Poranek obudził Kneraza wrzaskami
króla, dochodzącym z drugiego końca zamku aż do pomieszczeń dla służby. Zdenerwowany
niepowodzeniami w szukaniu krawca zasnął dopiero nad ranem. Mógłby przecież
jeszcze spać, było bardzo wcześnie. Ale obowiązki wzywały, jak zwykle, bardzo
głośno.
Po drodze do królewskich komnat
spotkał Jersena. Nie tyle zmęczonego, co zirytowanego.
-Co jest?
-Nikt nie przyszedł do mnie przez całą
noc. Na pewno dalej sprzątają po wczorajszym wybuchu. Nie zdziwię się, jak nie
zdążą do jutra. A ty? Niewyspany? – Pytanie wywołało u Kneraza nieposkromioną
chęć ziewnięcia.
-Dalej nie mam krawca. I strasznie
mnie plecy bolą po tym wczorajszym upadku.
Cisza między przyjaciółmi zaległa
jedynie na chwilę. Później dobiegły ich zbliżające się wrzaski.
-JAK TO NIE MA MARCHEWKI?!
Jersen spojrzał na kolegę, ale ten
wzruszył tylko ramionami, spoglądając przed siebie.
-Dzień jak co dzień.
***
Grzało dzisiaj niemiłosiernie. Słońce
od samego rana nie dawało od siebie odpocząć, a ludzie tłoczyli się na ulicach.
Każdy ze swoimi problemami, ze swoimi interesami. Ciemne oczy Parrana
obserwowały wszystko z boku i radowały się na myśl, kogo za chwilę mogą ujrzeć.
Stał jak zwykle odziany w czerń,
oparty o ścianę jednego z budynków. Myślał o wczorajszej nocy, o mężczyźnie, którego
własność ciążyła mu teraz w jednej z kieszeni. Chociaż ludzie jego rangi nie
przebywali zwykle w biedniejszych dzielnicach, a tutejsi nie interesowali się
cudzą własnością, należało zachować ostrożność przy robieniu interesów.
Kiedy tak stał, w oczy rzucił się mu
duży plakat na ścianie budynku po drugiej stronie ulicy, sygnowany dobrze mu
znaną pieczęcią. Ciekawe, czego też król
może chcieć od ludu tym razem. Jutro uroczystość Umiejszenia. Parran miał
jeszcze chwilę, mógł przyjrzeć się temu z bliska.
Przecisnął się przez tłum na jednej z
bardziej ruchliwych ulic w Kręgach. Zaczął czytać ogłoszenie już z oddali.
Krawiec? Aż zaśmiał się ze swojej głupoty.
Naprawdę myślał, że ten władca jest w stanie poprosić o coś sensownego? Zanim
jednak pokręcił głową, dojrzał mniejsze pismo pod spodem. Aderana jednak
denerwują wichury. No cóż, może warto byłoby się temu przyjrzeć.
Niestety, w przeciwieństwie do
większości mieszkańców Drithenii, Parran nie miał nadziei na obiecaną nagrodę
chociażby w najmniejszym stopniu. Wiedział doskonale, że nieważne, jak bardzo
będzie się starał – nie zarobi na złapaniu demonów. Zdawał sobie sprawę, że
demony nie istnieją i nigdy nie istniały.
Co więc wywoływało piaskowe burze?
Parran odwrócił się i wrócił na miejsce oczekiwania. Jeden z dritheńskich
alchemików kiedyś próbował mu to wyjaśnić. Mogła to być tylko wina tutejszego
klimatu.
Być może jednak była to kwestia czegoś
innego. Może to strach czekał na ulicach w czasie wichury. Może to ludzie byli
winni sami sobie, może to oni doprowadzili do obecnego stanu rzeczy. A może
legenda sprawiała, że miasto nie było tak wspaniałe jak kiedyś.
Parran często spacerował podczas
settary. Nigdy nie wierzył w demony. Nigdy ich nie spotkał.
