Lyth był mężczyzną przystojnym, choć może bardziej pasowałoby tu
stwierdzenie, że był… ładny. Tęczówki miał jasne, choć nikt nie wiedział
dokładnie, jakiego właściwie były koloru: niebieskie, zielone, może coś
pomiędzy. Delikatne włosy sięgały ramion, były przycięte i wycieniowane zgodnie
z panującą modą, choć jego strój nie wskazywał na posiadanie dużych zasobów
pieniężnych. Wzrostu był raczej średniego, ani wysoki, ani specjalnie niski,
chociaż przy innych mężczyznach wydawałby się drobny.
Sam nie wierzył do końca w to, że właśnie znalazł się na zamku, w
samym centrum Drithenii, w jej sercu. Oczywiście ominięcie śpiącego strażnika
przy bramie nie było wyzwaniem, ale czy faktycznie powinien wchodzić dalej bez
pozwolenia? Nie mógł przepuścić takiej okazji. Nie mógł.
Co jakiś czas mijał snujących się po korytarzach służących, ale
wszyscy byli zbyt zajęci, żeby poświęcić mu chociaż odrobinę uwagi. Może to i
dobrze? Gdyby ktoś spytał, co tu robi, musiałby się przyznać, że wszedł
nieproszony. A w ten sposób mógł spełnić jedno ze swoich dawnych marzeń:
zwiedzić siedzibę władcy.
W miarę mijającego czasu, kiedy szedł kamiennymi korytarzami,
wydawało mu się, że stawały się z kroku na krok coraz szersze, jaśniejsze,
piękniejsze. Miłośnik architektury z pewnością miałby tu co podziwiać, ale Lyth
nie był tego rodzaju człowiekiem. Czytał, bo tak było łatwiej żyć, a jedyne
obrazy, na które spoglądał, były mapami. Czasem bardzo odległych terenów. Poza
tym sztuka jako taka go nie obchodziła. Mimo to złocone ramy malarskich dzieł na
ścianach sprawiły, że serce Lytha zabiło mocniej. Gdzieś niedaleko musiał
mieszkać sam król!
Chrzęst zbroi. Kroki.
Co teraz?
Wnęka w ścianie nie pomieściłaby normalnych rozmiarów mężczyzny,
ale Lyth miał szansę schować się tam przed oczami straży. Wpasował się między
cienie, wciągając brzuch najbardziej, jak się tylko dało.
Miecz kołatał się u pasa, uderzając miarowo o opancerzone udo.
Strażnik przeszedł nieopodal wolnym krokiem, nie rozglądając się na boki. Taka
praca musiała być naprawdę nudna, a jednocześnie bardzo męcząca.
Kiedy przeszedł, Lyth upewnił się dwa razy, czy nie słyszy już
żadnych dziwnych dźwięków, po czym wyszedł z wnęki i łapczywie zaczerpnął
powietrza. Skierował się we wcześniej obranym kierunku, ku wielkim, otwartym,
zdobionym drzwiom. Przeszedł przez nie ostrożnie, uważnie nasłuchując.
Znowu kroki. Tym razem za nim.
Biegnij! – krzyknął sam do siebie w myślach.
Puścił się pędem przez wielką salę,
wypadł do kolejnego korytarza. Zbroja wydawała dźwięki zbyt wyraźne, zbyt
częste. Strażnik go gonił. Lyth musiał szybko coś wymyślić.
Serce kołatało wściekle, powietrze znikało wpół oddechu.
Skręcił raz i drugi. Niewykonalnym byłoby teraz zawrócić.
W kolejnym korytarzu nie było świateł, chłopak prawie przewrócił
się na śliskiej posadzce, gdy przejście ostro zakręcało.
Drzwi.
Straż.
Koniec korytarza.
Koniec wolności.
Jeśli go zatrzymają, będzie po nim.
Przejście. Zamknięte przejście.
Wejść, nie wejść, wejść, nie wejść…
Krzyki, szczęki mieczy.
Lyth chwycił wielką, mosiężną klamkę i pchnął silnie drzwi.
Kiedy już od wewnątrz próbował je zamknąć, słyszał jeszcze głosy
nakazujące zatrzymanie się. Nabrał głośno powietrza i przez chwilę oddychał ciężko,
spoglądając w podłogę z pięknego, jasnego drewna: inną niż wszystkie na zamku.
Kawałek dalej zaczynał się szyty złotem dywan. Lyth podniósł wzrok. Jedynym
źródłem światła w ogromnej komnacie był kominek.
Ktoś próbował zdusić zbyt szybki oddech, zaszeleściły jedwabie.
Za Lythem zaskoczył zamek drzwi, które właśnie się domknęły.
Bezwładnie oparł się o ich zimne drewno, gdy zobaczył scenę przed sobą.
