Tak
jak trudno było jasno stwierdzić, co wyobrażał strój uszyty jeszcze tego dnia
dla samego króla, tak szybko dało się wywnioskować, dlaczego władca nie
pojawiał się na uroczystości. Być może on sam mógłby odmówić ubrania szaty
przypominającej do złudzenia wielkiego, dorodnego kurczaka, ale jego
teraźniejszy przypadkowy zastępca nie miał w tej kwestii wiele do powiedzenia.
Nie bez narzekania wcisnął się więc w odrobinę zbyt wąski w ramionach kostium i
powoli przygotowywał umysł do wygłoszenia naprędce rozpisanej mu przez Alledre
mowy początkowej. Godzina oczekiwań minęła w zastraszającym tempie na
pudrowaniu skóry, by ta przybrała nieco jaśniejszy odcień, a także zabiegach
mających na celu zmianę koloru włosów – z ciemnego na blond.
Fałszywy
monarcha nie miał jednak czasu na chociażby przelotne spojrzenie w lustro na
powstały efekt. Na podwyższenie na dziedzińcu wkroczył więc nie dość że
zupełnie nieprzygotowany psychicznie, to jeszcze kompletnie nieświadomy swego
wyglądu. Ani się obejrzał, a mijało już południe i nadchodził czas, by
rozpocząć Uroczystość Umniejszenia kwiecistą mową.
Nowy
król rozejrzał się wolno. Ludzie, wszędzie ludzie. Gdzie sięgnął wzrokiem,
stali mieszkańcy miasta – i zapewne nie tylko oni, ponieważ na to święto przybywali
licznie także goście z okolicznych osad i drobnych zabudowań.
Żar
lał się z nieba, a on czuł jak gdyby gorejące słońce próbowało właśnie tulić go
do siebie. Upał był nie do zniesienia. Siedział przed paroma tysiącami
poddanych, przed okropnie głośną, kolorową i wciąż poruszającą się bryłą
kształtów – w dodatku bryłą myślącą i głodną słów swego władcy.
Gdy
przełykał ślinę, było już zupełnie cicho. Głos uwiązł w gardle, a cała godzina
powtarzania paru zdań, które miał powiedzieć teraz do publiki, znikła nagle z
pamięci. Jak miał zacząć? Co mówić?
Wszyscy patrzą!
–
Ruszaj ustami! – doszedł go cichutki szept… skądś. Siedział oniemiały,
zastanawiając się, czy to tylko jego wyobraźnia, czy może zdenerwowanie aż tak daje
się we znaki.
Mówić, nie mówić, mówić, nie mówić…
Co
mówić?!
–
Ruszaj ustami – kolejny niewyraźny szept. Sam już nie wiedział. Tylko mu się
wydawało, czy ktoś naprawdę do niego mówił? Nie, niemożliwe.
– No
poruszaj tymi cholernymi ustami! – tym samym głosem niemalże krzyknięto na
niego z wyrzutem. – To ja, Kneraz. Tu, na dole. – A jednak jako przypadkowy
zastępca miał odrobinę szczęścia. Westchnął cicho, niepewnie. Było południe, a
on w owej chwili czuł pustynną spiekotę nadzwyczaj wyraźnie. – Czas najwyższy,
żebyś zaczął współpracować. No, dalej!
Uśmiechnął
się sam do siebie i poruszył ustami raz i drugi, a głos wcześniej poznanego
sługi króla mówił za niego głośno i dostojnie. On zaś miał chwilę czasu, by rozejrzeć
się po dziedzińcu. Gdy tak patrzył, mrużąc oczy i spoglądając od jednego do
drugiego końca tłumu, jego wzrok napotkał niespodziewany widok.
Miał
jedynie nadzieję, że to, co zobaczył, wyłącznie mu się wydawało.
***
Parran
wszędzie poznałby te rysy. Prawy policzek co prawda dawno się zagoił i pozostał
zniekształcony jedynie w niewielkim stopniu, ale przerwa pośrodku brwi wciąż
nie chciała dać o sobie zapomnieć. Przez dłuższą chwilę nie mógł uwierzyć
własnym oczom, ale gdy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem owego człowieka, na
którego obliczu malowało się równie wielkie zdziwienie, wiedział już, że to nie
nadmiar mocnych trunków wywołał halucynacje, a jedynie jeden z jego dawnych
mistrzów, Czarny Fersé, którego nie imały się strzały, siedział właśnie przed
publicznością równą połowie miasta i udawał króla. Króla Aderana, dodajmy.
Nie
mógł zrozumieć, co nim kierowało, ale widząc błagalne spojrzenie, poczuł się w
obowiązku pomocy staremu znajomemu. Nawet jeśli ten po wielu latach znajomości okazał
się zwykłym sukinsynem.
