25 sierpnia 2014

Zimny przerywnik I

Wspólnie z paniami sprawdzającymi doszłam do wniosku, że ten rozdział nie może zostać nazwany rozdziałem ze względu na swe ubogie wartości dotyczące fabuły jako takiej (choć nie wykluczam, że w trakcie późniejszego tworzenia, nomenklatura może ulec zmianie). Bez zbędnego gadania - o Irrathinarze była mowa w rozdziale IV. Warto sobie przypomnieć, bo było to już jakiś czas temu i nie wszyscy muszą pamiętać. A kiedy będziecie wiedzieć, o kogo chodzi, zapraszam na poniższy niby-to-rozdział.




***

Tego dnia Irrathinar nie miał zbyt wiele pracy. Miał właściwie jedno zadanie, które czekało na wypełnienie – a później mógł wrócić do swego ulubionego zajęcia. Pociągnął łyk kawy i dorysował na mapie ostatnią cieniutką kreskę. Na tym spędzał większość swojego życia i dzięki temu jakoś wiązał koniec z końcem. 

Dawno temu był wojownikiem: silnym, odważnym, dobrze zbudowanym, gotowym oddać życie za ojczyznę, za Virithad. Wszystkie te cechy wciąż w nim tkwiły, ale czasy nie pozwalały na ryzykowną służbę. Był potrzebny państwu, a przynajmniej władze tak uważały – i była to jedyna rzecz, której nie lubił w rysowaniu. Zawsze gdy jego mapy były potrzebne, lub gdy należało zwiedzić nowe tereny i stworzyć nowe plany, musiał zostawić wszystko, biec na łeb na szyję, byle tylko służyć ojczyźnie. A Irrathinar nie lubił dopijać zimnej kawy.

Dziś miał oddać w zamku jedną ze swych map, stworzonych na specjalne zamówienie władcy, od którego dostawał coraz to nowe zadania, a którego nie widział na oczy od ponad trzech lat.

Odczekał jeszcze kilka minut, podczas których tusz zasychał na pergaminie, po czym zwinął go i ostrożnie wsunął do twardej skórzanej tuby. Wstał i zarzucił na ramiona płaszcz, skrywając głowę pod szerokim kapturem. Od paru dni w całym Virithadzie szalały mroźne wichury, nadchodziła najzimniejsza pora roku, a sam Irrathinar śnił o paru wolnych chwilach spędzonych w jakimś cieplejszym miejscu.

Ach… marzenia…

***

Miał tylko zanieść nową mapę i odebrać zapłatę, ale wydarzenia – jak zwykle, gdy starannie sobie wszystko ustalił – musiały potoczyć się zupełnie inaczej.

Kiedy oddawał swoje plany, do pokoju głównego dowódcy wpadł malutki człowieczek, dysząc ciężko, jakby właśnie przebiegł cały świat wzdłuż i wszerz, po czym oznajmił, że władca czeka w swoich komnatach na Irrathinara. Kartograf całą drogę zastanawiał się, co też może oznaczać to osobliwe zaproszenie, ale kiedy zobaczył króla Virithadu, wielkiego ciałem i sercem Dotryga, zwykle szczęśliwego i roześmianego, pogrążonego w głębokim zamyśleniu, wiedział już, że los ma ochotę znowu zrobić mu kilka niespodzianek. Dobrze, że dopił kawę, zanim wyszedł z domu – ponieważ późniejsze wydarzenia potoczyły się nadzwyczaj szybko.

– Ze względu na twoją doskonałą znajomość północnych terenów i przeszłość w służbie ojczyźnie, mam dla ciebie nowe zadanie – oznajmił władca, podnosząc się znad leżących w nieładzie dokumentów. – Doszły mnie słuchy, że bywałeś ostatnio na Pustkowiu w poszukiwaniu informacji. Nie wiem, doprawdy, czego szukasz, ale wiem, co znalazłeś. Zdajesz sobie zapewne sprawę z sytuacji panującej u naszych sąsiadów, w Trenssie. Burze, wichury, dziwne zniknięcia.