-Wasza Wysokość…
***
-Myślicie, że lubię was widywać, robaczki? – Torisov aż zgrzytnął
zębami na to przepełnione jadem pytanie. – Nie, nie lubię. Ale lubię, kiedy
odwalacie robotę za mnie. – Isteryd rzuciłby się na niego z wyzwiskami, gdyby jeden
z kolegów nie złapał go za ramię i nie pociągnął do tyłu.
-Co tym razem, ty kret… o, ciasteczko. – Torisov podziękował
spojrzeniem Lotrikosowi za w porę wyciągnięte kryzysowe ciastko. Isteryd niemalże
zapomniał o świecie, biegnąc w stronę słodyczy, a generał Branter kontynuował
swój wywód:
-Musicie dzisiaj zrobić obchód nad rzeką. Ktoś sprzedaje tam
niltheę. Znaleźć i przyprowadzić do mnie. Macie trzy godziny.
-Ale, generale, z całym szacunkiem – wtrącił Maenne, poprawiając
okulary. - Zaraz settara.
Brzuch zafalował w rytm jego śmiechu.
-Śpieszcie się – skomentował krótko, po czym wyszedł i zatrzasnął
za sobą drzwi najgłośniej, jak tylko umiał.
Torisov stał przez dłuższą chwilę z założonymi na kark rękoma,
spoglądając na miejsce, w którym przed chwilą stał jego zwierzchnik.
-I co z tym robimy? – spytał po chwili Lotrikos.
-Zignorujemy tego idiotę i zrobimy to, co mieliśmy. On poczeka – burknął
Isteryd, zjadając kolejną część słodyczy pozostałych z ubiegłodniowej budowy
Maenne.
-Dobra – Torisov jakby wyrwał się myślami z dalekiej krainy, do
której zawędrowały. – Skoro mamy coś załatwić nad rzeką i zrobić też swoją
robotę, to chyba można to jakoś połączyć. Kupiec na pewno zwinie się przed
settarą, więc najpierw musimy go zatrzymać, a potem możemy oddać się pracy
prawdziwie zarobkowej.
-Jak dla mnie może być – Isteryd pochrupał obojętnie. Okruszki
spadły na krótką brodę.
-Świetnie. Zabieraj herbatkę, Wyrte. Czas na plan.
***
Lyth nie wierzył własnym oczom. To, co zobaczył, przechodziło
ludzkie pojęcie. I nie tylko ludzkie, jak zwykła mawiać jego ciotka.
Król Aderan III ubierał się właśnie po przerwanych przez
nieproszonego gościa rozkoszach, którym się oddawał – i oddawałby się dalej,
gdyby nie ta nieoczekiwana wizyta. Nic nie byłoby w tych zabawach złego, ani
dziwnego: oczywiście, że nie. Gdyby nie to, że w pięknym łóżku z dziesiątkami
poduszek na nim i dookoła, leżał nagi mężczyzna. Niewątpliwie przystojny i o
wspaniale wyrzeźbionej sylwetce. Ale to wciąż był mężczyzna.
Lyth teraz już zdawał sobie sprawę z tego, że nie trzeba było
wchodzić do zamku i że nie należało uciekać przed strażą. Wszyscy wiedzieli, jak
durne pomysły mógł mieć król, gdy się zdenerwował. Tym razem - oprócz tego, że ktoś wtargnął do jego
komnat niepowołany – poznał także, jak się w owej chwili wydawało, niewygodną
prawdę.
Król był mężczyzną wysokim, o szlachetnych, błękitnych oczach i gęstych, krótkich blond włosach. Mimo braku
jakichkolwiek ozdób, każdy, kto spojrzałby w tej chwili na niego, wiedziałby,
że jest dobrze urodzony. Ta pewność siebie bijąca z oczu, ta ignorancja dla
świata wyrażana w każdym najdrobniejszym geście. Powoli zakładał białą koszulę.
Stal uderzyła w drzwi parę mocnych razy.
-Wasza Wielmożność! Musimy wejść i wyciągnąć stamtąd intruza!
-Zaczekajcie! – odkrzyknął sam król, lustrując gościa od stóp do
głów. Bez broni, bez biżuterii. Co też mógł tutaj robić? – Sam się nim zajmę –
dodał jeszcze, a na usta wstąpił niezrozumiały uśmiech. Lyth był pewien, że
zaraz umrze. Znając króla, mogło go jednak spotkać coś znacznie gorszego od
śmierci.
-Kim jesteś?
-Mam na imię Lyth, Panie – odparł, przełknąwszy głośno ślinę.
Klatka piersiowa bolała od zbyt mocnych uderzeń zmęczonego serca.
-Lyth… Co cię tu sprowadza? – I co właściwie miał odpowiedzieć?
Przyznać się? Czy może udawać pomyłkę? Zresztą, to nie miało już znaczenia. I
tak widział za dużo.
