"MIESZKAŃCY DRITHENII,
OTO SZANSA DLA WAS, BY ZAISTNIEĆ W
OCZACH SAMEGO MIŁOŚCIWIE NAM PANUJĄCEGO WŁADCY, KRÓLA ADERANA III.
KTO ZDOŁA USZYĆ NAJPIĘKNIEJSZY STRÓJ
DLA JEGO WYSOKOŚCI NA UROCZYSTOŚĆ UMNIEJSZENIA PRZED JUTRZEJSZYM ZACHODEM
SŁOŃCA, ZOSTANIE WYNAGRODZONY DWUDZIESTOMA TYSIĄCAMI TSNERÓW.
DORADCA KRÓLEWSKI,
KNERAZ ALLEDRE
Dodatkowo, król obiecuje pięć tysięcy
tsnerów za każdego złapanego nesstha, którego ktokolwiek z poddanych zdoła
dostarczyć do pałacu. Stan obojętny. Termin nieokreślony."
Jeden
z plakatów mignął Torisovowi gdzieś w oddali, gdy zmierzał na wieczorny patrol.
Słońce powoli zachodziło, ale gdy zobaczył królewską pieczęć, nie mógł
powstrzymać się przed podejściem do ogłoszenia.
Brednie, pomyślał tylko, kiedy czytał o
konkursie krawieckim. Już chcial odejść, gdy w oczy rzuciło mu się słowo „neesth”.
A to ciekawe... Może umilimy sobie jakoś
ten wieczór. Zaśmiał się sam do siebie i niewiele myśląc, zerwał ogłoszenie
ze ściany budynku. Zwinął je w rulon i trzymał mocno, nie pozwalając wichrom zepsuć
mu planów.
To będzie
interesująca noc…
***
Illythea
nie mogła zmrużyć oczu choć na chwilę. Było ciepło i przyjemnie, ale jakaś
krążąca po głowie myśl nie dawała jej spokoju. Może nawet nie myśl... nie myśl,
a wrażenie. Wrażenie że coś, co miało się zdarzyć, nie miało miejsca w jej
życiu. Okropnie tego żałowała: czego? Straconej szansy. Szansy, która nigdy
nawet nie zaistniała. Na co?
A jakie to miało znaczenie, gdy mając
dwadzieścia lat leżała otulona czerwonym piachem, nie mając nawet czym się
okryć? Zawsze myślała, że miała trudne dzieciństwo. No cóż, wtedy przynajmniej
raz na jakiś czas ktoś się nad nią litował.
Słońce
zaszło nad pustynnym miastem, a Illythea już wiedziała, że nie prześpi tej
nocy. Za dużo było niewyjaśnionego, za bardzo tęskniła dziś za tym, co
nieznane. Dobrze, że noce były tu ciepłe. Dziewczyna lubiła kolory pustyni. To
one otulały ją, gdy nic innego nie miała. Nie bała się spędzić w fosie nocy;
była to jedna z bezpieczniejszych rzeczy, jakie można było zrobić o tej porze w
całej Drithenii.
Wiatr
zawiał mocniej, a po chwili się uspokoił.
Ostrzeżenie.
***
-No
co tam, robaczki? Jak się dziś miewamy? – Generał Branter wpadł na posterunek
jak zwykle w świetnym humorze, który – jak zwykle – nikomu się nie udzielił.
Lotrikos Wyrte nienawidził go już za czasów służby na granicy, gdzie byli równi
sobie wojskowymi stopniami. Ale kiedy dowiedział się, że Crall Branter ma być
jego zwierzchnikiem, mało nie wyszedł z siebie. Przez jego podły humor i
ówczesną niechęć do dalszego życia, druga żona narzekała na niego bardziej niż kiedykolwiek przedtem… i potem. Zebrała
się i zniknęła z życia Lotrikosa. A Branter pozostał.