Choć po tamtych słowach Irrathinar nie wiedział, czego powinien się spodziewać, zdawał sobie doskonale sprawę, że nie będzie to kolejna wyprawa po współrzędne.

– Zauważyłeś, że ostatnio wichry z północy nasilają się? To już czwarty dzień, jak nie można wyjść spokojnie na zewnątrz. Może to tylko moja wyobraźnia, ale mam wrażenie, że to nie są nasze zwyczajne śnieżyce. – Król obszedł wolnym krokiem swego rozmówcę, przyglądając mu się. Możliwe, że zastanawiał się, czy Irrathinar nadaje się jeszcze do tego typu misji. – Dawno temu krążyła wśród ludu Ognista Legenda. Wiesz, o czym mówię?

– Coś obiło mi się o uszy. – Na te słowa Dotryg pokiwał po ojcowsku głową.

– Nie jest ci potrzebne coś, lecz całość. Słuchaj uważnie. Jak zapewne wiesz, Najwyższy stworzył świat pełnym harmonii i równowagi… - Stary władca i jego przeświadczenie o tym, że istnieją jakiekolwiek nadprzyrodzone siły kierujące wszystkim, westchnął mężczyzna. – Niedługo potem podzielił go na małe fragmenty, które dziś znamy jako nasze krainy-państwa. Zostawił świat samemu sobie, ustalając jedną, najważniejszą regułę: gdyby jeden z krajów miał chęć podporządkować sobie inne, zaburzając naturalny układ sił, miał zostać pozbawiony magii. Spytasz, czy opowiadam ci bajki? Nie, Irrathinarze, dobrze wiesz, że twój stary władca nie żartuje w tak ważnych momentach. – A widząc minę rozmówcy dodał jeszcze – tak, to jest ważny moment. Ale od początku. Widziałeś kiedyś magię na własne oczy? Oczywiście, że nie. Ech, to wasze pokolenie nie ma pojęcia o świecie…

Król mówił i mówił, rozwodząc się nad niedouczeniem młodzieży, ogólną ignorancją i roztargnieniem.

– …Ależ oczywiście, że nie wiecie, czym jest magia. Każdy kraj chciał spróbować zdobyć władzę większą niż inne i każdy pozbył się wiedzy oraz mocy na własne życzenie. Właściwie to… czy żyje nam się źle? – popadł w chwilową zadumę. – W każdym razie, przekazy mówią, że jeśli teraz – gdy o czarach nawet już nie słychać – ktoś spróbuje przywrócić magię miejscu, które ją straciło, nie tylko na nie, ale także na całą resztę świata spadnie niewyobrażalna kara!

Gadanie.

– Możesz oczywiście powiedzieć, że to bzdury. Możesz uznać, że jestem stary i wszystko mi się miesza. Tak, tak. A teraz wyjrzyj za okno. Widzisz to? To początek. Nie zdajemy sobie nawet sprawy ze skali tego, co może się stać – a nawet tego, co już dzieje się w trensseńskiej stolicy. Widocznie ktoś zaczął tam się bawić w zbawcę i pragnie przywrócić potęgę państwu.

– Można to zatrzymać? – Irrathinar nie lubił długich wywodów i omijania konkretów. Wiedział już, że władca chce rzucić na jego barki problem całego świata – nie pierwszy raz zresztą – i był gotów wyruszać choćby zaraz.

– Podobno tak. Tu właśnie najwięcej ma do powiedzenia Ognista Legenda. Jeśli w porę znajdziesz w stolicy Trenssy, Drithenii odpowiednią osobę i wywieziesz ją poza granice ich państwa, klątwa zniknie. Wiesz, Irrathinarze, gdyby chodziło tylko o kraj Aderana – ani go nie znam, ani mi na nim nie zależy. Ale musisz znaleźć tego kogoś ze względu na nas! Na mnie! – Dotryg rozłożył ręce w geście prośby, a jego oczy błysnęły szczerą nadzieją na otrzymanie pomocy. Gdyby to zależało od niego, sam pewnie wybrałby się za granicę, ale ojczyzna, ale nudne papierki…

– Skąd mam wiedzieć, co to za osoba? I czemu właściwie legendę nazywa się „ognistą”? – Po tym pytaniu władca podszedł o kilka kroków do Irrathinara i roześmiał się szczerze.