-Ciekawość – odparł odważniejszym nieco głosem. Król pokiwał
głową, zapinając ostatni guzik koszuli. Uśmiechnął się niewyraźnie. Co rodziło
się właśnie w jego głowie, nie sposób było odgadnąć.
-I co teraz zamierzasz?
Nie spodziewał się takiego pytania. Był przekonany, że to jego ostatnie
chwile. Nie odpowiedział.
-Widzisz – zaczął władca, odwracając się od niego i podchodząc do
kominka. Usiadł na wielkim, miękkim fotelu obok. – Zdaje się, że nie mogę cię
stąd wypuścić, nie mając pewności, że nie powiesz nikomu o tym, co widziałeś.
Gdzieś spomiędzy pościeli spoglądała na niego anonimowa para oczu.
-Podejdź – nakazał Aderan. – Usiądź koło mnie.
Nogi były ciężkie, jakby ktoś przywiązał do nich ołowiane kule. Podszedł
wolno, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zdenerwowany.
-Zadam ci teraz ważne pytanie – zaczął władca, wpatrując się w
tańczący ogień. Wyglądał poważnie, rysy miał nadzwyczaj szlachetne. Nie było
tego widać na wystąpieniach, gdy był ubrany w swoje pstrokate szaty, obwieszony
biżuterią. Ogień buchnął złowieszczo. – Wolisz umrzeć, czy żyć tutaj, na zamku?
Oczy Lytha otworzyły się na to pytanie tak mocno, że miał
wrażenie, iż zaraz wypadną z oczodołów. Cóż to za pytanie?
-Nie, nie, zaczekaj – Aderan urwał nierozpoczętą jeszcze
odpowiedź. – To nie taki łatwy wybór, jak ci się wydaje. Ja oczywiście
zaryzykowałbym, pozwalając ci żyć. Właściwym byłoby cię po prostu zabić. Ale –
władca odchylił się w fotelu i spojrzał kątem oka na przybyłego. – Ale myślę,
że mam już wobec ciebie plany. Tak. Tak. Tak… - Król przymknął powieki, zastanawiając
się nad czymś. – Finnate, ubieraj się.
Lyth starał się nie patrzyć w tamtą stronę; uciekł wzrokiem do
płonącego drewna, jedynej rzeczy w pomieszczeniu, która mogła skupić jego
spojrzenie. Władca także patrzył w tamtą stronę. Za nimi szeleściły drogie
materiały, po chwili zastukały obcasy.
-Widzimy się wieczorem – rzucił krótko ubrany już mężczyzna, po
czym przeszedł do jednej z dalszych komnat. Minutę później dało się słyszeć
zamykane ostrożnie drzwi. Widocznie król miał dla siebie jakieś inne przejścia
niż te, którymi chadzała służba. Milczał przez moment.
-No dobrze, mój drogi przyjacielu – kontynuował, podnosząc się z
fotela – coś każe mi zostawić cię przy życiu, więc tak właśnie zrobię. Sam nie
wiem czemu… - Przyglądał się długo swemu dziwnemu gościowi. Zbyt długo. Tak,
jak przygląda się pięknym obrazom, wspaniałym rzeźbom. – Oczywiście nie ma nic
za darmo – uśmiechnął się prawie przyjaźnie. – Ja cię oszczędzę, ale ty, mój
chłopcze, musisz obiecać mi całkowite milczenie w wiadomej sprawie oraz jeszcze
jedną, ważną rzecz. – Chłopak milczał, nie mogąc wykrztusić słowa. – Nigdy,
przenigdy nie spróbujesz opuścić zamku. Zostaniesz tu na zawsze.
***
Torisov po uprzątnięciu stołu ochoczo zabrał się do rozkładania
mapy całej Drithenii i szkicowania kolejnych etapów planu na dzisiejsze
popołudnie.
-Myślę, że powinniśmy zacząć nad rzeką. W końcu i tak mamy tam
robotę. Poza tym jest tam sporo miejsc w których można byłoby się zaszyć i
czekać…
-Zaczekaj, Tori – przerwał Lotrikos, po czym kontynuował,
puszczając mimo uszu uwagę „nie mów tak do mnie”. – Skoro mamy zgarnąć kupca,
to przecież trzeba będzie go odstawić do Brantera jeszcze przed burzą. –
Torisov zacisnął usta i pokiwał głową.
-Racja, racja. W takim razie musimy to załatwić jak najszybciej.
Jak tylko skończymy planować.
-Swoją drogą – wtrącił Isteryd, machając herbatnikiem – wydaje mi
się, że jeśli chodzi o polowanie, powinniśmy się skupić na jednym miejscu, a
nie biegać w tę i we w tę.
-To prawda – potwierdził Wyrte, krusząc nad mapą jednym z
wczorajszych ciastek. – Tak na pewno będzie bezpieczniej. - Maenne dalej nie
mógł uwierzyć, że jego słodka cytadela jest właśnie konsumowana. Siedział w
rogu i pojękiwał żałośnie, raz po raz spoglądając za okno.