***
-A co ty tak strugasz dzisiaj od rana?
– spytała pani Wyrte, spoglądając na swojego zmęczonego po nocnym patrolu męża.
– Nawet się nie położyłeś, jak wróciłeś z pracy. Odpocznij trochę. –
Odpowiedziało jej jednak tylko ciche pomrukiwanie z wnętrza jego pracowni. W
tym pomieszczeniu przeglądał swoją ukochaną broń, zdobił ją, gdy wracała od
kowala, ostrzył oraz dopasowywał do niej kieszenie i pochwy. Tym zajmował się
całymi dniami, to pozwalało mu zapomnieć o wszystkich nieszczęściach, jakie
spotykały go na co dzień. O żonie także.
Dzisiaj była wyjątkowo miła. Może
czegoś chciała. A może po prostu miała dobry dzień. Nie obchodziło go to. W
czasie popołudniowej settary musiał być gotowy na polowanie. Musiał się dobrze
przygotować.
Dobry humor żony mógł poczekać do
wieczora, choć do tej pory pewnie już dawno nie będzie po nim najmniejszego
śladu.
Obym to ja nie zniknął podczas burzy.
Posłał w jej kierunku serdeczny uśmiech, a
ona go odwzajemniła. Przez tę krótką chwilę byli naprawdę szczęśliwi.
***
-Parran, stary druhu! Jak dawno cię
nie widziałem. Nie piszesz, nie pokazujesz się. Co jest? – Metachnyir Effane
był od lat najlepszym chyba przyjacielem Parrana. Zawsze wysłuchał, zawsze dobrze
poradził i wskazał właściwą ścieżkę. Dobrze się z nim piło i dobrze trzeźwiało.
-Nie było interesów – zaśmiał się,
ściskając jego rękę.
-A teraz? – Metachnyir uniósł brwi,
zachęcając do podzielenia się wydarzeniami ostatnich dni. – Teraz są?
-Jak nie, jak tak. Coś tam dźwięczy po
kieszeniach.
-To niech dźwięczy ciszej, dopóki nie
przejdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce. Chodź, wpadniesz do mnie.
Posiedzimy, pogadamy. Jak za starych, dobrych czasów.
Oprócz tych wszystkich zalet,
Metachnyir miał jeszcze jedno urocze zainteresowanie. Zbierał rzeczy, które
znikały po wewnętrznej stronie miasta, a na których komuś bardzo tam zależało,
po czym kulturalnie oddawał je właścicielom, skłonnym zapłacić czasem nawet dwa
lub trzy razy tyle, ile wynosiła wartość owych przedmiotów.
A Parran, cóż, miał niewątpliwy talent
do przypadkowego znajdowania takich rzeczy w czasie wypraw na drugą stronę
rzeki.
***
Zabije mnie, zabije, zabije.
No zabije, jak nic.
Może nie zabije?
-Zabije mnie…
-Panikujesz, Kneraz. – Jersen
przechodził właśnie obok z kolejną skrzynią pełną kolorowego pyłu. Odłożył ją w
kolejnym pomieszczeniu i wrócił. – Na pewno do jutra się ktoś znajdzie.
-Co z tego? Nie zdąży nic uszyć.
Zginę. Aderan mnie zabije. Zabije. Kiedy chcesz się pożegnać?
Jersen stanął na środku pokoju, biorąc
się pod boki.
-Uspokój się. Spójrz tylko, co narobili
chłopcy. Prawda? Jakoś sobie radzą.
-Ale oni mają, jak sobie radzić. A ja?
Mogę co najwyżej sam to uszyć…
Jego przyjaciel nie miał już siły.
Wiedział oczywiście, że jakimś cudem wszystko będzie dobrze – tak jak bywało
zwykle w tak kryzysowych sytuacjach – ale nie umiał tego wytłumaczyć Knerazowi.
Jego załamanie trzeba było przeczekać.
I mieć nadzieję, że krawiec się
znajdzie. Lepiej prędzej, niż później.