– Na obydwa te pytania jest jedna odpowiedź. Ta osoba, jak zwykło się mówić, będzie miała w sobie lub na sobie ognisty znak. Z pewnością skojarzy ci się z ogniem i na jej widok przyjdą ci na myśl gorące płomienie. Starsi nazywają ją Ognikiem.

Irrathinar uśmiechnął się krzywo.

– Pokładacie we mnie zbyt duże nadzieje, królu. Skoro nawet legenda nie wie, kogo mam szukać, jakim cudem uratuję ten wasz… cały świat?

Władca położył ręce na ramionach Irrathinara i spojrzał mu prosto w oczy.

– Swego czasu byłeś moim najlepszym tropiącym i najbardziej zaufanym żołnierzem. Wybrałeś inne życie, ale kraj cię potrzebuje. Nie, nie, nie – świat cię potrzebuje! Wiem, że ze swoimi dawnymi umiejętnościami i tym, czego nauczyłeś się podczas ostatnich lat, jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem na to miejsce. Wierzę w ciebie.

Irrathinar przymknął jasne oczy i westchnął ciężko. Król zabrał dłonie i uśmiechnął się wdzięcznie. Wiedział, że jego poddany nie jest odporny na jakiekolwiek pochwały i teraz zgodziłby się nawet rzucić w ogień.

– Kiedy wyruszam?

– Za dwie godziny. Idź się przygotować. – Irrathinar nie odpowiadając nawet, ruszył do wyjścia, a gdy zamykał za sobą drzwi, usłyszał jeszcze – Twoja drużyna będzie czekać przy wschodniej bramie. 

Powodzenia.

***

Kiedy wszedł do domu, sam nie wiedział, jak to się stało, że zgodził się na misję. Sześć lat temu obiecał sobie, że już nigdy nie wyjedzie z kraju, nigdy nie będzie żył niebezpieczeństwem. A parę minut później, kiedy przywdziewał swoją starą zbroję, przypinał broń i mocował mapy, poczuł się o parę lat młodszy. Zgasił światło, zarzucił kaptur i wyszedł, zostawiając za sobą towarzyszące mu ostatnio poczucie starości.

„Ratowanie świata”. Stary Dotryg zawsze nazywał tak zadania, co do których nie miał pewności, czy zwykli rycerze by sobie z nimi poradzili. Wzywał wtedy  jednego ze swych zaufanych ludzi i przekonywał do swoich racji. Irrathinar wiedział doskonale, że świat ani nie zamierza się kończyć, ani nawet jeszcze nie przeszło mu to przez myśl – ale rozkaz pozostawał rozkazem.

Przy wielkiej ośnieżonej bramie czekał na niego jego stary przyjaciel z drużyny, Oltrech. Nigdy nie zrezygnował ze służby, więc długie lata wyrzeźbiły niesamowicie jego ciało – był potężniejszy, niż Irrathinar pamiętał ze wspólnych wypadów, i zdecydowanie zmężniał od tamtego czasu. Podobno znalazł także kobietę swego życia, w co on, Irrathinar, nie bardzo wierzył, zważywszy na fakt, że jego przyjaciel był bardzo skrytym człowiekiem, w dodatku samotnikiem, szukającym rozrywki we własnym, jednoosobowym gronie.