***
Ludzie
tego nie widzieli. Byli tak zajęci komentowaniem nowego stroju Aderana, że nie
zauważyli nawet, kim naprawdę był siedzący przed nimi wielki kurczak. Illythea
parsknęła śmiechem na tę myśl, ale szybko się opanowała. Popijając niechcącą
wystygnąć herbatę wprost z samego Corveniru, którą tego dnia za grosze można
było kupić u jednego z dziesiątek handlarzy, obserwowała rozwój wydarzeń. Czy
ten, który właśnie rozpoczął uroczystość i zebrał owacje tłumu, mógł nie być
prawdziwym władcą?
Mówił
głosem spokojnym, żywo gestykulował, a jego usta raz po razie rozświetlał
uśmiech: z pozoru przyjazny, ale Illythea była przekonana, że niepełna brew
marszczy się pod tym osobliwym kostiumem: na wpół z bezradności, na wpół z
poczucia zażenowania. Nawet gdyby go nie znała, także czułaby to, co musiał
czuć on sam.
Odstawiwszy
herbatę na jedyny wolny narożnik pękającego w szwach straganu, aż proszący się
o wypełnienie jakimkolwiek przedmiotem, zaklaskała kilka razy wyłącznie po to,
by wyglądać pośród tłumu naturalnie, dokładnie tak, jakby miała być królowi
wdzięczna za to, co właśnie powiedział, za to, co ciągle dla niej robił. Jeśli miałaby
podziękować za cokolwiek, to wyłącznie za fakt, że jeszcze żyje.
Nie
do końca wiedziała, dlaczego władca nie był na swoim miejscu, a zastępował go
ktoś inny. A może na górze coś się pozmieniało? Szczerze teraz wierzyła, że na
tym miejscu Fersé byłby jeszcze gorszy od samego Aderana. Z obecnej perspektywy
samotna wyprawa na pustynię, którą zaproponowano jej tego poranka, nie wydawała
się już aż tak bardzo nietrafionym pomysłem.
***
Orkiestra
upstrzona nie gorzej od samego panującego grała w najlepsze. Na cześć mowy
powitalnej wystrzeliły tak skrzętnie przygotowywanie pyły, skrząc się i mieniąc
w południowym słońcu. Na któryś z bocznych podestów wprowadzono kilku
pierwszych więźniów oskarżonych o przekręty finansowe. Święto Umniejszenia,
mające na celu wyrazić pogardę dla tego rodzaju przestępstw i uchronić państwo
przed bankructwem, trwało w najlepsze mimo braku najważniejszej osoby.
–
Cioteczka Uynn czeka na króla w swoich pokojach. Kazała przekazać tę prośbę i
gratulacje dla służby. Ponoć jeszcze nigdy nie miała przy sobie tylu pluszowych
fasolek.
Kneraz
zaśmiał się szczerze na te słowa. Mimo że poranek wypełniał stres, a nerwy dawały się we znaki,
był naprawdę dumny z pracy swojej i swoich przyjaciół.
–
Muszę to powiedzieć Jersenowi. – I nagle przypomniał sobie, kto siedzi na
miejscu rządzącego i doszło do niego, że jego własna ciotka nie da się oszukać
tak łatwo jak tłum ludzi o oczach codziennie drażnionych przez wirujący piach.
Należało coś wymyślić. I to szybko.
***
Pośród
ludzi pokroju Parrana panowała niepisana zasada, że należało się trzymać z dala
od dritheńskiego zamku. Straży może nie miał on nadzwyczaj dobrze przygotowanej
na ewentualne ataki i rabunki, ale zawsze jakimś dziwnym trafem po takich
wypadach trafiało się do więzienia. Na rok, dwa, trzy lata. Za to z opowieści stałych
bywalców szło dowiedzieć się, że nie był to przyjemny pobyt.
Poza
tym wszelkie kosztowności ponoć trzymano na najwyższych piętrach – ponoć,
ponieważ żaden z przyjaciół po fachu, którzy odsiedzieli swoje w lochu, nigdy
nic takiego nie znalazł, a także dlatego, że jedyny, któremu udało się
niepostrzeżenie wkraść na wyższe kondygnacje został publicznie pozbawiony
prawej ręki i lewej nogi. Ot, królewska wyobraźnia. Zmarł niedługo później,
ponieważ gorący, suchy klimat i wszechobecny pył połączony ze zbyt wczesnym
powrotem do pracy okazał się mieszanką zabójczą. Co bardziej kreatywni
twierdzili, że został zamordowany przez neesthy, gdyż z powodu kalectwa nie
zdążył przed burzą wrócić na czas do domu.
Tak
czy inaczej, Parran, przezorny przez wzgląd na swoje dawne zajęcia – co do
których wolałby, by nigdy nie miały miejsca, a przynajmniej by nikt w tej
chwili o nich nie wiedział – pomimo że nigdy do zamku się nie wybierał, znał
bardzo dobrze rozkład pomieszczeń na niższych piętrach. I to właśnie powinno
było mu pomóc w odnalezieniu drogi do człowieka podstawionego za władcę.