-Skoro tak, dobrze – Torisov opadł na krzesło obok stołu. – Teraz
powiedz, jak właściwie mamy zamiar złapać takiego demona, hm?
-Zakładając, że w ogóle któryś z nich będzie chciał się nam
pokazać… - westchnął Lotrikos. – Proponowałbym najpierw zastanowić się, jak się
przed nimi bronić. Nie wiemy ani jak wyglądają, ani czego się po nich
spodziewać, więc planowanie łapania trochę mija się z celem.
Na dłuższy moment w pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana tylko
świstami powietrza za oknem. Niebo jakby się przyciemniło, ale pomiędzy chmurami
widać było nadal gorące, niemalże czerwone światło. Wśród ciszy coś zaczęło
miarowo uderzać o drewnianą podłogę. Kap, kap, kap. Trzech przyjaciół odwróciło
się w stronę, z której po chwili zaczął dobiegać także cichy szloch.
Maenne siedział z rękoma oplecionymi wokół kolan, a smutne oczy za
wielkimi szkłami miał całe czerwone.
-Ej, Maenne – zaczął Torisov, spoglądając z niedowierzaniem.
Chociaż, w sumie… Działy się tu już różne rzeczy, więc dlaczego dorosły facet niemiałby
płakać z tak błahego powodu? Całkiem normalne. Prawie. – Nie płacz, kupię ci
nowe ciastka.
Maenne zaszlochał jeszcze głośniej i odwrócił wzrok do okna.
-Nie o to chodzi – wydusił w końcu. Chyba poczuł nieme pytanie
zawisłe w powietrzu i po dłuższej chwili dokończył: - Myślałem, że idziemy na
konkurs krawiecki.
***
-Jesteś, Alledre – mruknął król. Kneraz od razu zauważył, że ten
był wyjątkowo zadowolony. Siedział rozparty w fotelu w swoich apartamentach,
obok niego stał niewysoki, jasnowłosy chłopak, lat może dwadzieścia, może
trochę więcej. Nie wyglądał na szlachcica.
-Słucham, Wasza Wysokość. – Przed chwilą przyprowadzili go tutaj
dwaj strażnicy, których posłał król, a którzy stali teraz po obydwu stronach
otwartych na oścież drzwi.
-To twój nowy przyjaciel i współpracownik – podbródkiem wskazał
swego gościa. – Dasz mu nowe ubrania, żeby wyglądał jak człowiek oraz komnatę,
w której będzie mu… dobrze. – Kneraz był wyraźnie zaskoczony. Kim mogła być ta
tajemnicza postać, patrząca się na niego jasnymi oczami? – Lyth, zostaw nas na
chwilę. – Młody mężczyzna drgnął, gdy wywołano jego imię. Zaskoczony skierował
się do wyjścia. Kneraz machnął porozumiewawczo ręką, a jeden ze strażników
zamknął drzwi za wychodzącym chłopakiem. Król Aderan przerwał milczenie:
-Masz pilnować go jak swojej kobiety: nie pozwolić uciec, a
jednocześnie być miłym. Spełniać pieniężne zachcianki, odpowiadać na pytania,
trzymać przy sobie. Zrozumiałeś? – Władca patrzył na niego wyczekująco, a
Kneraz próbował dopasować jedno do drugiego i chociaż połowicznie zrozumieć,
skąd wziął się przybysz, co tu robi i właściwie, czemu królowi aż tak zależy na
jego wygodzie.
-Mogę zadać pytanie Waszej Królewskiej Mości?
-Pytaj.
-Kto to właściwie jest? I w czym mamy współpracować? – Król
odwrócił wzrok, ale Kneraz widział, że przez jego głowę przeleciały nagle
dziesiątki myśli. Jakby nie chciał czegoś powiedzieć, jakby chciał to zachować
dla siebie. Podwładny już wiedział, że król nie powie mu całej prawdy.
Z tego mogą być same kłopoty.
Nie miał śmiałości poganiać swego pana, ale ten, jakby nigdy nic,
odpowiedział nagle nadzwyczaj pewnie, zupełnie jakby był przekonany co do
prawdziwości tych słów. Może nawet miał nadzieję, że okażą się tylko niewielkim
kłamstwem.
-To nasz nowy nadworny krawiec.
Cóż, chyba powinnam przeprosić za te dwa miesiące. Ci, którzy sobie poczytywali Szybkoszepty, wiedzą, co się działo i dlaczego nie mogłam się zebrać do pisania. Myślałam, że będzie tak, jak zwykle: że nie trzeba będzie się uczyć, że będzie chwila odpoczynku - ha! I oczywiście był odpoczynek, ale przez przemyślenia na tle metafizycznym czułam się, krótko mówiąc, beznadziejnie. Za dużo wolnego, za dużo nudy, zbyt dużo kotłujących się w głowie myśli. Miałam nawet ochotę o tym wszystkim napisać, podzielić się z wami i zapełnić czymś tę między-publikacyjną dziurę. Ale... w końcu mi przeszło.
