24 października 2014

Rozdzial X



– Mamy problem – oznajmił Kneraz, spoglądając po kolei w oczy każdego z zebranych w głównej salce podziemnych warsztatów jego przyjaciela. – Duży problem. Skupcie się teraz: król zniknął. Czy ktokolwiek z was wie coś na ten temat?

Szmery zdziwienia rozniosły się delikatnym echem wśród kamiennych pomieszczeń. Byli tu wszyscy uczniowie Jersena – około dziesięciu osób – on sam, dwójka kucharzy – prawie siłą odciągnięta od swojej pracy (w gruncie rzeczy jeśli  króla nie było, to na cóż przydadzą się tak skrzętnie przygotowywane potrawy?); jeden z odźwiernych, chłopak przynoszący informacje o królewskich zachciankach, a także nowy krawiec, Lyth, którego Kneraz nie obdarzył choćby najbardziej pogardliwym spojrzeniem od czasu powstania królewskiego stroju. Na samą myśl, że miałby to ubranie przekazać królowi, wszystko przewracało mu się w środku.

– Nikt nic nie wie? – dopytywał raz po raz, a irytacja wzrastała odwrotnie proporcjonalnie do czasu pozostałego do rozpoczęcia uroczystości. – Nie? – szepnął prawie błagalnie.

– Już słyszałeś odpowiedź – odparł Jersen, biorąc się pod boki. – Skoro Aderan zniknął, mamy dwa wyjścia i trzeba szybko wybrać jedno z nich. Albo odwołujemy święta – to mówiąc sam się zaśmiał, choć bardzo chciał utrzymać poważny wyraz twarzy. Pomysł był jednak na tyle absurdalny, że nikt nawet nie przyjął do wiadomości takiej możliwości – albo rozdzielamy się i idziemy go szukać.

– Byle szybko – przytaknął Kneraz.

– Dobrze, w takim razie naszą część zamku przeszuka Marchewkowa Para. – Nie było nic śmiesznego w tej nazwie. Ot, tak po prostu nazywano dwójkę kucharzy, których co i rusz przyłapywano zamiast na gotowaniu, to na okazywaniu sobie czułości. Pseudonim przylgnął do nich właściwie na samym początku ich pracy dla władcy – gdy znaleziono ich siedzących przy stole i z dwóch stron chrupiących tę samą marchewkę.

– … wy sprawdzicie skrzydło sypialne, a wasza dwójka przebiegnie się po wieżach i sprawdzi, czy król nie zechciał pobyć w samotności. – Jersen poinstruował wszystkich swych uczniów po kolei, po czym zwrócił się do dwóch pozostałych chłopców, każąc im wracać do swoich miejsc pracy.

– A ty – Kneraz wycelował palcem w młodego krawca – przejdziesz wzdłuż zewnętrznych wieżyczek i sprawdzisz każdą po kolei. – Lyth przytaknął i skierował się do wyjścia. Głowę miał spuszczoną, choć nadal nie do końca rozumiał, dlaczego żółte przebrania nie przypadł do gustu jego przełożonemu.
Szybko postanowił, że pokaże się z jak najlepszej strony i tym razem uda mu się zrobić dobre wrażenie. Znajdzie króla jako pierwszy.

A przede wszystkim – w ogóle go znajdzie.

***

– Do czego to służy? – dopytywał Lotrikos Wyrte, wskazując coraz to nowe torebeczki i pojemniczki na jednym ze straganów. Jako że Torisov nadal nie wybudził się ze swej śpiączki, Wyrte, gdy już zauważył osobliwie wyglądającego kupca, obwieszonego południowo-wschodnią biżuterią z samej Ynseraty, mającego skórę o dużo ciemniejszym odcieniu niż tutejsi, wiedział, że musi na chwilę zgubić swoją żonę. Istniała spora szansa, że później mógłby jej nie znaleźć – ale czego się nie robi dla przyjaciela.

– To proszek usypiający – kupiec nachylił się konspiracyjnie. – Wystarczy wsypać dwie łyżeczki do napoju, zamieszać, a potem jeszcze trzecią – i podać temu, kto ma zapaść w sen, dłuuugi seeen – zaśpiewał, a jego oczy omiotły niebo i ziemię, potem zakręciły ósemkę i wróciły na swe miejsce. Turban na głowie delikatnie się przekrzywił.

Lotrikos przeanalizował szybko sytuację. Wokół było mnóstwo ludzi, żar lał się z nieba, a jego małżonka mogła go znaleźć lada chwila, rozmawiającego z przedziwnym gościem w ynserackich szmatkach.

