będzie najlepiej dla mnie, będę stopniowo nadrabiała zaległości a na dodatek pozostawię ślad, ze jednak jestem ;] mam nadzieję, że dość szybko uda mi się nadrobić te zaległości, bo pamiętam, ze historia mnie bardzo zainteresowała.... do usłyszenia...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że znów mam okazję cię gościć w moim kawałku internetów. Dzięki za dobre słowa - podziel się wrażeniami, jak już nadrobisz czytanie :). Zapraszam też do dzielenia się pomysłami, bo ostatnio trochę biednie, jeśli o to chodzi. Chyba wszyscy mamy za mało czasu, a za dużo zajęć.

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. "Dlaczego matka zmieniła zdanie? Czym właściwie wyróżnia się Tanik wśród innych mieszkańców?"
    Może tym, że Tanik posiada dar widzenia neesthów (nie wiem, czy dobrze odmieniam) oraz tych, którzy stali się ich ofiarami. Lokalizacje ofiar oraz to, że wie o swoim darze, mogą pochodzić z jego snów, o których opowiadał wiele razy swojej matce. Byłby remedium dla mieszkańców. To opcja pierwsza.
    Druga: Umiejętność nie tylko widzenia neesthów, ale i oswajania chociażby jednego na raz.
    Trzecia: Towarzyska mara - niewidzialna kontra na neesthy, która ochraniałaby Tanika.
    "Co to za rzecz, którą trzeba było ukryć?"
    Rzecz, którą posiada Tanik, czy kto? Przyznam, że nie załapałam fragmentu traktującego o tym...
    "Czym jest Bractwo?"
    Tu też nie załapałam. Chyba będę musiała wrócić do ponownej lektury poprzednich rozdziałów.
    "Co stało się z więźniami?"
    Maślany żarłok mógł zginąć w settarze, bo któż byłby zdolny do biegu po zjedzeniu czegoś, co powoduje mdłości po jednej łyżeczce?
    W sumie - jeśli więźniowie byli przymocowani, to zapewne strażnicy nie odkuli ich z miejsc. Kill 'em all. Przychodzi mi do głowy jeden koncept, w którym więźniowie stają się karmą ofiarną dla tych piaszczystych potworaków, dzięki czemu w błogim nasyceniu na długi czas przestają nawiedzać mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie o rzecz ukrytą dalej tyczyła się samego Tanika, proszę wybaczyć, jeśli niewyraźnie to napisałam. A jeśli chodzi o Bractwo, to faktycznie była o nim mowa daaawno temu - pisałam o tym pod rozdziałem.

      Jeśli o Tanika chodzi, to pomysł, żeby był jedynym możliwym ratunkiem dla miasta jest jak najbardziej trafiony. Rzecz w tym, czy miasto potrzebuje owej pomocy - czy zechciałoby ją przyjąć.

      Jak na moje więźniowie także powinni poumierać, ale jeśli ktoś podrzuci mi jakieś ciekawe rozwiązanie (szczerze mówiąc, chyba się nawet już jakieś pojawiło), to powinnam któregoś z nich ocalić.

      A masło - fakt - fujka. I to też był pomysł jednej z moich czytelniczek; chyba sprzed roku. W końcu udało się go gdzieś wcisnąć ^^.

      Usuń
    2. Huh, no to kartkuję wte i wewte w poszukiwaniu info o Bractwie. Chętnie posłużę się pseudowizjami, jeśli jakieś mnie najdą.
      Czy miasto przyjmie, czy też nie - mogłabyś zrobić z Tanika summonera/tamera/tańczącego z neesthami. xd

      Usuń
    3. Szkoda, że muszę dublować posta, a mam zwyczaj tego nie robić.
      Huh, anyway. O bractwie było raptem zdanie. A nawet pół. Czy na pewno czegoś jeszcze nie przeoczyłam? Ale z góry podzielę się tym, co na moją mózgownicę naszło z góry.
      Bractwo ponoć trenuje Tanika, czy tam próbuje okiełznać jego moc, tak? Powinni stać się największym zagrożeniem nie tylko dla niego samego, ale i dla miasta. Większym niż neesthy. Mają dostęp do wiedzy, jak pochłaniać indywidualnie moc, która wiruje wokół miasta wraz z kwarcowym pyłem. I załóżmy, że może będą chcieli dążyć do przejęcia władzy. MOŻE. A może do czegoś bardziej ambitnego i mniej sztampowego, jak na przykład do uwidocznienia form neesthów, kosztem życia wielu istnień?
      Jeśli pragniesz darować życie co najmniej jednemu z więźniów, to temu delikwentowi można przypisać życiową rolę, jako support Tanika? Chociaż - nie, wait... nie widzę porządnego nawiązania do tego wszystkiego. To możesz zignorować.

      Usuń
    4. Mnie też to całe przejmowanie władzy nie przekonuje - jakieś to za proste. Za to powiązanie Tanika i jednego z więźniów jak najbardziej przypadło mi do gustu, może coś uda się w tym kierunku zrobić.

