W Virithadzie zawsze brakowało porządnych środków transportu. Od
kiedy Irrathinar sięgał pamięcią, nawet
zwykłe zwierzęta zdolne do przewożenia ludzi na swych grzbietach zdarzało się
widywać poza Gotstranhaimem niezwykle rzadko. Nikt nie znał przyczyny tej
sytuacji, ale sprawiała ona, że ludzie z południa przyzwyczajeni byli do
pieszych wędrówek.
Irrathinar wraz z dwójką towarzyszy spędził w podróży cztery
długie dni, podczas których śnieg i mróz nie chciały odstąpić ich na krok.
Brodzili w świeżym białym puchu sięgającym kostek, po wydeptanych wcześniej drogach,
a kiedy choć na moment schodzili z głównego traktu, wpadali w zależałe zaspy po kolana.
Ponieważ stara południowa zasada dotycząca dalekich wypraw mówiła,
że to dowodzący powinien odezwać się na nich pierwszy, cisza trwała nadzwyczaj długo.
Irrathinar musiał przemyśleć sporo spraw, a milczenie pomagało w rozważaniach
na egzystencjalne tematy.
Zapadał znów zmrok, gdy z daleka zaczęli dostrzegać falujące
światła pochodni miasta po południowej stronie łańcucha. To tutaj zaczynała się
przesławna przełęcz Frent-Zighat – jedyne bezpieczne przejście przez
zdradzieckie góry. Pewniejszym swego życia można było być tylko omijając pasmo
od południa – i nadkładając przy tym kilkanaście dni drogi.
Przeszywające zimno wzmagał
ciągnący od wschodu wiatr, a oni – o ile jako mieszkańcy tej części świata byli
do mrozu przyzwyczajeni, o tyle ten znosili wręcz fatalnie. Suchy, świdrujący,
przenikający każdą komórkę ciała. Nie wolno było się zatrzymać – jedyną ochroną
przed rychłą śmiercią było kontynuowanie mozolnej wędrówki.
Ciepłe światło ogrzewało wzrok, gdy wędrowali w stronę miasteczka.
Z tej strony nie było strzeżone w żaden sposób – dopiero górzysta granica mogła
stanowić przeszkodę na drodze ku Trenssie.
Frent był spokojnym miejscem. Niewiele się tu działo, jeśli nie
liczyć ciągłych zatrzymań i przesłuchań w sprawie nasilającego się przemytu
nilthei, której zwyczaj ciągłego zażywania pustynni kupcy starali się
zaszczepić w południowych sercach.
Idąc wąskimi ulicami, nie spotkali żywej duszy, ponieważ pod
wieczór mało kto miał ochotę wychodzić na dwór – było po prostu zbyt zimno. Nie
rozważając nawet innych opcji, zatrzymali się w gospodzie „Nad przepaścią”, w
której Irrathinar spędził wiele lat swojej młodości, gdy jeszcze pracował w górach
jako jeden z królewskich wojowników.
„Nad przepaścią”, jak sugerowała nazwa, faktycznie leżała nad przepaścią – nad pierwszym od
południowej strony uskokiem skalnym, którego gładki kamień odbijał księżycowe
światło każdej bezchmurnej nocy. Niegdyś można było w cieplejsze dni zasiąść
przy stolikach znajdujących się na szerokim tarasie i podziwiać oblodzone głazy
– do czasu, kiedy jeden z gości, zafascynowany rozpościerającym się przed nim
widokiem, nie zauważył zbyt niskiej balustrady – i runął wraz z nią po
skalistej ślizgawce. Karczmarz, jak Irrathinar miał się okazję tej nocy
przekonać, wciąż opowiadał przyjezdnym, że gdy wychylą się wystarczająco przez
jedno z małych okienek, z pewnością dojrzą w otchłani na wpół rozłożone ciało
nieszczęśliwca. Ot, miejscowa atrakcja turystyczna.
– Już parę lat temu słyszałem o tych burzach w Trenssie –
przytaknął Oltrech, jeden z dwójki towarzyszy w drodze ku północy, pociągając
solidny łyk piwa, gdy usiedli przy jedynym wolnym stole. Wbrew wędrującemu
przekonaniu, że we Frencie mieszka niezwykle mała liczba osób, tamtejsze
wnętrza tętniły życiem noc w noc. Wesoły ogień buchał w kominku, a opłacony
przez karczmarza grajek próbował nadążyć niewyraźnym acz przepełnionym radością
śpiewem za dźwiękami, które wydobywał ze swej lutni.