Starając
się nie zwracać na siebie uwagi przedostał się do niskich murów dzielących
zamek od reszty miasta, na których teraz rozłożone były drewniane podesty. Na
głównym siedział nowy władca, a im bardziej Parran się do niego zbliżał, tym
bardziej jego mina wydawała mu się skonsternowana.
Obmurowania
nie były pilnowane ani z zewnątrz, ani od środka, więc przedostanie się do
korytarzy biegnących tuż pod nimi nie sprawiło najmniejszego problemu. Gdyby
nie kawałki pomidorów, które spadały z góry, gdy przechodził tuż pod jedną z
mniejszych scenek, mógłby uznać ten spacer za przyjemny.
Dalej
czekała go kolejna ciemna część szerokiego korytarza o niskim stropie, a kiedy
znowu zobaczył prześwitujące od góry światło, wiedział, że jest na miejscu.
Ktoś krzątał się pod podestem, na którym siedział władca. Wedle zwyczaju za
niecałe piętnaście minut – w przerwie – monarcha powinien wstać z tymczasowego
tronu, po czym udać się do zamku po sakiewkę złotych monet, z których każda
wręczana była jednemu z dobrze sprawujących się na uroczystości więźniów. Miał
to być znak hojności państwa wobec każdej, nawet najbardziej winnej osoby, o
ile ta wykazała skruchę. Zwyczajowa otoczka nie znaczyła jednakże nic – nie ma
się więc co dziwić, że chętnych na monetkę było niewielu. Po skończonym święcie
wszyscy z powrotem udawali się do swoich cel i przez kolejny rok – co wiedziało
się z opowieści – byli traktowani na równi z całą resztą.
Choć
z góry zachowanie nowego władcy wydawało się minimalnie sztuczne, Parran był
zdziwiony słysząc głos niepodobny do głosu jego starego znajomego. W pierwszej
chwili zwątpił, czy to rzeczywiście on, w następnej jednak, gdy wychylił się
zza załomu niskiej ściany, zauważył stojącego na podwyższeniu niewysokiego
mężczyznę o ciemnych, kręconych włosach, ubranego w strój osobistego doradcy
króla.
Dobrze,
że głos roznosił się w naturalny sposób – co sprawiała chyba jakaś
nagłaśniająca konstrukcja, której Parran nie mógł dokładnie dostrzec w
ciemności – gdyby tylko tłum dowiedział się, jak uroczystość wygląda od
zaplecza, z pewnością rozniósłby w pył najpierw udawanego władcę, potem cały
zamek, a na końcu właściwego króla Aderana. Parran był bowiem święcie
przekonany, że ten siedzi sobie spokojnie w swoich apartamentach, chcąc uniknąć
jakiegokolwiek kontaktu z mieszkańcami miasta. Czyżby w końcu doszło do niego,
co ci o nim sądzą?
Na rozmyślaniu
minęło Parranowi kolejne dziesięć minut, a kiedy usłyszał zapowiedź wyjścia
króla, wszystkie mięśnie jego ciała napięły się w oczekiwaniu. I rzeczywiście –
sługa zszedł z improwizowanych naprędce schodków, przekładając w pośpiechu
pomięte kartki papieru.
Parran
schowany kilka kroków dalej w zimnej kamiennej wnęce wstrzymał oddech, gdy
Kneraz Alledre, królewski doradca, przechodził obok niego. Odgłos kroków
uświadomił mężczyźnie, że władca
zastępczy, jak nazywał go w myślach, musiał udać się po podeście w
przeciwną stronę, by zejść po kręconych kamiennych schodach wewnątrz jednej z
wieżyczek na murach. Gdy tylko sługa odszedł na bezpieczną odległość, Parran
bezszelestnie oderwał się od ściany i ruszył w kierunku zbliżających się drewnianych
odgłosów powolnego stąpania.
Gdy
pośród ciemności znalazł kamienne stopnie, wszedł na pierwszy z nich i czekał. Kroki
zbliżały się powoli, zimno tchnęło od przejścia. Stuk, stuk, stuk.
–
Uważaj, panie królu – rzekł, gdy usłyszał wyraźnie oddech schodzącego
mężczyzny. Ten zatrzymał się nagle, próbując w ciemności dojrzeć twarz obcego.
– To
ty, Kneraz? – spytał swym normalnym głosem, tak bardzo różnym od tego
słyszanego przez tłum na górze.
–
Zgaduj dalej, mistrzu – odparł tylko. Oczy rozmówcy powoli przyzwyczajały się
do braku światła. Zamrugał raz i drugi, zastanawiając się, czy tylko się
przesłyszał, czy może ten ton naprawdę był znajomy. Przepełniony udawaną
irytacją, niecierpliwy, niecierpiący autorytetów.