Trzecią i ostatnią częścią drużyny, jak się okazało, była drobniutka, lecz uzbrojona po zęby dziewczyna. Jej brązowe oczy obserwowały świat zza długiej grzywki, a resztę jasnych włosów związaną miała w wysoki kucyk. Uśmiechnęła się niepewnie, opierając rękę na biodrze. Zza jej prawego ramienia wystawały trzy długie rękojeści. Była jedną z królewskich strażniczek, a Olrech zaufanym żołnierzem władcy – co znaczało, że jedynym ich zadaniem było ochranianie Irrathinara. W otwartej walce nigdy nie był najlepszy, a jeśli miał dobrze wykonać swoje zadanie, taka pomoc będzie mu potrzebna. Bał się tylko, że w błyszczących zbrojach będą zbytnio rzucać się w oczy, szczególnie w wysokim trensseńskim słońcu.

Wolnym krokiem ruszyli w kierunku swego pierwszego celu – miasteczka Frent, znajdującego się tuż przed malowniczą przełęczą Frent-Zighat, a przez cały długi dzień towarzyszyły im wyglądające nieśmiało zza pulchniutkich chmur jasne promienie. Poza Gotstranheimen – stolicą, z której właśnie wyruszyli – śnieg nie padał już tak gęsto, a wichry uspokoiły się, co utwierdziło jasnowłosego tropiciela w przekonaniu, że władca Virithadu znów uległ słowom ludzi zbyt wiekowych, by wiedzieli, o czym sami mówią.

W Virithadzie panowała niepisana zasada odnośnie zachowania się na tego rodzaju wyprawach: jako pierwszy miał obowiązek odezwać się dowódca – i nikt nie miał prawa zrobić tego przed nim. Skoro pozostała dwójka nic nie mówiła, oznaczało to, że najważniejszy był tutaj sam Irrathinar.

Dobrze, bardzo dobrze.

A ten nie odzywał się bardzo długo. Poczuł wolność – w sobie i wokół siebie – i musiał doskonale przemyśleć, w jaki sposób ją wykorzystać. Oprócz tego oczywistego, rzecz jasna. Ojczyzna przede wszystkim.


 ------------------------------------------------------- 


Krótko i może niezbyt ciekawie - ale to wprowadzenie do nowego wątku, który chciałam koniecznie zacząć, nie przerywając jednocześnie akcji, która powinna się dziać aktualnie w Drithenii. Mam nadzieję, że wymierzyłam dobrze.

Jeśli chcielibyście się wypowiedzieć odnośnie do tego tekstu - wszelkie pomysły mile widziane, szczególnie dotyczące charakterów wspomnianych bohaterów, choć pewnie kolejnym razem zobaczymy ich nie wcześniej, niż za kilka dobrych rozdziałów.

Nie mam ostatnimi czasy siły ani chęci do pisania - dlatego pozwolę sobie odpocząć od gwałcenia klawiatury. Nie mówię, że rozdział się nie pojawi zwyczajowo po mniej więcej miesiącu - zostawiam sobie jednak luźny termin, bo mieszkanie, bo zaraz studia, bo jesień, bo porządki. Tak, na blogu także czeka mnie niemałe sprzątanie.

Oprócz tego chciałabym stworzyć jeszcze jedną pracę na konkurs kończący się za tydzień (jak ja to zrobię?). A ciekawskim powiem, że na tej stronie można przeczytać także jeden z moich tekstów. Nie powiem który, ale zdradzić mogę, że pisałam o tym gorszym aspekcie. Jeśli lubicie czytać, to warto zajrzeć - i zagłosować na pracę, która najbardziej na to zasługuje. Nie proszę, nie namawiam, sugeruję.

Chyba wszystko. Mam nadzieję, że po wakacjach blogosfera powoli będzie odżywać. Tylko nie piszcie za dużo, bo jakoś ostatnio nie mam chęci także na czytanie. A właśnie, u kogoś mam coś do nadrobienia?

Pozdrawiam ciepło!

P.S. Niedawno opublikowałam roczną statystykę. Jeśli jej nie widzieliście, a jesteście ciekawi, jak wygląda CzP w liczbach, zapraszam.