Z nowymi siłami do tworzenia, z nowymi pomysłami. Jestem. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Co do treści - sami się prosiliście (albo raczej prosiłyście, bo chyba żaden z panów nie pokusił się o komentarz dotyczący natury króla). Macie swój prezent walentynkowy. Wszystkiego puchatego.
No i właśnie, pomysły. Jeśli ktoś coś, to śmiało. Tym razem nie rzucam pytań. Jeśli macie jakieś jakieś szalone plany, to zapraszam do podzielenia się nimi. A jeśli nie... zresztą, na pewno macie.
Pozmieniało się odrobinę ostatnio i to tło w końcu mnie uszczęśliwia. Ponadto wydaje mi się, że nie przeszkadza w czytaniu, więc wszystko dobrze.
Miałam w przygotowaniu mapę. I mapa już jest, oczywiście nie skończona - bo i historia przecież dopiero się toczy. Ale niestety nie mam jak jej zeskanować i dlatego pojawi się przy okazji następnego rozdziału - albo może trochę wcześniej.
Podejrzewam, że ten post będzie jeszcze edytowany. Ktoś coś szeptał o jakimś konkursie, ale nie bardzo wiem, o co chodzi; może wskoczy mapa, może o czymś zapomniałam.
Ja jutro wyjeżdżam, wam życzę miłego odpoczynku - tym, którzy mogą sobie pozwolić, a tym, którzy nie, żeby im się chciało robić... cokolwiek. Po ostatnich wpisach u was i u siebie widzę, że prawie wszyscy jesteśmy podobnymi leniami.
Pomysły: ObieraczKartofli, Writerka, Lynthia Yeavaud
Jeśli kogoś pominęłam, to oczywiście proszę napisać. Zawsze muszę przejrzeć wszystkie komentarze od samego początku, żeby znaleźć pomysły i zdaję sobie sprawę, że mogłam o kimś zapomnieć.
A, no i taka drobna sprawa, moi kochani. Pisze się "ubiegłodniowy" czy "ubiegło dniowy"? Cały dzień przesiedziałam rozważając to i dalej nie wiem. Ktoś chętny do pomocy?
EDIT (14,02): Słuchajcie, kochani. Dowiedziałam się w końcu. Segregator organizuje konkurs na najlepszego bloga swojego katalogu. Jeden z was (a może jedna? niemniej, bardzo dziękuję!) nominował mnie do niego. Ale, jak zauważyłam, żeby przejść do kolejnego etapu, potrzebuję waszych głosów.
EDIT 2 (17,02): Moi drodzy, pierwszy etap konkursu niedawno się zakończył. Bardzo dziękuję za oddane głosy :). W tej chwili trwa etap drugi - który (na szczęście!) nie wymaga żadnego pisania, komentowania, bycia zalogowanym - jest to zwykła sonda. Więc jeśli podobało wam się to, co pojawiło się do tej pory na blogu, proszę o oddanie głosu. To nic nie kosztuje, a dla mnie znaczy bardzo wiele. Przekierowałam button powyżej na główną stronę Posegregowanych, gdzie w bocznym menu znajdziecie ankietę. Dwa kliknięcia. Będę wam mocno zobowiązana. Może nawet rozdział będzie wcześniej :D.
Sądzę, że łącznie. Biedny Maenne! To on chciał zostać krańce?
OdpowiedzUsuńWreszcie mi się udało znaleźć trochę czasu, aby skończyć czytać :D
OdpowiedzUsuńprzede wszystkim, masz cudowny styl pisania, ech...tak bardzo zazdroszczę :( Twoi bohaterowie żyją, tak samo jak całe opowiadanie. Barwne opisy malująobraz przed moimi oczyma...po prostu bajka!
Najbardziej podoba mi się wątek z panami, którzy boją się kary od przełożonego :Dimiona są strasznie trudne, ale gdy czytam, to wiem o kogo chodzi, więc nie jest źle.
Pozdrawiam :3
[pozar-cierpienia]
Bardzo dziękuję za dobre słowa. Przez te wasze pochwały, mam wrażenie, coraz mniej się staram przy pisaniu... Chyba muszę się wziąć w garść, bo w końcu przestanę robić cokolwiek.
UsuńNiemniej, cieszę się, że się podoba :).
Czekam także na twój rozdział,
Pozdrawiam.
Oj jak dawno mnie nie było! Nowy szablon mile mnie zaskoczył!
OdpowiedzUsuńDzięki, dzięki, stokrotne dzięki - moje marzenie dotyczące preferencji króla zostało spełnione XD No, i przy okazji sprawa krawca także została ładnie zakończona - ciekawe, co z tego wyniknie... Już nie mogę się doczekać!