***
-Dawno cię nie było na mieście. Co się
stało? – Parran pociągnął duży łyk piwa i rozejrzał się po małym pomieszczeniu,
po kuchni Metachnyira. Było tu tylko jedno malutkie okienko, które i tak
wpuszczało niewiele światła. Gazowa lampa płonęła w kącie.
-Ludziom takim jak ja nie wypada
pokazywać się tam zbyt często; ktoś mógłby mnie niepotrzebnie zapamiętać –
odpowiedział. Zielone oczy Metachnyira wypełniły się zrozumieniem. – Nie miałem
po co cię szukać. I nie miałem pieniędzy na zabawy. – Jego przyjaciel zaśmiał
się wdzięcznie.
-Skoro tu jesteś, wnioskuję, że
znalazłeś coś wartościowego. Od rana jest afera o jakieś błyskotki u radcy Nistenaarana.
Zastanawiam się, czy nie mógłbym mu pomóc w znalezieniu jego zguby…
Łańcuch z różowego złota zadźwięczał
wspaniale i błysnął kilka razy wśród znikomego światła.
-O, widzisz, Parran, jak dobrze mieć
cię za przyjaciela. Zawsze znajdziesz to, czego akurat szukam. – Ten uśmiechnął
się tylko na tę nieskrywaną radość. Może w końcu coś da się zarobić. Od pewnego
czasu miał mnóstwo innych zajęć, które nie pozwalały spędzać czasu na
zarabianiu. Czasem nie było jak wyjść i się zabawić, czasem nie było nawet co
jeść.
-Poł na pół, jak zwykle. Chyba że coś
się u ciebie pozmieniało. – Metachnyir odłożył oglądany właśnie łańcuch i
spojrzał na Parrana uważnie.
-Pozmieniało się, tak. Nie te czasy,
żebym mógł sobie pozwalać na takie układy. Teraz daję z góry temu kto znajdzie
– i muszę ryzykować. Albo coś się zwróci, albo stracę. Raz w miesiącu zdarza mi
się dobrze zarobić i z tego żyję. Na
ludzi od dawna nie można liczyć, więc ludzie nie chcą liczyć także na mnie. Nie
chcą czekać, aż sprzedam zdobycz. Uważają, że skoro zajmuję się przekrętami,
nie można mi zaufać.
-A można? – Zaśmiali się wspólnie na
to pytanie.
-Znasz mnie. Dzisiaj wieczorem będą
pieniążki. Albo coś ładnego i wartościowego. Zobaczymy.
-Wpadnę wieczorem, w takim razie –
zapewnił, odstawiając opróżniony kufel na stół. – Czekaj na mnie po zmierzchu.
– Potem wstał, włożył skórzaną kurtkę i wyszedł, odprowadzany szczerym
uśmiechem przyjaciela.
-Do zobaczenia.
***
Daleko stamtąd szalała zawierucha.
Wiatry. Mróz. Biel.
Irrathinar szedł zasypaną drogą,
brodząc w śniegu do kolan. Nikt nie miał już ochoty go uprzątać. Wszyscy mieli
dość wiecznej zimy. Ścieżka prowadziła na przełęcz.
Wszedł do gospody przy drodze, na
środku Pustkowia. Wiatr trzasnął drzwiami, kiedy mężczyzna podszedł do karczmarza. Spojrzał na niego
jasnymi, prawie białymi oczami i poprosił o to co zwykle.
O wieści.
-W Clavinyi nie dzieje się nic
dziwnego. Jakoś za spokojnie tam ostatnio. Tylko czekać, aż przyjdą informacje
o kolejnej wojnie domowej. Ynserata przygotowuje się do nowej wyprawy na
Trenssę. A Trenssa, cóż, zmaga się z demonami pustyni. Nie mają kogoś, kto
mógłby sobie z tym poradzić. Słyszałeś o tym królu, Irrathinar. Nie ma dla nich
nadziei. – Karczmarz spoglądał na niego niepewnie, gdy ten na ułamek sekundy
obnażył swój stalowy kieł w reakcji na kolejnie niepasujące do jego planów
informacje.