–
Parran? – odpowiedziało mu twierdzące westchnienie. Miał wrażenie, że ten się
uśmiechnął. – Dawnośmy się nie widzieli. Skąd się tu wziąłeś? Czemu nie można
cię nigdzie znaleźć? Co robisz…
–
Czekaj, czekaj. Po kolei, Fersé. To nie czas ani miejsce na takie rozmowy.
Lepiej ty powiedz, co wyprawiasz na zamku, w dodatku przebrany za kurczaka? –
Nie mógł powstrzymać się przed kpiącym uśmiechem, ale miał nadzieję, że Czarny
go nie widział.
– To
długa historia.
– I
pewnie przydałaby ci się jakaś pomocna dłoń? – spytał wesoło, lecz ściszając
głos jeszcze bardziej. Albo mu się wydawało, albo usłyszał za sobą jakiś szmer.
Czyżby to służący wracał? Nie, nie. Z pewnością zrobiłby dużo więcej hałasu. To
musiało być coś innego…
– Nawet
dwie.
– W
takim razie chodźmy – natychmiast odwrócił się za siebie i zszedł ze schodka,
co uczynił także Fersé. – Widziałeś, czy straże… – gdy postąpił krok naprzód,
jego ramię obtarło się o coś ciepłego, miłego w dotyku, jakby skórę.
–
Czarny Fersé – odezwał się kobiecy głos, a Parranowi wydał się on nadzwyczaj
znajomy. Światło jednak nie dopływało aż tutaj. W ciemności chwyciła jego
ramię. – Szukałam cię wszędzie, a jak się okazuje, zostałeś nowym władcą. Mamy
sprawy do załatwienia.
–
Ruda?
– Słucham?
– spytała zdezorientowana, odsuwając się. To zdecydowanie nie był głos
Czarnego. Ani nie jego ramię.
– Co
ty tutaj robisz? – Parran nie wiedział już co myśleć. – I co właściwie się tu
dzieje?
Odgłos
kroków. Głośny, wyraźny.
–
Królu mój, króluuu… – nawoływał ktoś z przeciwnej strony korytarza.
– W
tamtą stronę – szepnął Fersé, popychając do przodu dwójkę towarzyszy. Żadne z
nich nie do końca wiedziało, co właśnie się dzieje. On sam nie całkiem
rozumiał, ani co tu robi, ani czemu nagle dwie osoby przychodzą mu z pomocą.
Wdzięczność jednak należało zostawić na później, a teraz skupić się na
szaleńczym biegu wzdłuż zamkowych murów.
–
Liczcie wieżyczki – wydał polecenie Parran do biegnącego obok towarzysza i
wyprzedzającej ich dziewczyny. – Ta, którą wszedłem była niestrzeżona, następna
bez straży jest trzecia od tej, którą właśnie minęliśmy. Potem szybko między
wille i…
– Mam
niedaleko kryjówkę, poprowadzę was – wtrącił Fersé.
–
Najpierw ściągnij z siebie tego kurczaka, mistrzu – zaśmiała się dziewczyna. –
Nie jest ci w nim do twarzy.
-------------------------------------------------------
Zgodnie z prośbami, zastępca króla nie okazał się Parranem, choć przyznam, że poprzedni rozdział właśnie do tego przygotowywał. Ale czego się nie robi dla czytelników!
Tylko co dalej? Od obydwu pań sprawdzających dostałam pytania zapisane pogrubioną czcionką, brzmiące "skąd Illa zna Czarnego?!" Teraz więc pytam o to was, kochani. Czekam na wasze świąteczne pomysły.
I ten, no... Może by tak ktoś Aderana już uratował? Co wy na to?
Och! Chyba zaczynam naprawdę lubić ten sposób pisania.!
Nikt jednak dawno nie wspominał o stronach językowych: czy coś się poprawiło, pogorszyło, czy coś wam przeszkadza. Dobrze byłoby wiedzieć takie rzeczy. Wczoraj miałam urodziny, jutro już wigilia, więc w ramach prezentu liczę na kilka sensownych komentarzy :D.
Chyba tyle. Zdrowych, spokojnych świąt, kochani. Lecę lepić pierogi. Do przeczytania w nowym roku!
Przybyłem po wielu miesiącach w końcu nadrobić wszelkie zaległości Twych Piasków i życzyć Ci Wesołych Świąt oraz mnóstwa Wspaniałych Literek w Nowym Roku! Z wielkich, bo to czas symboli, czy coś ^^
OdpowiedzUsuńNie wiem, co takiego mógłbym zaproponować, bo po tak długiej przerwie - za co przepraszam, po prostu nie miałem siły ani publikować ani śledzić innych - nie czuję się pewnie we wszystkich wątkach. Widzę jednak, że zaskoczenie zaoferować potrafisz, więc będzie dobrze.