Zawsze
mówił do nich „robaczki”, dokładając do tego najbardziej paskudny uśmiech, jaki
tylko udało mu się wykonać. Przychodził zwykle podczas zmiany tylko po to, żeby
zobaczyć, jak strażnicy go nienawidzą. Trzeba było przyznać, że dowódca Branter
miał na co patrzeć.
-Fantastycznie,
ty st… - resztę zdania wypowiedzianego przez najbardziej wulgarnego z drużyny,
grubego Isteryda, zdusiła ręka Torisova, którą zakrył nie tylko usta kolegi,
ale właściwie całą jego twarz. Dzisiaj kłótnie ani kary naprawdę nie były potrzebne.
Dzisiaj mieli ciekawsze rzeczy do roboty.
-Dobrze,
dowódco. Wszystko dobrze – dopowiedział tylko.
-Taa…?
– Branter przeciągnął z powątpiewaniem.
-T… -
Isteryd nawet nie zaczął mówić tego, co zamierzał. Pchnięty uderzeniem w bark wpadł
do drugiego pomieszczenia - składziku mniejszego chyba niż on sam (choć trzeba
przyznać, że sam Isteryd „mały” zdecydowanie nie był). Branter wydawał się być
zajściem nieporuszony. Mówił dalej:
-A
gdzie jest ten gołąbeczek Maenne, ten głucho-niemy, co nigdy nie wie, o co
chodzi, hm?
-Jeszcze
nie przyszedł – odpowiedział mu spokojnie Lotrikos. – Ma problemy z matką. –
Branter wyjął z wielkiej kieszeni na prawym pośladku mały notesik, a z jeszcze
większej na lewym jeszcze mniejszy ołóweczek i naskrobał nim coś na kartce swoimi
niezgrabnymi paluchami.
-To
teraz będzie miał jeszcze problemy ze mną… - zaśmiał się sam do siebie, po czym
bredząc coś pod nosem wyszedł i zatrzasnął drzwi. Przez pół minuty trwała niezmącona
niczym cisza, po czym z pomieszczenia na szczotki, zmiotki i szufelki
wygrzebywać się zaczął zdenerwowany Isteryd.
-Poszedł
sobie? – jego głos zabrzmiał gdzieś z otchłani pokoiku, a potem rozległ się huk
upadających mioteł.
-Poszedł
– doszło go zagryzane bułką słowo Lotrikosa siedzącego przy stole. Kiedy
Isteryd prawie wstał, przytrzymując się futryny i kończąc konwersację z samym
sobą, drzwi, przez które wyszedł dowódca, znów zaczęły się otwierać.
-Dajcie
mi tu tego skurwys… - Torisov, niewiele myśląc, kopnął drzwi od kanciapy na
szczotki i z powrotem władował tam Isteryda. Spodziewał się, że w pomieszczeniu
znów stanie Branter, który jak zwykle czegoś zapomniał. A ich grubemu koledze,
no cóż – na jego widok włączał się tryb obrażania i przeklinania wszystkiego,
co żyje. Dowódca z kolei, gdy coś takiego usłyszał, nakładał na całą drużynę
kary gorsze niż trenssyjski sąd za zabójstwo. Nikt nie protestował, kiedy
Torisov robił wszystko co w jego mocy, byleby tylko owej kary nie dostać.
W
drzwiach wejściowych – wbrew oczekiwaniom – stanął niski, przygarbiony
człowieczek w okularach, chyba nie do końca wiedzący, co tu właściwie robi. To
był Maenne, najmłodszy z całej grupy, który niby wiedział, co robić, a i tak
robił na opak.
-Przepraszam.
Mama robiła mi kanapki i tak jakoś wyszło, że…
-Że
oberwiemy za ciebie, Mistrzu. – Torisov wcale nie chciał być liderem grupy. Ale
każda grupa lidera potrzebowała, a tutaj nigdy nikt się do tej fuchy nie
garnął, więc rozsądek nakazywał Torisovowi decydować, karać i nagradzać. To
ostatnie w miarę możliwości, rzecz jasna.