– Jesteś z południa, co? – spytał cicho, mając nadzieję, że nie będzie musiał po raz kolejny oglądać ocznego teatrzyku. Jegomość zdziwił się tym pytaniem, zastanowił się, gładząc swoją cienką, ale niezwykle długą bródkę, po czym zaprosił strażnika ruchem swych kościstych palców, by wszedł do niewielkiego namiotu tuż obok straganu. Lotrikos, czując, że niewiele wyciągnie od niego przy świadkach, zatopił się pod materiałem zaraz za tajemniczym sprzedawcą.

– Czego ci trzeba, czerwony człowieku? – spytał, zaciągając intrygująco. Lotrikos zdał sobie sprawę, że kupiec mógł nie pochodzić z samej Ynseraty, w której on sam jako wojownik spędził przecież wiele lat swego życia. Albo należał do jednego z ludów wędrujących od Breneiry, przez Ynseratę, aż do Hevery, albo wychowywał się na ziemiach tak daleko wysuniętych na południe, że nie mieściły się one na żadnych znanych mapach.

– Mój przyjaciel śpi od wczoraj…

– Ciii – przerwał przybysz, przytykając palec do ust. Na chwilę zamknął oczy, a gdy je otworzył, Lotrikos miał wrażenie, jakby ten człowiek nie patrzył na niego, lecz przez niego. Tak, jakby widział więcej niż ciemne wnętrze skromnego namiotu.  – Mów ciszej. Wszyscy słuchają.

– Wyszliśmy w czasie burzy – mówił już nieco ciszej. – Jego przynieśliśmy na plecach. Nie budzi się już prawie dobę.

Kupiec spojrzał gniewnie na Lotrikosa. A może tylko mu się wydawało – bo zaraz jego wzrok znów był zamglony, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej.

– Przyjdź do mnie wieczorem.

– Gdzie cię znajdę? – spytał szczerze zdziwiony propozycją, ale nie chciał o niej dyskutować. Choćby pomysł był najbardziej szalony, musiał spróbować znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.

– Masz – szepnął kupiec, trzęsąc turbanem, po czym wcisnął strażnikowi do ręki jakiś ciężki zimny przedmiot o okrągłym kształcie. – Schowaj. Wyjmij dopiero, jak będziesz mnie szukał.

– Jak masz na imię?

– I tak nie zapamiętasz, czerwony człowieku. Idź już.

I Lotrikos poszedł: bogatszy o niezwykły metalowy przedmiot, mnóstwo zmartwień i jeszcze więcej wątpliwości. Jednym z nich był z pewnością brak żony przy boku. Jego wyobraźnia od razu podsunęła mu obraz partnerki czarującej swymi wdziękami jednego z kupców.

Mniejsza z tym. Byleby to tylko nie był jakiś ynseracki dziwak.

***

Lyth był naprawdę starał się znaleźć swego władcę. Postanowił sobie, że dokona tego za wszelką cenę. I udało mu się.

– Czemu król się tak skrył? Coś się stało? – spytał zatroskany, ale zakapturzona postać siedząca w jednej z wieżyczek okalających zamek nawet się nie poruszyła na dźwięk jego głosu. Przez malutkie okienko obserwowała zatłoczony dziedziniec, najwyraźniej czegoś szukając.

– Wszyscy się martwią! Zaraz uroczystość, trzeba iść! – dodał jeszcze, prostując się po wykonanym ukłonie. Postać spojrzała na niego kątem oka spod kaptura.

– Ale ja nie…

– Nie ma czasu! – Lyth uśmiechnął się, a nie chcąc słuchać dalszych wymówek, chwycił za królewski rękaw i pociągnął silnie. Przeszło mu co prawda przez myśl, że głos jego rozmówcy był jakby zachrypnięty – ale przecież rozmawiał z nim tylko raz i to będąc całym w strachu. Ale teraz już nie musiał się bać – wszyscy będą mu wdzięczni, a z uroczystościami wszystko będzie w porządku. Jego drobne wątpliwości uspokoił fakt, że zakapturzony jegomość ruszył za nim.

I gorączkowo myślał, jak wyplątać się z tej sytuacji.

***

Kneraz przez krótką chwilę, gdy Lyth przyprowadził zagubionego władcę, był zadowolony. Ale gdy tylko mężczyzna zdjął z głowy kaptur, monarszy sługa zaczął krzyczeć na krawca tak głośno, że z pewnością skrawki wyzwisk słychać było także na dziedzińcu.