Życzę duuużo weny i zapału do pracy!
Twój blog dostał się do drugiego etapu konkursu Najlepszy Blog Segregatora. Zapraszam do przejrzenia notki 137. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńposegregowane.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńTak na początek zaznaczę, że nowy szablon bardzo mi się podoba. Pasuje tutaj.
No cóż, aż do końca tej części kołatało mi się w głowie, że Lyth zostanie wykorzystany przez króla do wiadomych celów...
Przeczytałbym już następną część. Czuję się trochę jak podczas lektury "Pieśni lodu i ognia", gdzie w tomie IV i V akcja została podzielona tak, że na dłuższy czas trzeba było pożegnać się z niktórymi bohaterami. Podobnie mam tutaj; ciekaw jestem, co tam u reszty.
Czekam na następną część :-)
Wyobraź sobie, że ja też jestem strasznie ciekawa, co u reszty tej zgrai. Jak się dowiem, to na pewno wam powiem :). Tak jak pisałam, wezmę się za rozdział trochę wcześniej.
UsuńA co do wykorzystywania... Ha! Jeszcze zobaczymy... :D
Ahoj! Natrafiłam na twój blog za pomocą katalogu "przy barze fantastyki" i jestem oczarowana:) Bardzo podoba mi się twoje dzieło i muszę powiedzieć, że nigdy nie spotkałam się z taką fanowską ingerencję w opowiadanie :) Jednak bardzo mi to przypadło to gustu. Co do rozdziału, moim zdaniem ubiegło dniowy pisze się oddzielnie, bo mi się podkreśla na czerwono jak piszę razem :) Nie wiem czy masz już wymyślony zarys Lytha, jednak zaryzykuję i dam ci kilka moich.pomysłów, które przyszły podczas lektury. A mianowicie: król musi jakoś wymyślić jego pochodzenie itp. Mógłby np. oznajmić, że jest to jego daleki kuzyn, siostrzeniec, bratanek, czy ktoś taki, z tym, że on faktycznie będzie miał tego bratanka. Wspomniałaś coś o ciotce, a więc ona ma przyjechać, mogłaby wziąć tego prawdziwego bratanka, który jest rozpuszczony i nadęty (weźmie go w celu znalezienia żony czy coś). Zrobi się niezłe zamieszanie i (to już według twojego uznania) może wyjść na jaw, że Lyth jest oszustem. Mam jeszcze jeden pomysł dotyczący dalszej egzystencji Lytha. Pomimo, że.jest krawcem, to może być także (albo awansować) na asystenta króla. Dwór będzie się niepokoił, że władca nie ma jeszcze żony i potomka, który będzie jego następcą, król widząc to ( i za razem mając na uwadze swoje skłonności), postanawia wysłać Lytha na poszukiwanie żony ( mimo, iż nie ma zamiaru rezygnować ze swoich upodobań). Nie wykluczam podróży w poszukiwaniu do innych krain, byłoby wcale fajnie, gdyby np. Lyth powędrował gdzieś tam i odkrył rycerski konkurs o rękę księżniczki, wygrał go i zabrał dziewczynę dla króla, jednak przez "przypadek" zakochał się e niej w drodze powrotnej. Wiem... Moja wyobraźnia jest nieograniczona jeśli chodzi o opowiadania fantasy (kocham się między innymi w LOTR). Wracając.... Potem utworzyłby się dziwny trójkąt (a może czworokąt? O_o ) pomiędzy królem-jego kochankiem-nową żoną i Lythem. A tak na marginesie, to może by wprowadzić jakieś walki, wojnę, tudzież inne krwawe starcia? Nie wykluczam jakichś tajemniczych ludów nie podobnych do ludzi lub smoków (ewentualnie innych stworzeń), gdyż jest już 5 rozdziałów, a akcja tak na prawdę stoi w miejscu i stała się odrobinę.monotonna. Wracając... Pewnie moje pomysły wydadzą się ci.kompletnie od czapy, ale fajnie by było, gdybyś chociaż je przemyślała :)
OdpowiedzUsuńWeny życzę, mam nadzieję, że teraz przerwa nie.będzie tak długotrwała :)
Pozdrawiam - Nielivka :)
Ach, dla takich komentarzy warto się pomęczyć :). Dziękuję bardzo! Za pochwały, za pomysły.
UsuńJeśli chodzi o Lytha - tak jak mówiłam, muszę mieć coś zaplanowane (podobnie jest jeśli chodzi o całą resztę), bo jeżeli pomysłów by zabrakło, cóż, stałabym w miejscu. Każdy wasz komentarz jest więc dla mnie wyzwaniem, bo muszę zmienić to, co zaplanowałam i udowodnić samej sobie, że potrafię się dopasować. Inna sprawa, że często rozpisujecie akcję dziesięć rozdziałów do przodu i nie mam pojęcia, czego się chwycić :D.