I tak
sobie spędzali czas: Maenne, próbując zrozumieć, co tu robi, Lotrikos siedząc,
jedząc i dumając nad sensem życia, Torisov zastanawiając się, jak wydostać się
z tej roboty, i Isteryd, któremu właściwie wszystkie te rzeczy były obojętne, a
jedyne, o czym myślał, to co zrobi temu, z którego winy wrzucono go do
kanciapy.
***
Zbliżała
się jedna z tych dziwnych nocy, podczas których jak za dnia wiały wichry.
Większość ludzi zwykle była już w domach, kiedy raz na jakiś czas panowała
nocna settara. Nikt nie słyszał szeptów nocy, wszyscy myśleli, że są
bezpieczni, że wichura jest możliwa tylko w ciągu dnia.
Parran
wychodził z domu w nocy tak często, jak to tylko było możliwe. W nocy ludzie
byli mniej uważni, a on musiał za coś żyć. Minął posterunek straży, z którego
wyszedł właśnie olbrzymi człowiek, szeroki i wysoki, skrobiąc coś w notesie.
Parran skręcił w boczną uliczkę. Nie było mu na rękę zwracanie na siebie uwagi
straży, szczególnie w nocy, którą każdy uważał za bezpieczną.
Według
niego faktycznie taką była, ale postać rzeczy zmieniał każdy delikatny podmuch
wiatru, który mieszkańcy Drithenii czuli na twarzy wyszedłszy z domów – i przez
który z powrotem do tych domów wracali. Zbyt dużo opowieści o straceńcach krążyło
wśród ludzi.
Szedł
właśnie w stronę rzeki Drev, przez którą trzeba było przeprawić się, by dotrzeć do bogatszej dzielnicy
miasta. Mijał matki, które pouczały dzieci, że nie wolno wychodzić na dwór
podczas settary i sprzedawców zbierających niesprzedany towar ze straganów. O
ile wichury i przesądy na ich temat były rzeczą naturalną, o tyle handel w
Drithenii był dużo ciekawszym zjawiskiem. Nie można tu było znaleźć ani jednego
targowiska, czy chociażby placu, na którym kupcy mogliby zachwalać swoje
towary. Nie było bowiem miejsca w całym mieście, które pozostałoby
niezabudowane i niezamieszkane. Sprzedaż odbywała się tutaj na każdym wolnym
skrawku ulicy, stragany rozkładano tuż przy domach, często zagradzając wejścia
do budynków.
Raz
na jakiś czas zdarzył się kupiec, który zapragnął rozłożyć sprzedawane dobra na
wystawie po środku głównej ulicy. Jak można się domyślić, nie był to dobry
pomysł: zwykle człowiek taki zostawał okrzyknięty na wpół inteligentnym i
tracił dużą część potencjalnych klientów. Inna sprawa, że zdarzały się
przypadki, kiedy kupiec wraz ze straganem stojącym na środku skrzyżowania
zostawał zwyczajnie stratowany przez konie i wozy.
Miejscem,
w którym kwitł handel, była stara fosa. Wody było w niej może teraz po kolana,
a może i nie. Kupcy rozkładali tam towar, ale przez fakt, że było stromo – a
więc i niewygodnie, kupujący nie przychodzili tu tak chętnie, jak do handlarzy
stacjonujących tuż przed ich domami. Poza tym król Xanffres IV tuż przed śmiercią zabronił jakiejkolwiek
zabudowy fosy, twierdząc, że jego syn na pewno zrobi coś, by woda wróciła do
koryta. Oprócz tego, Xanffres IV miał jeszcze całe mnóstwo innych, niemożliwych
do spełnienia marzeń. Prawie tyle, ile jego jedyny syn pomysłów na znalezienie
zajęcia dla swoich podwładnych.
Kiedy
Parran przeszedł przez jeden z dwóch mostów, jego oczom ukazała się dzielnica
arystokracji. Był tutaj nie dlatego, że źle czuł się w biedniejszych częściach
miasta, ale dlatego, że tu ludzie zasypiali szybciej i byli mniej czujni, jeśli
chodzi o niebezpieczeństwa, które powodowali inni mieszkańcy: tej dzielnicy
morderstwa, kradzieże i gwałty nie dotykały wcale. Albo po prostu się o tym nie
mówiło.