– Kogoś ty mi przyprowadził, co? – zapytał, gdy nieco ochłonął, ale wyraz jego twarzy świadczył o tym, że wcale nie chciał usłyszeć odpowiedzi na postawione przez siebie pytanie.

Krótkie kasztanowe włosy były stanowczo zbyt ciemne, jak na królewskiego potomka. Tak samo zresztą jak oczy, którym daleko było do aderanowego błękitu.

– Jak się nazywasz? – Gość niespodziewanie uśmiechnął się na to pytanie.

– Chwila, chwila… – odparł w zadumie, siadając na niskim taborecie. – Albo mi się wydaje, albo to wy mnie tutaj przyciągnęliście, więc może pierwsi się przedstawicie? I powiecie przy okazji, czemu zawdzięczam wizytę w samym sercu Drithenii?

– To ty jesteś intruzem. Ty pierwszy.

– To twój podwładny mnie tu przyciągnął – wskazał podbródkiem na stojącego obok Lytha. – Sam nigdy nie próbowałbym przedostać się przez zamkowe mury. Tylko idiota mógłby chcieć się tego dopuścić. – Jego rozmówca zlustrował uważnie królewskiego krawca, wspominając, jak ten trafił do zamku, i uświadamiając sobie jednocześnie, że przybysz miał trochę racji. Rozsądek kazał dać za wygraną.

– Jestem Kneraz Alledre. – To nazwisko coś mówiło ciemnowłosemu gościowi. Tak, zdecydowanie tak. Ale co? – Od wielu lat służę miłościwie nam panującemu królowi Aderanowi III. – Parsknął na ten sztuczny wyraz szacunku dla nieobecnego. – O ile mi wiadomo, Lyth znalazł cię w jednej z wieżyczek. Co tam robiłeś?

– O ile mi wiadomo zaakcentował bezczelnie przebywanie tam nie jest zakazane. Kneraz westchnął i usiadł naprzeciwko niego. Lythowi także kazał spocząć na jednym z krzeseł. Zlustrował przybyłego od stóp do głów. Rysy twarzy miał faktycznie jedynie odrobinę różniące się od tych należących do samego króla, był nieco niższy i o ciemniejszej karnacji, ale do Kneraza doszło, że uroczystość musi się zaraz zacząć, a króla jak nie było, tak nie ma.

– Słuchaj, skoro już tu jesteś – zaczął ostrożnie – może mógłbyś nam nieco pomóc. Aderan zniknął. Nikt nie wie, gdzie jest, ani kiedy wróci. Jesteś do niego trochę podobny. Rozumiesz, nie możemy wprowadzać paniki. Zagrałbyś króla na dzisiejszej uroczystości. – Ciemnowłosy mężczyzna zamyślił się. Zmrużył oczy i założył ręce na piersi.

– I co ja będę z tego miał, panie służący? – spytał po chwili milczenia. W oczach Kneraza szybko zauważył niebezpieczną iskierkę: z gatunku tych, które wydają się groźne, a których właściciel nie jest w stanie zrobić wystarczająco dużo, by tę groźbę spełnić.

– Ujmę to w ten sposób: jeśli uroczystości się nie odbędą, a Aderan wróci i dowie się, że byliśmy bliscy rozwiązania tej niewygodnej sytuacji, najpierw powiesi mnie, potem jego – pokiwał głową, wskazując Lytha – a na samym końcu wyda list gończy za tobą, panie kolego. Radziłbym zgodzić się na ten niewielki gest w służbie ojczyzny, jakim jest poudawanie króla do wieczora. Pomyśl tylko – uśmiechnął się krzywo – że każdy marzy o tym, by choć przez chwilę znaleźć się na miejscu władcy. Dostałeś szansę.

Przenikliwe oczy zlustrowały rozmówcę. Mężczyzna rozejrzał się po ciemnym podziemnym pomieszczeniu, zrobił szybko bilans wszystkich możliwych konsekwencji, po czym wstał i zrzucił z siebie płaszcz.

– Niech będzie – odparł w końcu, dochodząc do wniosku, że może być mu zdecydowanie łatwiej  wykonać postawione wcześniej samemu sobie zadania, będąc przez jakiś czas na miejscu króla. Ani nie było to jego marzeniem, ani nawet nigdy nie przeszło mu przez myśl, że chociażby stanie przed władcą.

Doszło do niego, że nawet gdyby miał taką możliwość, wolałby z niej zrezygnować na rzecz własnych interesów i zachowania dobrego imienia w swoich kręgach. Teraz także miał kilka rzeczy do zrobienia, ale jego dzisiejszy los uśmiechał się właśnie pogardliwie, spoglądając spod królewskich szat.