– Ja teeeż! – prawie krzyknęła Aalora, dwudziestotrzyletnia
brunetka, którą król nakazał Irrathinarowi zabrać ze sobą jako straż
przyboczną. – Ponoć w południe cała ziemia się unosi, robi się duszno i gorąco.
Och! Jak tam musi być pięknie! Byliście tam kiedyś? – Dwóch mężczyzn spojrzało
na siebie porozumiewawczo. Dopóki Irrathinar, dnia drugiego od wyruszenia, nie
odezwał się słowem, dopóty dziewczyna wciąż wzdychała i pomrukiwała ze złością,
przeklinając w myślach prawo, które zakazywało odzywania się na wyprawie zanim
zrobi to kapitan, a które bezwzględnie należało uszanować. Kiedy jednak dowódca
zdecydował się na ten krok, nie spodziewał się, że przez kolejne dni zalewać
ich będą kolejno fale gadaniny, niepotrzebnej ekscytacji i wybuchów radości. Nie
znał drugiej osoby, która by mówiła tak wiele, tak głośno i tak
entuzjastycznie, i miała przed oczami tak złudnie wesoły obraz świata. A przy
okazji była wojowniczką.
– Dawno. Kurz, brud i gorąc. Nic przyjemnego – odparł Irrathinar,
który od wielu lat nie wychylał się poza stolicę Virithadu, a trensseńską
granicę przekroczył tylko raz w życiu, by naszkicować na mapach północną część
łańcucha górskiego, na którego terenach właśnie się znajdowali. Irrathinar
generalnie był świata ciekawy i lubił zwiedzać – czy to miasta, czy to
przetykane rzadką roślinnością połacie pustego terenu – ale, co sam słabo
pamiętał, podczas pobytu na pustyni coś musiało mu się nie spodobać na tyle
mocno, że nie zamierzał nigdy tam wracać. A przynajmniej nie z własnej woli.
– Tak się cieszę! – kontynuowała Aalora, unikając wzroku
towarzyszy, a swoim błądząc po ścianach pomieszczenia wypełnionych głowami
upolowanego w górach zwierza. – Nigdy jeszcze nie przekroczyłam granicy,
żadnej. Ciągle tylko śnieg, śnieg, śnieg. Zawsze marzyłam, żeby ubrać się w
jakieś lekkie ciuszki i zatańczyć w słońcu, taaak…
Irrathinar wolał sobie nie wyobrażać tak roztrzepanej osoby
podczas walki, którą zresztą miała się zająć w wypadku, gdyby ktoś chciał przeszkodzić
im w interesach. Nie krył się z opinią, że przy owym przebieraniu się i
tańczeniu jej zgrabne ciało i porywczy charakter sprawdziłyby się o niebo
lepiej. Kartograf zaczął się nawet zastanawiać, czy władca nie wysłał ich w
innej sprawie niż ta, o której mu powiedział. Może czekało ich jakieś oficjalne
spotkanie, o którym wiedziała tylko ona, a które nie miało nic wspólnego z
wojowniczymi zapędami króla Dotryga.
Tak czy inaczej, miał nadzieję, że nigdy nie będzie mu dane
dowiedzieć się, jak Aalora radzi sobie na polu walki. Od dawna nic go nie
cieszyło tak bardzo, jak z to, że – chociaż przeszło mu wcześniej przez myśl,
by tego nie robić – koniec końców zdecydował się zabrać ze sobą broń.
Dzięki, o Nieufności!
-------------------------------------------------------
Jak obiecałam, jest. Krótkie to to i niezbyt pojemne, jeśli o treść chodzi. Nawet głupio byłoby rozdziałem nazywać. Jeśli ktoś coś, to oczywiście na pomysły czekam, chociaż akcji nie pchnęłam do przodu od poprzedniego przerywnika, więc niewiele z tamtych udało mi się wykorzystać - wszystkie jeszcze czekają.
Mam takie nieskrywane marzenie, żeby pisać częściej - tak, jak to miało miejsce w poprzednie wakacje, ale jakoś motywacji mi brakuje. Czytelnicy przychodzą i odchodzą - a to, że odchodzą dzieje się wyłącznie z mojej winy, i wiem o tym doskonale. Z chęcią napisałabym coś nowego, ale Piach jest wciąż na pierwszym miejscu mojej listy. Może jakaś jednopartówka, może coś krótkiego. Marzę o napływie weny, ech.