Tutejsi
ludzie, przekonani o swojej wyższości nad wszelkim stworzeniem, ufali straży aż
nadto – zupełnie nie wiadomo czemu. Parran wiedział doskonale, że czym jak
czym, ale umiejętnościami i skrupulatnością straż z biednych i bogatych
dzielnic nie różniła się wcale. No, może wysokością łapówki, którą trzeba było
obdarować strażników wchodząc na teren arystokracji.
Parranowi
absolutnie to nie przeszkadzało. Zwykle udając się w tamtą stronę, wracał z
łupem wartym przynajmniej dziesięć razy tyle, ile trzeba było dać strażnikowi w
łapę.
Szczególnie,
że kiedy się wracało, straż zwykle już spała z brodami opartymi na szerokich
mieczach albo halabardach.
-------------------------------------------------------
Mam
nadzieję, że nie zmęczyliście się czytaniem tak jak ja - już po raz dwudziesty.
Jeśli będą jakieś błędy, literówki, napiszcie proszę, bo już prawie na oczy nie
widzę.
Od ostatniego posta zmieniło nam się nieco tło. Najlepiej nie wygląda, bo
naskrobane przeze mnie, a ja talentem plastycznym nie grzeszę. Widać z resztą.
Na ładniejsze czekam i pewnie jeszcze trochę poczekam.
Dziękuję wam wszystkim za komentarze, za pomysły (szczególnie te odnoszące
się do Aderana - mistrzostwo), za wsparcie. Wiem, że rozdziały nie pojawiają
się zbyt często i póki co częściej na pewno nie będą. Wybieram się na studia i
niestety na razie nie mam niczego poza tabletem i szlag mnie trafia na samą
myśl o pisaniu na nim, o wstawianiu postów nie wspominając. Raz na miesiąc będę
bywać w domu i tutaj będę wszystko załatwiać. O waszych blogach oczywiście nie
zapominam: parę rozdziałów nadrobiłam, parę z pewnością przybyło. Mam urwanie
głowy z tym wyjazdem, więc proszę nie brać do siebie moich opóźnień.
Ramka "Szybkoszepty" zostanie zawieszona przez względy techniczne -
odzywać będę się w komentarzach. Chyba że jakimś cudem uda mi się to opanować na tablecie.
Jeśli chodzi o treść kolejnych rozdziałów, to może
jakieś polowanie, hm? O, już wiem. Wyobraźcie sobie, że żyjecie w
bogatszej części miasta. Budzicie się rano, ale czegoś wam brakuje. Złodziej? Co wyniósł? A może właśnie myślicie nad
tym, kto będzie nowym krawcem króla? Młody
szaleniec, czy spokojny staruszek? A może jakaś miła pani? Albo jeszcze milszy
(dla króla!) pan (tak, Obieraczu, właśnie tak)? No i jeszcze jedna ważna
kwestia: padła propozycja, żeby król był gejem.
Dobry pomysł, czy może ktoś ma lepszy odnośnie jego preferencji.? Szepnę tylko,
że wiem już, kto znajdzie Illę. Ale... nie powiem wam!
Zmęczona jestem strasznie, spadam. Jutro czeka mnie pakowanie wszystkich
potrzebnych i niepotrzebnych (tych pewnie większość) rzeczy. Życzcie
powodzenia.
Hej, to ja.
OdpowiedzUsuńKról może być nie tylko gejem ale i biseksualistą. Mieć jakieś dziwne zboczenia (nie wiem jakie, pustka w głowie). Wyobrazić sobie, że żyję w bogatszej dzielnicy. No to nie wiem... Nie mogę zasnąć i przechadzam się po domu. Zauważam, że ktoś jest w środku mimo iż rodzice wyjechali (tu sobie wymyślam wiek 7 lat). To złodziej, widzę jego twarz i... zostaję zamordowana (wymyśl mi inny los, jeśli chcesz).