Pomysły oczywiście przemyślę, ale mogę zdradzić, że jeden z nich bardzo przypadł mi do gustu i 'chybaraczejnapewno' wyląduje w którejś z kolejnych części.
Jeszcze raz bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie. Wpadaj częściej.
Witaj, cieszę się, że wpadłaś do mnie na bloga. Jutro wezmę się za Twojego i nadgonię rozdziały, pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńHahaahhahahahah! Tak to jest jak się wchodzi bez "pukania" i się węszy tam gdzie nie ma! Lyth - nawet mi go nie szkoda!
OdpowiedzUsuńOdnośnie armii, to ciekawy sposób na złagodzenie obelg - danie ciastka... Nie powiem, może i na mnie by zadziałało, lubię łakocie :D
Dodaję do linków i czekam na rozdział 6 ;)
Pozdrawiam
Jej, bardzo dziękuję za takie wypracowania pod każdą notką. Mi chyba by się nie chciało, tym bardziej jestem wdzięczna :D.
UsuńJa po prostu szanuję każdego blogera, o ile jego opowiadanie przypadło mi do gustu. Pozdrawiam
UsuńMasz rację... Zapomniałam o Tobie i cholernie mi z tym źle. Ale na swoje wytłumaczenie mam to, że kupiłam sobie meeega łóżko, a dziś lecę jeszcze po wózek dla małej (zastrzyk gotówki i brak sporów z facetem - to trzeba wykorzystać xD), a w poniedziałek chyba muszę jeszcze do Empiku śmigać, bo zamówiłam sobie dwa tomy pewnej serii ;P Pracujący koniec weekendu i początek nowego tygodnia.
OdpowiedzUsuńAle obiecuję, z rączką na sercu, że jak tylko znajdę wolną chwilę międzi drzemkami córy to się przyłożę i przeczytam to, co napisałaś ;P A wtedy napiszę dobry komentarz ^^
Oj tam, oj tam, przecież tak się śmieję. Rozumiem, ja też czasem mam takie dni i tygodnie, że z wami wszystkimi do tyłu jestem.
UsuńTak się tylko zastanawiałam, czy jeszcze żyjesz :D.
Żyję, żyję xD Ale praktycznie przez tydzień byłam odcięta od internetu - nie licząc tego, że jak głupia latałam po sklepach i wydawałam pieniądze xD Gościłam jeszcze szwagierkę u siebie i na wieczór to ona okupowała kompa :P A ja brałam go tylko rano, do kawy xD A niestety mój mózg pracuje baaaaardzo wolno bez świeżej dawki kofeiny, więc poranne czytanie, pisanie czy nawet głupie rozwiązywanie krzyżówek mi nie idzie xD Mój mózg protestuje i najzwyczajniej w świecie się wyłącza xD Ale po drugiej kawie mogę wszystko - o ile moja dzidziucha okaże mi łaskę i machnie sobie pierwszą drzemkę xD
UsuńEchh... Jeszcze nic nie ma :<
OdpowiedzUsuńChciałabym ci zaproponować (no dobra zareklamować) moją szabloniarnię, mogłabym wraz z moimi koleżankami stworzyć świetny szablon dla Twojego bloga, oczywiście z twoich zdjęć i pomysłów, tak, aby oddawał idealnie klimat tego świetnego opowiadania :D Zapraszam: graphicpoisob.blogspot.com (zostaw zamówienie pod moją notką, na dole będzie podpis "Nielivka")
Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie długo coś się pojawi :D
błąd w adresie, sorki :D
Usuńhttp://graphicpoison.blogspot.com/ *
Droga Vessno!
OdpowiedzUsuńIlekroć zabierałam się do czytania Twojego bloga, coś zawsze przeszkadzało mi w komentowaniu. Dlatego pozwolę sobie napisać ogólny komentarz, jeżeli Ci się nie spodoba - nie będę zaskoczona. :)
Podoba mi się Twój styl pisania, dzięki któremu przebrnęłam przez całe sześć wpisów. Szczerze mówiąc są bardzo długie i czasem musiałam zrobić sobie przerwę, ale jest OK. :D Ciekawość zżerała mnie do tego stopnia, że po prostu musiałam doczytać bloga do końca. I nie powiem spodobało mi się, choć nazw nie mogę zapamiętać do tej pory. Są jak.. rodem z powieści fantasy! :D
Najbardziej chyba spodobała mi się bohaterka płci żeńskiej. Jej los... Jest w niej coś takiego, że chce się jej współczuć i pomóc. Wywołuje u mnie bardzo smutne emocje, ale to chyba zaleta, nieprawdaż? :D
Strażnicy są niczego sobie i lecą na polowanie na demony. Ciekawy pomysł - nie powiem, że nie. ;) Najmłodszy z straży jest wręcz rozbrajający. Wszyscy rozmawiają o demonach, a ten wyskakuje z krawcem. xD
Nie mniej głupkowaty (to zaleta, nie wada:)) jest nasz kochany młody król. Po opisie w tym rozdziale trochę mi go żal. Pewnie nie jedna kobieta by na niego poleciała (może nie patrzyłaby na charakter?), a on zabawia się z mężczyznami. Ech, ci faceci! xD
Ach, zostaje jeszcze sprawa tego złodziejaszka. I do niego mam właśnie pytanie. Co on zrobił tej dziewczynce? Zabił czy ,,uśpił"? To pytanie mnie strasznie nurtuje, dlatego je zadaję. :d
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny w pisaniu kolejnych wpisów, Ewelina. (http://czarna-dama.blogujaca.pl/)
A witam, witam. Bardzo mi miło. I wstyd zarazem, że jeszcze u ciebie zalegam z czytaniem.