Jeszcze raz Wesołych Świąt życzę i nie poddawaj się! Twórz.
Nie przejmuj się niczym, na wszystko przyjdzie czas.
UsuńSerdecznie dziękuję za życzenia i wzajemnie. Byle do przodu :).
Witam i dziękuję za przedświąteczny prezent ^^
OdpowiedzUsuńCo prawda trochę to zajęło ale warto było czekać.
Całkiem dobrze połączyłaś na nowo wątki Parrana i Illythei, do tego zgrabnie wprowadziłaś nową postać.
Skąd Illa może znać Czarnego? Z wielu miejsc, wiemy o jej historii tak mało, że równie dobrze mogli się poznać na królewskim dworze albo w jakimś burdelu. Ja byłbym za wersją w której Ill żyjąc na ulicy próbowała przeżyć za pomocą kradzieży i postanowiła nieświadomie okraść samego mistrza tego fachu, albo Fersé mógł złożyć przysięgę rodzicom Rudej i obiecał im, że się nią zajmie.
Co do króla, to czemu nie może sobie przez jakiś czas zostać w swoim przytulnym wychodku? Wpłynie to bardzo pozytywnie na stan królewskiego skarbca i ogólne nastroje wśród ludu. :D
I zanim w ogóle ktoś go uratuje dobrze by było wiedzieć czemu powszechnie kochany i szanowany monarcha został porwany.
Życzę wesołych świąt i weny :)
Jak to dobrze się pośmiać od czasu do czasu!
UsuńPomysł na to, by Illa okradła Czarnego, wydaje mi się nadzwyczaj trafiony. Jak miło mieć takich zdolnych czytelników ^^. Przez miesiąc jednak wiele się może w głowie pozmieniać, a i liczę na to, że ktoś zaproponuje coś jeszcze.
A co do króla, to faktycznie - może tam jeszcze posiedzieć.
Dzięki za pomysły. Smacznego karpika życzę.
Czarny uczył Illę, był mistrzem i jej, i Parrana! Błagam, błagam :D
OdpowiedzUsuńA król niech sobie tam siedzi xD
Pozdrawiam ;)
Izuuś
Z gory przepraszam za brak polskich znakow!
OdpowiedzUsuńAlderan niech sobie radzi sam! Co go wszyscy maja ratowac, niech sam z siebie wplynie jakos na fabule i swoje polozenie. Poznajmy go z tej odrobine lepszej, ciut kreatywnej strony, kiedy to sam wybawi siebie z opresji.
Pozdrawiam i wesolych swiat!
Alemr
Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńBiednego Aderana tak nie można zostawić. Ktoś musi wyruszyć mu na ratunek... I proponuję, żeby to był Lyth. Może być ciekawie xD
Wspominałaś kiedyś, że Illa była uczona "akrobatyki użytkowej" czy czegoś takiego. Zastanawiam się, czy nie można tego jakoś powiązać z Czarnym. Niekoniecznie najprościej (=Czarny uczył Illę), ale może przez kogoś ściśle związanego z Czarnym? Skoro go szukała... Mogła go szukać, ponieważ on wie, gdzie znajduje się dawny nauczyciel Illi. Chociaż nie, to zbyt banalne.
"Mamy sprawy do załatwienia."
Czarny może być coś winien Illi, dlatego go szukała "wszędzie". Pytanie - co. Albo jej coś ukradł, albo coś obiecał, albo czymś mocno podpadł. Nie można wykluczyć też więzów rodzinnych: brat, kuzyn, były...
Yyy, jak wpadnę na jakiś kreatywny pomysł, dam znać. Bo taki bełkot niewiele daje ;)
Weny, weny i jeszcze raz weny!
Z tymi więzami rodzinnymi - dobry pomysł. Albo z Czarnym, albo z Rudą...
UsuńAlemr
Więzy rodzinne? Hm... Postawiłabym na powiązania emocjonalne między Illą a Czarnym, ale to takie przewidywalne. I weź tu pisz, jak wszystko takie oklepane. Uch!
UsuńTym bardziej wielkie dzięki za świąteczną górę pomysłów, kochani.
Swoją drogą, bałabym się wysyłać Lytha na ratunek królowi. A wiadomo, co tam się stać może? ^^
Z drugiej strony: Aderan miałby sam się uwolnić? On? Pierwsi czytelnicy tak tego bohatera załatwili, że nie wiem, czy jest tu coś do ratowania :D. Ale zobaczymy, zobaczymy.
Eee tam, jak ktoś dobrze pisze to może sprzedać czytelnikom wszystko :D
UsuńPowiązanie emocjonalne między Illą a Czarnym będzie oklepane tylko wtedy, kiedy przebiegnie jak w tanich romansidłach. Uważam, że wystarczy kilka absurdalnych szczegółów, aby ta relacja nabrała rumieńców.