Z poważaniem
Gal Anonim
Z tym mordowaniem to tak bez przesady. Nie chcę zrobić z Parrana kolejnego super-hiper-macho-zimnego-skrytobójcy. Chyba że bardzo sobie tego życzycie, rzecz jasna :).
UsuńBardzo dobry rozdział! Chyba nie ma jakiś dużych błędów, przynajmniej nic nie wyłapałam. :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nn. xD
,,Widzę jego twarz i z piskiem rzucam się na podwórko, pozostawiając mu dom do obrabowania." xD
Pozdrawiam,
Carmen.
Hej, hej ^^
OdpowiedzUsuńJak powyżej, rozdział bardzo dobry i... ekhm, jak ja mogłam pomyśleć, że Illa się zabiła? ^^" Chociaż nadal utrzymuję, że ma ona duszę melancholijną i skorą do pakowania się w kłopoty. To jej dzieciństwo i fakt leżenia w piasku... ciekawe, nie powiem :)
Jeśli chodzi o pomysł preferencji króla, może być ciekawie, jeśli będzie gejem xD Ale mam inny pomysł, niech on się zakocha w Illythe jakimś cudem. Ale na zasadzie nie: kocham cię <3, a pragnę/pożądam cię. Dlaczego tak? Bo jawi się on na zaborczego i chciwego i jak tupnie nogą, to wszyscy zrobią, co każe. No i zainteresuje się on naszą bohaterką, ale ktoś ją od nieczystego wzroku króla uratuje, mam na myśli któregoś z uroczych młodzieńców z poprzedniego rozdziału xD ach, ja i moje fantazje xD
Pozdrawiam! :)
Mówiąc "uroczych młodzieńców" masz na myśli oczywiście tych od brudnej roboty? No jasne. Czemu nie, czemu nie.
UsuńDziękuję za pomysły, do czegoś z pewnością się zastosuję. Może dzięki Illi król odnalazłby drogę światła i nawrócił się z homościeżki.?
Szczerze mówiąc, wydawało mi się od początku, że Illythea będzie najnudniejszą postacią i nikogo nie zaciekawi, a tu niespodzianka. Muszę w takim razie trochę przysiąść także i nad nią.
Melduję, że jestem i na bieżąco czytam Twoje komentarze i nowe notki. Coś bardziej kreatywnego umieszczę po przeczytaniu tej nowości. :) Na chwilę obecną daję tylko znać, że nadal żyję :P
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :) Natrafiłam na parę powtórzeń, ale to po którymś tam czytaniu wyłapiesz. Pomysły, przepraszam ale nadal nie mam -,- Jakoś nie potrafię, mam za dużo na głowie i na dodatek nauka + praca ....
OdpowiedzUsuńCzemu cię nie powiadomiłam. Nie wiedziałam czy mogę pisać pod tym rozdziałem, nie chciałam Ci spamować, ale mam nadzieję, że wejdziesz i przeczytasz rozdział :)
Również pozdrawiam i życzę weny !
Taaa... powtórzenia się czasami zdarzały, ale nie raziły tak w oczy :D Było genialnie! Nie musisz się więc o to martwić :)
OdpowiedzUsuńObawiam się jednak, że nie wiem gdzie mieszka Ojciec Dyrektor xD Ani kim jest :P Więc sama rozumiesz ^^
Król na geja! Jestem za! Żeby czasem nikomu do głowy nie przyszło, że będzie kochał trzecią płeć :P Znajdźmy mu jakiegoś milutkiego i naiwnego chłopczyka do zabawy i tyle :)
Tak się beznadziejnie czuję, a wy zawsze mi humor potraficie poprawić. Poczekam jeszcze co inni powiedzą, ale raczej przychylam się do pierwszego pomysłu ObieraczaKartofli, że król ma być gejem. Chociaż z tą Illą.. - sama już nie wiem.