37 komentarzy:

  1. Najbardziej podoba mi się początek :) blog ogólnie super, na prawdę ciekawie piszesz. Zapraszam na http://bo-tylko-milosc-jest-wieczna.blogspot.com/?m=1 i licze na szczery komentarz :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli mogę wtrącić, to tym tajemniczym wybawieniem (osobą) może być jakaś mistyczna postać? Np. zmiennokształtna kobieta? Aby było trudniej? :))

    Jestem, ciekawa kto rozpętał te wichury...

    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak-tak-tak-tak... Pewnie, że może być! Zobaczymy, zobaczymy.

      [Sama jestem ciekawa, kto je rozpętał ^^.]

      Usuń
    2. A tak se puściłam wodze fantazji :D

      Usuń
  3. Witaj ;)
    Rozdział przeczytałam wczoraj, dziś skomentuję. ;)

    Może i nie dzieje się nic szczególnego, nie ma zbyt dużo akcji, jednakże notka i tak jest ciekawa. Poznajemy bliżej kolejną postać, wydaje się być interesująca, ale nie wzbudza we mnie jakiejś szczególnej sympatii. ;)
    A po drugie - to tylko wprowadzenie do wątku. Który będzie na pewno ciekawy, skoro szykuje się taka wyprawa! :P
    A ta mała, drobna, lecz uzbrojona dziewczyna powinna być taka zadziorna, uparta, to by jej dodało uroku! :P Może być genialną postacią. ;)

    Mam też nadzieję, że jak tylko będziesz mieć kiedyś więcej czasu poczytasz moje opowiadanie ;)
    Piszę także streszczenie pierwszego, co dla niektórych jest ogromnym ułatwieniem, gdyż drugie opowiadanie jest jego kontynuacją ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc nawet się zabierałam, ale po nauce dziwnych skryptów nie mam ochoty czytać w ogóle. I przeraziła mnie trochę ilość rozdziałów, strasznie nie lubię zaczynać, gdy akcja jest już bardzo rozwinięta. Ale jeśli małe streszczonko by się pojawiło, to może bym nawet poczytała. Nic nie obiecuję, żeby nie było! :)

      Cieszę się, że nie było tak źle. Dzięki za komentarz.

      Usuń
    2. Rozdziałów jest 28, a do tej pory udało mi się napisać i zamieścić na blogu streszczenia jedenastu. Na dniach skończę pisać resztę ;)

      Usuń
  4. Komentarz próbny, sprawdzanie ustawień.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, że będzie. Czekałam na szablon. Myślałam, że dostanę go jakoś do końca sierpnia i wtedy dodam aktualizacje, ale niestety, na szablon muszę poczekać, a blogi do spisu powoli zaczynam dodawać. Myślę, że dziś lub jutro pojawią się już wszystkie opowiadania w katalogu.

    OdpowiedzUsuń
  6. hmmm intrygujące :D czekam na kolejny rozdział i dalsze rozwinięcie historii <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytam opowiadanie od początku i jestem pod wrażeniem :)

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowy wątek zapowiada się ciekawie ;) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział, z szczególnie ciekawa jestem, jak potoczą się dalsze losy Illythei ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak to nic się nie dzieje? Dostajemy całkiem nowy wątek, owinięty w jakąś tajemniczą legendę, trójkę śmiałków ruszających w daleką wyprawę, by ocalić świat. Jak dla mnie rozdział jest mocnym, niczym settara, podmuchem świeżości, podsycającym dodatkowo i tak już ciekawą fabułę Z niecierpliwością będę czekał na skrzyżowanie wątków.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe co będzie dalej...
    P.S. Zapraszam na mojego bloga: http://ukrytaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że Ognikiem jest Illythea, albo Irrathinar tak pomyśli widząc jej rude włosy. W sumie to ona nawet pasuje, biorąc pod uwagę jej dziwny opis w II rozdziale.
    Dae

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jak na razie tę wersję mam w głowie, zobaczymy, co kto jeszcze powie :).

      Dziękuję za pomysł i zainteresowanie.