Następny rozdział, mogę to obiecać, będzie sensowniejszy. Ciężko będzie zejść poniżej dzisiejszego poziomu.
Dzięki, że jesteście.
Buziaki.
PS. Nadrabiam czytanie. Jak o kimś zapomniałam, to się proszę przypomnieć.
PS2. W najbliższym czasie pojawi się ankieta odnośnie do nazwy dla całego piaszczystego świata (wreszcie będzie miał jakąś nazwę, jej!). Mam kilka propozycji i chciałabym, żebyśmy o tym zadecydowali razem, jak na nas przystało ^^. Bądźcie czujni!
Fejsbuki nie gryzo.
Zgłosiłaś blog do nowych postów, ale na KŚ funkcjonuje inna metoda powiadomień o nowych postach (bez fragmentów i w automatycznym gadżecie) :) Proszę, zapoznaj się z nią w regulaminie i jeśli jesteś chętna to zgłoś się w odpowiedniej zakładce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Katalogowy Świat
Fejsbuki nie gryzo... A może gryzo? xD
OdpowiedzUsuńIle to już czasu minęło od poprzedniego zimnego przerywnika?
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z Twoją uwagą dotyczącą poziomu tego rozdziału. Krótki, to prawda i chyba tylko to można mu zarzucić.
Nowi bohaterowie mają potencjał by wryć się w pamięć. Mam przeczucie, że Aalora nie okaże się tylko wesołą, głupiutką panienką i zaskoczy nas jakimiś cechami, o posiadanie których póki co nie można jej posądzać.
Pozdrawiam i życzę weny, o którą tak się dopraszasz :-)
Rocky Drago (podpisuję się jako anonim, bo mam coś problemy z dodaniem postu w zwyczajowej formie)
Też mam nadzieję, że nie okaże się głupiutka, ale to w końcu nie zależy ode mnie. Pożyjemy, zobaczymy ^^.
UsuńCzwórka wspaniałych :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jednym z tych wędrowców okazała się dziewczyna i to nie byle jaka: brunetka, 23 lata i w dodatku król za nią ręczył! - czyżbyś o mnie mówiła? xD
Zima... Brrrr... Aż mnie telepnęło po kręgosłupie...
Nie dość, że na dworze brzydko, to jeszcze pogodę masz mroźną :P
Buziaki i czekam na więcej! :*
I jeszcze tak samo gadatliwa, ha! :D
UsuńA za pogodę przepraszam. Na następny rozdział przewiduję upały i miejscowe burze piaskowe ^^.
Cześć,
OdpowiedzUsuńTwojego bloga znalazłam wczoraj wieczorem ale tak mnie wciągnął, że nie mogłam przestać czytać. Świetny jest ten pomysł z wkładem czytelników w historię! Piszesz świetnie i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :).
Co do fabuły: może Tanik posiada jakimś cudem umiejętności magiczne, mimo braku magii w kraju od wielu lat. I tak mógłby stworzyć jakąś np. łunę odgradzającą jego i więźniów od settary? I zaprowadzić ich do swojej dziecięcej kryjówki?
Wiem, że to dość mało oryginalny pomysł ale pierwszy jaki mi przyszedł do głowy ;)
Pozdrawiam,
Sonk-a
Hah, masz to jak w banku, bo nikt chyba nie wpadł na nic lepszego, a mi też to siedzi w głowie ^^. Niech tak będzie. Może wymyśli się coś bardziej oryginalnego, jak już co nieco się dowiemy o tym, co się wydarzyło.
UsuńJa sama wiem niewiele, bo robota mnie przygniotła i nie mam pojęcia, kiedy wezmę się za kolejny rozdział. Pierwszy wolny termin jak na razie w przyszłym tygodniu :).
Niemniej zawsze miło przeczytać, że komuś się podobało. Coraz mniej znajduję śmiałków, którzy chcą czytać tę historię aż do teraźniejszych wydarzeń. Martwi mnie, że przy trzydziestym rozdziale może już nie być żadnych czytelników o.o
Dzięki za komentarz, zapraszam częściej :D.
Będę się czuła niezwykle zaszczycona, jeśli uda się wprowadzić to do historii, a na rozdział czekam z jeszcze większą niecierpliwością :-). I dziwię się, że ktoś może zrezygnować z czytania Piachu. W każdym razie, skoro ja się już przypałętałam, to łatwo się mnie nie pozbędziesz. :-D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i trochę czasu potrzebnego na rozdział!
Sonk-a
Taką mam nadzieję! Haha! :D
Usuń