OdpowiedzUsuńHm, z Illą mogłoby być ciekawie. Mógłby wziąć ją na swój dwór, 'uratować' i zacząć zaloty. Natomiast ona mogłaby je odrzucać, co prowadziłoby do śmiesznych sytuacji.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o krawca, to mógłby być to taki gejowaty młodzieniaszek, który stwierdzi, że aby odzwierciadlić duszę króla powinien przebrać się np. za walecznego byka. xd.
Z tymi ciuszkami to faktycznie dobry pomysł, żeby ktoś coś odwalił i król musiał wyjść w tapmadylowej kreacji, skończonej tuż przed uroczystością - bo innej by nie miał. Może nie aż tak ekstremalnej, ale spróbuję to wykorzystać. Dzięki.
UsuńA ta Illa... kurcze, no coś mnie to nie przekonuje: że król, że zaloty, że ona się opiera, a potem żyli długo, albo on umarł i ona też się zabiła. Myślę nad tym już od tygodnia i jakoś nie potrafię tu nic nowego wykombinować.
Cóż, illa mogłaby któregoś dnia okraść króla, a potem zwyczajnie nawiać. xP
UsuńIlla i kradzież? Hm.. Zły wpływ towarzystwa? Dobra, ale na to jeszcze trzeba będzie poczekać (obym tylko o tym nie zapomniała...). To będzie dobry punkt wyjściowy dla dalszych wydarzeń.
UsuńA, gdzie moje maniery: bardzo dziękuję za zainteresowanie i komentarz.
Witam witam, za spóźnienie przepraszam, za kolejny rozdział pochwalam!
OdpowiedzUsuńOstrzegam, będę pisać nieskładnie.
Urzekła mnie scena przepychających się "robaczków" przed generałem. Pokochałam ich wszystkich od razu!
Mam jedno pytanie - czy z dopisku pod rozdziałam dobrze rozumuję, że z czasem losy bohaterów się skrzyżują?
Król - gej... Podoba mi się ten pomysł! Od razu też można załatwić tu krawca. Król raczej powinien preferować królowe - inaczej mógłby być niezły skandal... A co, jeśli jeden z kandydatów na krawca dowiedział by się o tych upodobaniach? Wtedy, bez względu na to, że nie umiałby uszyć nawet worka na ziemniaki, dla dobra sekretu trzeba by zatrudnić go w roli tego krawca...
Nie wiem, czy wszystkich - ale jeśli prowadzi się parę różnych historii w jednnej opowieści, to nie wyobrażam sobie, żeby część z nich w jakiś sposób się nie przeplotła. Rzadziej lub częściej, ale ci oddzielni bohaterowie, muszą się ze sobą spotykać :).
UsuńTak, tak, tak! Doczytałam twój komentarz i - to jest myśl. Nacia wspomniała o tym, że ktoś uszyłby jakiś głupkowaty strój - a ty mówisz, że to dlatego, że nie można byłoby go zwolnić, bo znałby sekret. Uwielbiam was!
Tak czytam i stwierdzam, że Wy złe kobiety jesteście xD I biednego Króla pod nóż bierzecie :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, wpadłam zaprosić na nowy rozdział ^^ W końcu coś pchnęłam ... :P
Cóż, tak już bywa - każdej historii musi znaleźć się jakiś kozioł ofiarny. A król już na wstępie sobie na to zasłużył... XD
OdpowiedzUsuńNie pozostając dłużną, po dłuuuuugi czasie mogę w końcu zaprosić do siebie na nowy rozdział!
No w końcu, dziewczęta, w końcu. Się za pisanie obydwie wzięły. Oczywiście, że przeczytam, jak tylko znajdę chwilę. Tylko może nie teraz. Spaaaaać...
UsuńPrzepraszam, że tak późno komentuję... Pochorowałam się w międzyczasie, a potem trzecia klasa rąbnęła we mnie z rozpędu. Stąd też mój kompletny brak kreatywności, bo dzisiaj pomysłów na dalsze wydarzenia nie mam żadnych.