Właśnie mi wpadło do głowy, że Illa mogła pomylić Czarnego z kimś cholernie do niego podobnym. Na przykład z jakimś zmiennokształtnym, który przybrał formę Czarnego, więc biedna Illa szuka teraz Czarnego.
A zmiennokształtny uciekł i hula dalej, przybrawszy formę kupca z Ynseraty, który dał panu Wyrte skarpetkę z wełny jaka zamkniętą w metalowej szkatułce... xD
Wyślij Lytha! Powtarzam: może być ciekawie. Chociaż obawiam się wtedy o zdrowie psychiczne Kneraza :D
Cóż za szatańska intryga :D. Ale skoro po ciemku pomyliła go z Parranem, to w czemu miałaby go nie pomylić z kimkolwiek innym, hah. W zasadzie to nikt tu jeszcze na nic nie chorował, więc Illa mogłaby mieć słaby wzrok, albo beznadziejną pamięć...
UsuńA ja się potem dziwię, dlaczego mi czytelniczki uciekają. Taka zamotana historia zamiast tradycyjnego romansidła to nie jest materiał na dużą poczytność. Aaaale - może to i dobrze ^^.
Słabe romansidło może napisać każdy, sztuką jest nie pogubić się w sieci intryg :)
UsuńJa też chcę, żeby Lyth go odnalazł! ^^
UsuńI chcę żeby Alderan był na coś chory. Śmiertelnie chory :3
Na głupotę :P
UsuńDobra, pomyślę nad jakimś choróbskiem dla niego, sadyści.
2 pytania
UsuńCzemu ma go znaleźć dzieciak który raz już spartolił sprawę, nie mają tam wojska, szpiegów czy jakiś służb specjalnych?
A co do choroby to nie wystarczy ci wrodzony debilizm, musi być jeszcze bardziej chory? :P
Tak. Z dwoma choróbskami można nieźle pokombinować ^^
UsuńA co do Lytha - no ok, mogą go szukać służby specjalne (policja odpada, bo by się wydało, że na uroczystości był fałszywy król). Ale Lyth może znaleźć go na własną rękę. Trzeba tylko tak zrobić, żeby mu się chciało ;)
UsuńBy się wydało, że był fałszywy król. Szczerze mówiąc, nie widzę możliwości, żeby to nie wyszło na jaw. Czarny uciekł. Nie mam pojęcia, co się stanie na dziedzińcu przy braku jakiegokolwiek panującego, zaczęłam pisać ten rozdział i na razie wychodzi, że będzie chaos totalny. Stoję w miejscu.
UsuńIlla była sierotą i przygarnął ją Czarny i wtedy się uczyła od niego, był dla niej jak ojciec i przyjaciel, ale Illa miała kiedyś siostrę/brata (jak wolisz) i Czarny obiecał jej, że pomoże jej odnaleźć rodzeństwo, ale miał problemy finansowe i musiał uciekać, przez co zostawił Illę. Dziewczyna bynajmniej nadal chce poznać losy rodzeństwa.
OdpowiedzUsuńA na poszukiwanie króla udała się właśnie Illa z Parranem, bowiem dziewczyna chce jak najprędzej oswobodzić mistrza z swego zadania (udawania króla) by mogli wyruszyć na poszukiwania rodzeństwa. A razem z nimi po kryjomu zabiera się w drogę... Lyth :D
~ Shotty Gun ;)
Przecież oni właśnie uciekli, więc Czarny nie musi już udawać króla, a Aderan niech sobie siedzi tam gdzie jest, krzywda mu się nie dzieje, na razie... :D
UsuńGalen ma rację, przecież Fersé już uciekł. Czytamy uważnie :). Co do rodzeństwa - czemu by nie; martwi mnie tylko, że potrzebne by było wprowadzenie kolejnej postaci do opowieści, a większość z was mówi, że już starczy. Niemniej niczego nie skreślam, zobaczymy - może ktoś jeszcze się wypowie na ten temat.
UsuńBardzo dziękuję za pomysły i pozdrawiam serdecznie!
Jak dla nie to rodzeństwo może być już martwe, i nie będzie kolejnej postaci dodanej :) Drastyczne rozwiązania jak zwykle najlepsze :D
UsuńO tym nie pomyślałam :). Dobra, wezmę to pod uwagę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej :D Twój blog został nominowany do Liebster Award :D Zajrzyj do zakładki "Liebster Awards" <3 http://laced-pl-tlumaczenie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńSpóźnione, ale szczere życzenia :)
OdpowiedzUsuńOdnośnie rozdziału, to gdyby coś mi nie pasowało, albo gdybym zauważyła jakąś literówkę, czy coś, to dałabym znać. A skoro jest wszystko dobrze, to nic nie mówię i niczego nie komentuję.