– To jak ci właściwie na imię? – Gość uśmiechnął się na to pytanie, tak samo, jak na początku. Wiedział doskonale, że gdzie jak gdzie, ale na zamku powinien pozostać zupełnie anonimowy.

– Mów mi Aderan.

***

Poszukiwania króla zakończyły się więc, zanim jeszcze na dobre się zaczęły. A choćby i trwały przez cały dzień i gwieździstą noc, nikomu nie przyszłoby do głowy, gdzie można by znaleźć zagubionego władcę. On sam do końca nie wiedział, w jakim miejscu spędził czas oczekiwania na nadchodzące święto. Kiedy się przebudził, zmierzchało właśnie, a przez jego głowę przewijały się ciągi nielogicznych wspomnień.

Ktoś krzyczący o uprowadzeniu przyjaciela, ktoś unoszący dłoń. Ból, ciemność, nieświadomość. Malutkie siedzonko w jeszcze mniejszym pomieszczeniu trzeszczało, gdy tylko próbował się przesunąć, a trzask ten był jedynym dźwiękiem pośród zupełnej ciszy, jaka panowała w opuszczonej części miasta, daleko na północ od zamku.

Aderan miał wielką nadzieję na to, że jego wierni słudzy przyjdą mu z pomocą, gdy tylko zorientują się, że Uroczystość nie ma szansy się bez niego odbyć.

A błękitne, szlachetne oczy spoglądały na świat przez krzywo wykrojone w drewnie serduszko…



 ------------------------------------------------------- 



JESTEM. Wiem, że się naczekaliście i mam nadzieję, że choć w połowie spełniłam wasze oczekiwania względem tego rozdziału. Nie będę się żalić, ile miałam do roboty przez ten czas; powiem jedynie, że studia (ze staniem w czterogodzinnej kolejce w dziekanacie na czele) skutecznie zniweczyły wszystkie moje plany, nie tylko te pisarskie.

Szybko więc pytam, czy wiecie już, kogo przyprowadził Lyth do Kneraza? Przyznaję, że z góry założyłam, kto to będzie, ale jeśli ktoś z was ma genialny pomysł, jak to obejść, możemy oczywiście pokombinować. A z tych mniej oczywistych: gdzie zamknięto króla? A przede wszystkim: kto się tego dopuścił?

I jak tajemniczy przedmiot doprowadzi Lotrikosa Wyrte do kupca-dziwaka?

Czekam na wasze propozycje i liczę, że będą równie pomysłowe jak pod poprzednim rozdziałem.

Dzięki, że jesteście. Buziaczki.

PS. Jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji zapoznać się z kawałkiem poezji stworzonym na podstawie Piachu, jest do przeczytania tutaj. Nie zapomnijcie zostawić opinii! Może doczekamy się podobnej twórczości ponownie.

PS2. Z osobistych informacji: pragnę się pochwalić, że Piach trafił do drugiego etapu tego konkursu, co od początku było dla mnie wątpliwe, zważywszy na resztę blogowego towarzystwa biorącego udział. Trzymajcie kciuki!

17 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział i sporo się dzieje :) Czekam na kolejny z niecierpliwością ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Parran! To ma byc on :)
    Czekam na nastepny :D
    Pozdrawiam, Izuuś ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marchewkowa para - świetna nazwa, urzekło mnie to! :)))
    Powiadasz, że król się zgubił i uroczystości są zagrożone? A może po prostu zgubił się we własnym zamku? Odkrył jakiś tajny pokój i się tam przez przypadek zaklinował. Wiesz, królowie sobie żarcia i picia nie żałują, więc na pewno i nasz król chuderlakiem nie jest. Co o tym sądzisz? :D

    Chciałabym aby w następnej notce pojawiła się wzmianka o naszej bohaterce - Illythea no i Parran, tęsknie za nim! :)))

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż do tej chwili byłam przekonana, że Aderan jest chudy. O.o
      Ale faktycznie, nikt tego w tekście nie napisał (kolejne brawa za klarowne opisy, yeah!).

      Usuń
    2. Hehe :D
      Ps. Mam inny adres bloga, jeśli możesz to zmień to... Tamten blog z interia.pl dawnoooooo już nie istnieje. Z góry dzięki :)

      Usuń
  4. Kim może być nasz tajemniczy gość? Pierwsza myśl to Parran ale czy to nie jest zbyt oczywiste? Jednak nie wiem czy wprowadzanie nowej postaci z powietrza dobrym pomysłem.
    A co z królem? Może porwali go kultyści, którzy potrzebują królewskiej krwi do swoich mrocznych rytuałów albo został porwany na zlecenie odrzuconej kochanki lub kochanka, a może po prostu zatrzasnął się w wychodku :P co jest najbardziej prawdopodobne.
    Został jeszcze tajemniczy okrągły przedmiot, jest zapewne związany z magią południa jednak w tym świecie nie ma magii, więc chwilowo nie mam pomysłu :(

    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle można na ciebie liczyć.