      Dzięki wielkie za górę pomysłów, z części na pewno skorzystam. Swoją drogą, naprawdę was podziwiam, że pośród nawału obowiązków macie czas zanurzyć się w ten świat i zostać na dłużej; nawet ja mam go coraz mniej na przesiadywanie nad tekstami.

      Usuń
    5. Pomysł na postać Tanika wydaje mi się interesujący i mam nadzieję, że wyniknie z tego coś ciekawego :)

      Co do Bractwa to może ono być związane z ludźmi, chcącymi przywrócić magię do krainy lub z porywaczami, którzy zamknęli króla w wychodku ;)

      Jeśli chodzi o więźniów to wśród z nich mógłby być oszukany przez Parrana lub Czarnego i niesłusznie uwięziony. Człowiek ten kiedy został wtrącony do więzienia stracił wszystko (majątek został skonfiskowany, ojciec go wyklął, narzeczona zostawiła, a przyjaciele opuścili) i teraz jego jedynym celem jest zemsta.

      Usuń
    6. Artysta nie pasuje mi do tej roli, więc zostaje zjadak masła (^^ jak to pięknie brzmi), bo nie chcę wprowadzać niepotrzebnie nowej postaci. Dzisiaj po tabelach próbowałam się doszukać koloru oczu Illi, i przeraziłam się ilością bohaterów. No, chyba że sobie tak państwo zażyczą, to oczywiście muszę ustąpić i postaramy się stworzyć jakiegoś nowego biedaka do tej historii :).

      Niemniej powiązanie z Parranem i Czarnym trafiło w sedno, bo właśnie jestem w trakcie pisania kolejnego rozdziału, i szukałam jakiegoś punktu wspólnego. Dobry pomysł, dzięki.

      Usuń
    7. Notabene - niech tej "zjadak masła" będzie tragicznokomicznym niedoszłym samobójcą z rozmaitymi i nietuzinkowymi sposobami na popełnienie wcześniej wspomnianego czynu. Albo mógłby być takim pechowcem, że przy jakkolwiek dobrej metodzie na stracenie życia - wiecznie wychodzi z tego (niestety) żywy. Nie proponuję jednak, żeby była to półnegatywna postać o zaburzeniach typowo depresyjnych - po prostu miałby takie odchyły, jak na przykład próby wysadzania siebie w towarzystwie grupie ludzi za pomocą jakiegoś granatu schowanego za płaszczem. xd

      Usuń
    8. No to mamy konflikt interesów. Dwa dni temu skończyłam następny rozdział (nie miałam jak o tym napisać, za co przepraszam) - i taki dziwak wyszedł mi nie z maślaka, a z Artysty.

      Ale niech będzie, podejmuję to wyzwanie :D. Miałam już oddawać rozdział do sprawdzania, ale jeszcze trochę nad nim posiedzę, żeby to zmienić. Może nawet nie trzeba będzie zamieniać ról, a zrobić z nich towarzyszy szaleństwa.

      Będziecie dłużej czekać. Twoja wina! ^^

      Usuń
    9. No to może być Artysta takim tragicznokomicznym samobójcą!
      Mi tam obojętnie...

      Usuń
  9. Motyw settary nasunął mi ostatnio skojarzenie z arcyburzą, zjawiskiem występującym w cyklu "Archiwum Burzowego Światła" pana Brandona Sandersona. Gdyby ów nie zapewniał we wstępie do pierwszej części, że powieść przeleżała jakieś dziesięć lat w szufladzie, to dałbym sobie rękę uciąć, że podkradł Ci pomysł :-P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, ale mam taką złotą zasadę, że nie czytam książek, których charakterystyczne elementy występują także u mnie. Przynajmniej nikt nie może mi zarzucić, że coś ściągnęłam ^^.

      Swoją drogą, w ogóle czasu na czytanie mam ostatnio coraz mniej, po polsku w szczególności. Najgorsze jest to, że potem widać to w pisaniu. Czy tylko ja tak mam, czy może to nasze czasy sprawiają, że brakuje nam wolnych chwil?

      Hmm...

      Usuń
  10. Uwielbiam takie opowiadania i chętnie je czytam!

    ponyodinnejstrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Super ! Jestem pod wrażeniem :)

    http://wpogonizazemsta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam do spisu blogów, a mianowicie Katalogu Euforia! http://katalog-euforia.blogspot.com/
    Dołącz i ty!
    Pozdrawiam, taasteful :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej Vess :D
    Chciałam Ci tylko powiedzieć, że nadal tu jestem i staram się uważnie śledzić Twoje poczynania :D A świetnie Ci idzie :D Jestem baaaardzo dumna. Jeśli się uda to powrócę z ciągiem dalszym opowiadania. I uwierz mi, starałam się rozreklamować, ale nijak mi to nie idzie xD Mam słabą siłę przebicia :D
    Odzywaj się częściej, nawet jeśli nie czytasz :D Chociażby żeby pogadać :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Twój blog zostanie dodany do Katalogu Euforia jutro (14.03) o godzinie 18:00. Pozdrawiam, Repesco.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji. Napiszmy coś wspólnie, przypadkowy Czytelniku.