OdpowiedzUsuńCóż, jak zwykle bardzo mi się podobało, i szalenie jestem ciekawa, co będzie dalej. Jedno zdanie mi zazgrzytało: "To był Maenne, najmłodszy z całej grupy, który niby wiedział, co robić, a i tak robił na opak. Taki był to chłopak." - bo atakuje w nim rym. Poza tym bardzo lubię twój styl, strasznie dobrze się to czyta.
Co mogę dodać - już czekam na następny rozdział, ale zupełnie rozumiem brak czasu. U mnie niedługo pojawi się nowy tekst, więc zapraszam ^^;
Pozdrawiam
Arebell
No cóż, trochę czekaliśmy na ten drugi rozdział, ale warto było. Miło się to czytało.
OdpowiedzUsuńDużo tych bohaterów i ciekaw jestem, jak pobiegną ich dalsze losy, jak się skrzyżują i być może złączą.
Pozdrawiam
Świetny pomysł z tym strojem!
OdpowiedzUsuńOjjj, lubię i to bardzo ! Na razie gubię się trochę w milionach nazw, ale z czasem na pewno wszystkie ogarnę :) Czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie na
http://mrocznaczescduszy.blog.pl/
Hej bardzo fajne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam gdzieś wyżej o tym że król mógłby sie zakochać w Illi, myślę, że to ciekawy pomysł :D
Znając życie to znajdzie ją Parran.
Narazie nie mam własnych sugestii muszę poczekać, aż akcja się rozkręci :p
Witam :)
OdpowiedzUsuńPo długiej przerwie dodałem kolejną część mojego opowiadania. Jeśli jesteś zainteresowana, to zapraszam.
Ciekawa waluta: tsner. :)
OdpowiedzUsuńWojsko, jak to wojsko... Wesoło, wulgarnie i z przemocą. Tak zawsze było...
Biedna ta dziewczyna... Tylko piach jej w życiu został. Czy jej ścieżki i Parrena złączą się?
Króle gejem, hmmm... Może być ;)
Droga Vessno!
OdpowiedzUsuńNadszedł czas wolnego, więc zamierzam dzisiaj nadrobić Twoje wciągające opowiadanie. :)
Jak na razie moją ulubioną postacią pozostaje Illythea. Jej dzieciństwo i teraźniejsze życie... Ach, chce się płakać nad nią. :)
Nasz kochany król jest naprawdę nieobliczalny. Ciekawy pomysł z tym jego homoseksualizmem, ale wizja z Illytheą bardzo mi się podoba. Wcale nie musiałoby być tak pięknie, jak w bajkach.
Wojsko po prostu mnie rozbroiło. Maenne jest najlepszy! :D
No cóż, lecę skomentować kolejny rozdział, więc do... napisania. :)
Świetny opis tego wojska ;) Trochę humoru, to cieszy. :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę podziwiam to, jak piszesz...jestem po prostu pod ogroomnym wrażeniem! Według mnie piszesz idealnie... ;) Opowiadanie strasznie wciąga, więc coś tak czuję, że dzisiaj przeczytam wszystkie rozdziały. ;)
Pomysł jest fajny. CZERWONY PIACH brzmi nieźle i fabuła też niczego sobie. Tylko jest jeden problem: brakuje Ci wprawy, doświadczenia .... nie bardzo wiem jak to nazwać. Może podam przykład: skoro jest król, generał to podejrzewam że stylizowalas swoje opowiadanie na średniowiecze, więc absolutnie nie powinny się tam znaleźć takie słowa jak: "idiota" mówiąc o królu, "robaczki" do kadetów czy podwładnych. Z przykrością stwierdzam że nie doczytałam tego (3.) rozdziału. Nie jestem znawcą, bardzo się cieszę, że są osoby, którym się podoba twój styl pisania, ale myślę że jeszcze dużo przed tobą :) powodzenia
OdpowiedzUsuń