      Zastanawiam się, jaka winna być magia z południa, żeby nie była zbyt oczywista. Hmm... Może jeszcze ktoś, coś...

      Dzięki za wyczerpujący komentarz i pomysły :).

      Usuń
  5. Długo przyszło czekać na ten rozdział. Prawdę mówiąc w trakcie jego lektury czułem się, jakbym dopadł kolejny tom jakiejś długiej sagi, której poprzednia część przeszła mi przez ręce szmat czasu wcześniej.
    No ale do rzeczy. Rozdział krótki, acz bardzo dobrze skonstruowany (mam tu na myśli ogólną konsternację po zaginięciu króla, chaotyczne próby jego odnalezienia i w końcu uchylenie rąbka tajemnicy na samym finiszu). Za tę konstrukcję mogę tylko pochwalić, jest wręcz podręcznikowa.
    Pozdrawiam i życzę wiecej weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwal Pan tak, bo coraz gorzej będzie :).

      Dzięki za miłe słowa.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Mężczyzna, którego znalazł Lyth? Pierwszy na myśl przyszedł mi Parran, ale to przewidywalne, żadnego dreszczyku emocji. Ale czemu by nie jego znajomy? Na przykład ten, co to "znajduje" i oddaje właścicielom rzeczy ukradzione przez Parrana? Albo jeden z jego mistrzów, co to nauczyli go fachu?

    Gdy przeczytałam końcowy fragment rozdziału, pomyślałam o tym, że to przyjaciele Lytha uprowadzili Aderana III. To przez fragment "Ktoś krzyczacy o uprowadzeniu przyjaciela", no bo przecież krół Lytha tak naprawdę uwięził na zamku.

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie piszesz, wpadłam niedawno na Twój blog, wszystko przeczytałam i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Możliwe, że na tym przedmiocie jest rozrysowana mapa. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Odkryłam tego bloga wczoraj i... przepadłam. Nie mogłam się oderwać - niesamowity pomysł i genialne wykonanie, czego chcieć więcej? =)
    Ok, ale żeby nie było, że tylko słodzić potrafię.
    Gdy najpierw przeczytałam, że król zniknął, oczami wyobraźni ujrzałam Aderana wylatującego w świat balonem własnej roboty w poszukiwaniu gniazd kukułek (gdzieś muszą być, no!). Jednak ostatni fragment zburzył tę wizję. Gdzie go zamknięto? Drewniane serduszko sugeruje latrynę. ;) Ale równie dobrze to może być budka gdzieś na odludziu, trumna z serduszkiem, szopa albo zwykłe pudło przewożone bryczką na trasie Trenssa-Breneira.
    Kolejna kwestia: kto go uwięził? Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że to jacyś przyjaciele Finnate. Nie było nic napisane, czy został królewskim kochankiem z własnej woli. Innych pomysłów nie mam.
    Proszę, proszę, żeby gościem którego przyprowadzono do Kneraza nie był Parran. To zbyt oczywiste, zbyt spodziewane. Może lepiej, żeby tym facetem okazał się szpieg wrogiego państwa? Albo ktoś od maga?
    Obstawiam, że tym przedmiotem będzie kompas. Jak oryginalnie. Albo coś kompletnie nieprzydatnego, jak dziurawa skarpetka zrobiona z wełny jaka, bo kupiec się pomylił.
    Pisz dalej, dalej, dalej! Niech Wielki Wen ma Cię w opiece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, skarpetka mnie rozbroiła :D.
      Jedno z życzeń zostało już spełnione - bo poprosił o to też ktoś jeszcze. Rozdział już gotowy, ale na razie będę milczeć. Czeka na sprawdzenie.

      Dzięki za wyczerpujący komentarz i mnóstwo pomysłów.
      Pozdrawiam i zapraszam częściej.

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Blog świetny.. na pewno będę czytać :D Tymczasem bardzo proszę o przeczytanie mojego i skomentowanie gdyż mam jeszcze baaardzo mało czytelników a marzę o większej ilości <3
    http://www.nemphis567.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji. Napiszmy coś wspólnie, przypadkowy Czytelniku.