Parran ma dziwnie "złote serce", skoro pragnie pomóc staremu druhowi. Ja wiem, że przyjaźń męsko-męska a damsko-damska to całkiem co innego, ale czasami mogli by faceci być bardziej pamiętliwi! :))
Odnośnie przemówienia króla, to było to do przewidzenia, że ktoś inny będzie mówić za fałszywego króla... Nie jest mi to sytuacja w smak, odnośnie tego, że prawdziwy król zniknął i nikt i nic nie wie co się stało... Więc chciałabym aby się ten prawdziwek znalazł! A kto ma tego dokonać? A może właśnie ta trójka uciekająca do schowka? Może gdzieś po drodze złapią prawdziwego króla?
Skąd Illa zna Czarnego? Może jakaś historia z dzieciństwa?
Pozdrawiam :)
Ps. Kurczak jako dostojny strój... No cóż... Nikt nie mówił, że moda zmierzała i zmierza w dobrym kierunku xD
Historia z dzieciństwa? Skradziony lizak, te sprawy? :D
UsuńMożliwe, puść wodze fantazji xD
UsuńAlbo są np. przyrodnim znienawidzonym rodzeństwem... To też ciekawy wątek xD
Dziękuję za życzenia. Słusznie żywisz nadzieję, żeby rok 2015 był lepszy od poprzedniego. Dlaczego w końcu miałby być gorszy albo nawet taki sam? Zawsze to jakiś postęp.
OdpowiedzUsuńPytasz o język. Przejrzałem do połowy i jakieś tam usterki znalazłem. Ponoć ktoś to sprawdza, tak? Nie chciałbym podpaść, ale raczej nie jest to polonista, skoro będąc laikiem, dostrzegłem to i owo.
„Nie przygotowany psychicznie”. Zaakceptuję, jeśli udowodnisz, że imiesłów występuje w funkcji czasownika. Uwaga, teraz zamącę: nieprzygotowany (=niegotowy, nieprzyszykowany); nie przygotowany, lecz dysponowany; uczeń nie przygotowujący projektu (=taki, który go nie przygotowuje). Jeśli nie wiesz, pisz łącznie, tak jak tutaj to zrobiłaś: „popijając niechcącą wystygnąć herbatę”.
„Gdzie nie sięgnął wzrokiem”. Lepiej: gdzie sięgnął wzrokiem.
„(...) Zaklaskała kilka razy, wyłącznie po to (...)”. Zdanie raczej nie jest aż tak skomplikowane, żeby tym przecinkiem hierarchizować treść. A tutaj z kolei dodałbym dwa: „Święto Umniejszenia(,) mające na celu wyrazić pogardę dla tego rodzaju przestępstw i uchronić państwo przed bankructwem(,) trwało w najlepsze mimo braku najważniejszej osoby”.
„Mimo poranka wypełnionego stresem i nerwami, był naprawdę dumny z pracy swojej i swoich przyjaciół”. Tutaj na pewno się nie pomyliłem. Mirosław Bańko z poradni językowej PWN o analogicznej sytuacji: „Przecinek jest tu zbyteczny, postawienie go byłoby błędem. Jeśli początkowa część zdania pojedynczego wydaje się (...) tak rozbudowana, że chciałoby się ją oddzielić przecinkiem, to znak, że warto przekształcić zdanie pojedyncze na złożone”, np.: „Mimo że poranek wypełniał stres, a nerwy dawały się we znaki, był naprawdę dumny z pracy swojej i swoich przyjaciół”.
„Należało cos wymyślić”. Literówka.
Tyle w ramach życzeń :D
Najpiękniejsze życzenia, jakie dostałam w minionym roku :D. Dziękuję serdecznie, błędy już poprawione.
UsuńOdpowiadając na niezadane pytanie: nie, żadna z pań, które sprawdzają teksty nie jest polonistką i bardziej weryfikują je pod względem zależności logicznych, aniżeli poprawności językowej. I jak na to, czym aktualnie się zajmują, idzie im wyśmienicie. Gdybym miała sama się męczyć nad głupotami, jakie czasem wypisuję - wstawianie rozdziału nie trwałoby dwa miesiące, a pół roku. Nie zamieniłabym ich na nikogo innego, choć, nie powiem, przydałby mi się też ktoś, kto zechciałby wciąż wykładać mi na temat przecinków. Mimo moich chęci, internet nie daje rady akurat w tej kwestii.
Witam :-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że i u Ciebie tempo pisania zmalało, tempo akcji natomiast wciąż jest szybkie i to mnie cieszy.
Cóż, niezła hucpa rozgrywa się na dworze. Starałem się ze szczegółami obrazować sobie w myślach scenę odgrywaną z udziałem fałszywego króla i trzeba Ci oddać, że miała ona polot.
Na następny rozdział również przyjdzie tak długo czekać :-)?
Zapraszam w najbliższym czasie do siebie, powinno się coś pojawić.
Mam nadzieję, że nie aż tak długo (jak zwykle). Ale, jak to mówią, wyjdzie w praniu.