      Usuń
  13. Dzisiaj tu weszłam i bach cały blog przeczytany :D p7sz szybko bo czekam <3《 Gosia

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj
    W końcu doczekałem się rozwinięcia wątku Irrathinar, a epicka misja mająca uratować świat jest zawsze dobrym rozwiązaniem ;). Ale mam nadzieje, że im się nie uda i na świat w którym przywrócono magię spadnie ta nieokreślona kara. A, co do charakteru tej dziewczyny to może być wręcz fanatycznie oddana sprawie i królowi w przeciwieństwie do swoich sceptycznych towarzyszy.
    Pozdrawiam i życzę natchnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że moi czytelnicy naprawdę nie lubią szczęśliwych zakończeń.

      Bardzo dziękuję za pomysły,
      pozdrawiam.

      Usuń
    2. Samo zakończenie może być szczęśliwe, przecież ta kara nie musi być końcem świata, wystarczy inwazja demonów czy coś :D

      Usuń
    3. Ludzie, gdzie tu do końca, gdzie tu nawet do kary. Za dziesięć lat tego nie skończę! :D

      Usuń
    4. Wiem, że jeszcze daleko ale to ty droga autorko napisałaś o zakończeniach. ;)

      Usuń
    5. Oj tam, oj tam. Po prostu twoje "mam nadzieję, że im się nie uda", przypomniało mi o wszystkich prośbach czytelników odnośnie dalszych wydarzeń. Gdybym posłuchała każdej z nich, obawiam się, że nie byłoby już o kim pisać.

      Autor się przywiązuje do bohaterów, więc burzę się za każdym razem, gdy czytelnik chce kogoś uśmiercić. Ale kto wie - może już niedługo zdarzy się jakiś nieszczęśliwy wypadek?

      Usuń
    6. Ja również nie lubie masowego zabijania postaci (no chyba że bohater poświęca się aby jego przyjaciele mogli dotrzeć do celu), dlatego cieszę się, że masz opory przed częstym robieniem tego, a moje "mam nadzieję, że im się nie uda" było bardziej w sensie, że nie zdążą lub zabiorą nie tę osobę.

      Usuń
    7. Albo to, albo to - zgodnie z twoją nadzieją wybiorę jedną z wymienionych opcji. Którą? To się jeszcze okaże :).

      Dziękuję raz jeszcze za te komentarze.

      Usuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja chyba w życiu tego wszystkiego nie nadrobię -,-" No ale sama chciałam... xD
    Widzę, że nie tylko ja cierpię na chwilowe wypalenie -,-" Żeby nie tych kilka rozdziałów napisanych na zapas, świeciłoby u mnie pustkami :D Ale nadejdzie i czas by się sprężyć z tym pisaniem i wtedy znów pojawi się problem... Jak ja tego nienawidzę! Weno, where jesteś?! xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu jakiś znak życia! Już myślałam, że zaginęłaś na dobre :).

      Usuń
  18. Znalazłam twojego bloga i bardzo mi się podoba. Ten post ciekawy jest zapowiedzią jakiejś nowej przygody. I do tego strasznie podoba mi się zdanie "A ten nie odzywał się bardzo długo. Poczuł wolność – w sobie i wokół siebie – i musiał doskonale przemyśleć, w jaki sposób ją wykorzystać" jakoś przypadło mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jakoś średnio mi ten rozdział przypadł do gustu... Wprowadziłaś nowe postacie. I tak masz ich już sporo, będziesz potrafiła je wszystkie ogarnąć? Związać ich razem? Masz na dalszy ciąg jakiś pomysł?
    Zauważ też, że czytelnicy mają jedną ulubioną postać, albo i kilka, w każdym razie czekają na rozwinięcie historii tej postaci. A kolejka i tak jest długa.
    Irrathinar nie wzbudził we mnie większych emocji, mam nadzieję, że później to się zmieni :)
    Ogólnie nie przedstawiłaś tu - jak dla mnie - ciekawego początku nowej historii, bo korzystasz z dość wyświechtanych motywów - drużyna, nagła misja, jakaś daleka wyprawa. No, ale w fantastyce trudno od tego uciec. Pewnie odejdziesz od tych starych motywów, znając ciebie. ;) Nie przekreślam Irrathinara, bo wszystko może rozwinąć się dużo ciekawiej.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Tak długo nic nie wrzucałaś! Minął ponad miesiąc od zimowego przerywnika. Liczę na to, że będzie dużo dłuższy od tego :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Myślałam, myślałam i nie wymyśliłam, jak uciec od pomysłu misji. Taki dostałam pod jednym z rozdziałów i zgadzam się w zupełności, że nie jest to szczyt moich marzeń - i waszych pewnie także. W ogóle nie lubię wątku wyprawy jako takiego - ciężko mi się to pisze, zdecydowanie wolę siedzieć z wydarzeniami w mieście. Teraz czekam na nagłe olśnienie dotyczące powiązania tych trzech postaci ze sobą i jakiegoś głupkowatego zrządzenia losu.