UsuńPytanie o dziewczynkę jest tym, które zadajecie najczęściej. Jedno z tych, na które nie odpowiadam. Zostawiam domysłom :).
Bardzo, bardzo dziękuję za wytrwałość w czytaniu i zapraszam wciąż i wciąż. Cieszę się, że odnalazłaś się w tym tekście. To daje siłę do dalszego tworzenia.
Pozdrawiam serdecznie!
Świetny blog!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://historiedopoduszki.blogspot.com/2014/03/1-nowi-ludzie-nowe-problemy.html?m=1
Sama myślę, czy nie zacząć prowadzić takiego bloga :] Tylko jedno ale: czytać się nie da na tym obrazkowym tle - biały tekst jest na jaśniejszym tle niż "boki" :/ jakby dało się to poprawić, czytelnikom powinno być łatwiej ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, przepraszam, przepraszam...
OdpowiedzUsuńZajęło mi to sporo czasu, ale w końcu oderwałam się od własnego opowiadania, książki (całkiem niezła :D ) i głupich krzyżówek xD No i jestem :D W dodatku jestem bardzo zadowolona ;D Głównie z faktu, że wydała się sprawa z królem. No, może nie do końca się wydała, ale czytelnicy już wszystko wiedzą :D Szczerze Ci powiem (czy tam napiszę, jak kto woli xD), że raczej spodziewałam się umiejscowieniem Lytha w sypialni króla, a nie jako krawca. Więc tym mnie zaskoczyłaś :3 Nie wiem, może to moja spaczona wyobraźnia tak działa... albo to wpływ serii, którą teraz czytam, ale oczyma wyobraźni już widziałam te gorące sceny z Lythem i samym królem w rolach głównych *.*
Jestem pokręcona, wiem xD
O dziwo, rozdział wcale nie wyszedł Ci zbyt długi, a już zdążyłam się przyzwyczaić do dość długich wywodów. Kolejne zaskoczenie. No i oddałam głos! ^^ Co prawda dopiero w drugim głosowaniu, ale to też się liczy, nie? ;>
No i Vessna... nie płacz :D Kupię Ci te ciastka :D
Fajne. Bardzo mi się podoba. Masz talent.
OdpowiedzUsuńTeż piszę bloga. Serdecznie zapraszam na http://lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com/
Mam bardzo dziwny pomysł; niech Lyth uszyje jakoś te szatę ( byle jak, oczywiście), a król stwierdzi, że będzie mu gorąco. Biedny Lyth okrawa, okrawa... i co? Król zostaje w slipkach! Jest zadowolony, bo na uroczystości będą głównie panowie;-)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) ostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award, więcej informacji u mnie moja-kraina.blog.onet.pl :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział przyłączam się do ogólnego zachwytu bo jest nad czym :)
OdpowiedzUsuńMoi ulubieni bohaterzy to, jak na razie, Maenne i Lyth. Lythowi już współczuję-oj, ma biedak przerąbane-a Maenne to taki... dziecinny jest. Też bidulek (czyżby obudził się we mnie instynkt macierzyński? xD). Ogólnie, to rozdział świetny. ^^
OdpowiedzUsuń~paranoJA
W tym rozdziale dużo akcji i... ciekawych sytuacji. Kto by pomyślał, że Lyth znajdzie naszego kochanego króla (przyzwyczaiłam się do tych określeń xD) w takiej sytuacji... No ale cóż, Aderan od zawsze miał głupie pomysły. xD
OdpowiedzUsuńAch, jak nie podoba mi się ten zwierzchnik wojska. Torisov powinien zająć jego miejsce. :D A tak na poważnie, jak sens w łapaniu demonów, skoro nie wiadomo czy istnieją. Ale przecież męska logika jest niezrozumiała dla kobiet. xD
Lyth wydaje się być miły, ale co z tego wyniknie? Zobaczymy, zobaczymy.
Zostało mi więcej pytań, niż odpowiedzi. Ale nie chcę znać wszystkich szczegółów - wolę poczekać. ;)