UsuńDzięki za miłe słowa.
Pozdrawiam ^^
Masz niesamowity styl pisania ;) Bardzo lekko się czyta ;) Swoją drogą ciekawy pomysł z tym, żeby to czytelnicy decydowali o rozwoju akcji ;)
OdpowiedzUsuńZ racji tego, że zawitałaś na moim blogu, pomyślałam, że czemu by nie poczytać tego, co piszesz? Takim oto sposobem wylądowałam w twoim czerwonym piachu i przeczytałam wszystkie rozdziały. Muszę powiedzieć, że w początkowych czułam się jak taki zagubiony gość. Te wszystkie nazwy, nieznane i skomplikowane imiona (do teraz nie potrafię ich wszystkich poprawnie zapisać), no i jeszcze ciągłe przeskakiwanie od jednych bohaterów do drugich. Można dostać zawrotów głowy... Nie mniej cieszę się, że nic z tego mnie nie zniechęciło, bo im dalej zagłębiałam się w tę historię tym bardziej wciągająca i zrozumiała okazywała się być. Zdecydowanie poznanie bohaterów miało w tym dużą rolę, jak i twój styl. Mimo wszystko uważam go za lekki, przyjemny i szczerze powiedziawszy przyciągający czytelnika. Bo no cóż, piszesz świetnie :)
OdpowiedzUsuńOsobiście miałam nadzieję, że to Parran zastępuje króla, nawet mimo tego, że musiałby w takim wypadku założyć ten kostium kurczaka, ale niestety moje nadzieje spełzły na niczym. Cieszę się, że przynajmniej został wciągnięty w tą całą szopkę, zresztą nie tylko on, a ruda również, bo przyznaję, że to jest naprawdę ciekawe :) Szczerze zastanawia mnie, co dalej z tego wyniknie i co z naszym "biednym" władcą. Chwilowo nie rzucę żadnymi pomysłami odnośnie fabuły. Jakoś tak brakuje ich w mojej głowie, ale może innym razem. W końcu pierwszy raz jestem na blogu, na którym mogę jakoś wpłynąć na fabułę czytanego opowiadanie i chyba jeszcze nie potrafię tego przyswoić... Hah :)
Pozostaje mi życzyć szczęśliwego nowego roku, w końcu już święta jakiś czas minęły, i dużo weny. Pozdrawiam! :)
Cieszę się, że zechciałaś zapoznać się z tym kawałkiem Internetu. Bardzo mi miło :).
UsuńTo prawda, że bohaterów jest dużo, być może za dużo - zawsze miałam z tym problem, przyznaję się. Ale wydaje mi się, że akurat tutaj nie boli to aż tak. W końcu dzięki temu sporo jest wątków i każdy może wybrać swój ulubiony, po czym wpływać właśnie dla niego. Chociaż mam i takich zawodników, co całe kolejne rozdziały mi dyktują :D. Tu należy im się wielki ukłon za chęci. Serio, kochani, jeśli to czytacie, szacunek ^^.
Kończąc, jeśli chciałabyś dołożyć coś od siebie, to jest to jak najbardziej wskazane. Tymczasem, dzięki wielkie za dobre słowa. Choć wiem, że nie jest tak kolorowo, jak wszyscy mówicie (pewnie, że nie!), to każdy miły komentarz bardzo podbudowuje.
Zapraszam oczywiście jak najczęściej.
Pozdrawiam ciepło!
Fakt jest możliwość wyboru swoich ulubionych wątków, co mi się naprawdę podoba. Myślę, że w przyszłości też dorzucę swoje trzy grosze i postaram się podrzucić jakiś pomysł odnośnie któregoś :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój komentarz podbudowuję, no i postaram się wpadać częściej :D
Eh... Byłam pewna, że kliknęłam "odpowiedz", zanim napisałam ten komentarz, ale już trudno :)
UsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award! Po więcej informacji zapraszam na stronę:
OdpowiedzUsuńhttp://animasomniantis.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html
super super super :)
OdpowiedzUsuńjestem nową fanką !
kiedy następny ?
pozdrawiam i zapraszam na wamila-fivelements.blogspot.com
Coś długo nam przychodzi czekać na następny rozdział. Po moich rażących zaniedbaniach (nie odwiedzam blogosfery tak często, jakbym chciał) liczyłem się z możliwością nadrabiania nawet dwóch rozdziałów, a tu co? Ani jednego :-P
OdpowiedzUsuńDo roboty!
Ok, wiem, że następny rozdział się już smaży i pozostaje go tylko doprawić. Niemniej nie zaszkodzi Cię pogonić :-).
Pozdrawiam
Myślałam, że jestem niepokonana, ale minionej sesji udało się wyprowadzić mnie z błędu. Stąd te braki.
UsuńI dobrze, że poganiasz. Przynajmniej wiem, że ktoś czeka :D.