      Co do dużej liczby postaci: nie umiem pisać o jedynie kilku osobach. Nie umiem i już. Jak coś takiego zostawię, to ciężko jest później wrócić do dziwnej plątaniny wątków, dlatego Piachu zostawiać nie zamierzam (choć nie powiem, że mi to przez myśl nie przeszło). Przynajmniej na razie.

      Nowy rozdział jest gotowy, ale cierpię na brak czasu z tytułu przeprowadzki, więc nie mam kiedy go sprawdzić, a taki niedogotowany głupio oddać do betowania. Mam nadzieję, że do przyszłego tygodnia będzie.

      Kłaniam się i dziękuję za opinię.

      Usuń
  20. Witam, witam,
    niedawno natrafiłam na to opowiadanie, które jest fantastyczne, no jeszcze brakuje mi kilku rozdziałów do końca, ale teraz wolałam napisać tych parę słów, ze względu na mój wyjazd, i po prostu mnie wiem kiedy będę mogła dokończyć czytać... ale będę tutaj zaglądać, i pojawiła się nowa czytelniczka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie,
      bardzo dziękuję za odzew i oczywiście zapraszam do dalszego czytania.

      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  21. Witam!
    Od razu przejdę do rzeczy, do pomysłów. Otóż, gdy przeczytałam o Ogniku, to na myśl przyszła mi Illythea. Muszę przyznać, od samego początku to ona najbardziej mnie zaintrygowała.
    Moim zdaniem ona może pochodzić z jakiejś przesądnej rodziny, która porzuciła ją biorąc za sługę demonów, neechtów, z powodu włosów kolorem tak przypominających czerwony piach.
    Może sama nie wiedzieć o tym, że jest Ognikiem, ale dowiedzieć sie o tym później. Przy okazji zacznie uciekać przed Irrathinarem i resztą. Idealna sytuacja do połączenia wątków.

    Co do Torisova - mogą go najść wizje, aż w końcu sie obudzi, ale od tamtego czasu w najmniej oczekiwanych momentach będzie widział fatamorganę lub coś podobnego, co w jego umyśle bedzie wyglądalo jak neesty i starał sie obronić przed stworzeniami, które tak go urządziły.

    Krół z kolei mógł sobie wyjsć na spacer, ale został porwany przez kogoś, kto, zdesperowany, liczy na spory okup i ustawienie do końca życia.

    To na razie tyle, żegnam się majac nadzieję, ze nowy rozdział zostanie jak najszybciej dodany. Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz, za górę pomysłów. Aż ciepło się na serduchu zrobiło. Śpieszę jednak z informacją, że kolejny rozdział już jest na stronie, a ja [jak często mi się zdarza] zapomniałam dodać odnośnika pod powyższym.

      Zapraszam do dalszego śledzenia historii i raz jeszcze dziękuję.

      Usuń

Zapraszam do dyskusji. Napiszmy coś wspólnie, przypadkowy Czytelniku.