Później jedynie przymknął oczy na
potwierdzenie zasłyszanych słów i wyszedł z karczmy. Spojrzał wzdłuż drogi.
Wichry szeptały na przełęczy. Dalej była już tylko gorąca pustynia.
On jednak poszedł w drugą stronę, do
miasta. Na razie musiały wystarczyć mu zamiary.
Już samej głupio mi się tłumaczyć, dlatego nie będę nic mówić na temat nieoczekiwanych opóźnień. Stało się.
Kolory się nam tu trochę pozmieniały, mam nadzieję, że dzięki temu w te zimowe dni będzie odrobinkę cieplej. Co do tła to się nawet nie wypowiadam, bo wstyd mi za to, co teraz widzicie. Może w święta ktoś z moich dobrych znajomych będzie miał chwilkę wolnego, to ich pomęczę.
W przygotowaniu mam za to mapę naszego malutkiego na razie świata, którą zamierzam przez święta dopracować, jak już sobie troszkę odpocznę.
Z tej okazji, że za oknami pojawił się ostatnio śnieg, w opowiadaniu mamy także mroźny fragment, który zasugerowała jedna z czytelniczek. Tak sobie ostatnio myślałam i doszłam do wniosku, że pod rozdziałem będę wpisywać nicki tych osób, których pomysły zostały użyte - jako swoiste zadośćuczynienie. Zalinkuję je do waszych profili, oczywiście. Uwaga: jeśli kiedykolwiek zdarzyłoby się, że ktoś z was podał jakiś pomysł, ja go zapamiętałam i użyłam, a zamotałam się w komentarzach i nie uwzględniłam was w zestawieniu, przypomnijcie się. Każdy z nas jest przecież człowiekiem i każdemu może się zdarzyć. Zeszło-rozdziałowy pomysł o dziewczynce także już oznaczyłam.
Co jeszcze? Święta. Nie mam zamiaru obiecywać, że rozdział ze względu na przerwę będzie szybciej. Przygotowuję się do konkursu literackiego i to ostatnio zajmuje mi każdą wolną chwilę. I zajmować będzie do końca grudnia przynajmniej. Poza tym urodziny, święta, sylwester, zaraz sesja. I tak w koło.
Wszystkich, którzy są podobnie jak ja ciągle zabiegani, namawiam do zapisania się do Obserwatorów - tam, po prawej. Pomimo ogólnego zakręcenia, będziecie na bieżąco. Bardzo przydatny wynalazek :).
Jeśli chodzi o kolejne wydarzenia: na to z pewnością jeszcze poczekamy, ale już teraz zapytam was, z jakiej okazji Irrathinar [spoiler!] wybierze się do Trenssy - i jakie są jego ukryte zamiary? Może wiecie już, jaką pozycję na dworze zajmuje radca Nistenaaran? Czy będzie szczęśliwy z odzyskania swojej zguby? Oprócz tego, może jakieś inne, fascynujące pomysły odnoście fabuły? Ze swojej strony muszę powiedzieć, że czeka na mnie uroczystość Umniejszenia, a dostałam tyle pomysłów, że nie mam pojęcia, czego się uczepić. Muszę to poważnie przemyśleć.
Notki do tego czasu raczej nie będzie, dlatego już teraz chciałabym wam życzyć wesołych świąt, spełnienia marzeń, i tego, żebyście częściej uciekali myślami do tych światów, w których jesteście szczęśliwsi. Wypocznijcie dobrze i wpadajcie do mnie czasem :).
Pomysły: Rozczochrana Karmellowa
[Ach, no bym zapomniała. Co z tymi ciastkami, Aduu? :D]
Hej, tu ja.
OdpowiedzUsuńCzegóż mógłby chcieć Irrathinar? Może zabić króla, złapać demona do szalonych eksperymentów w poszukiwaniu nieśmiertelności.... albo jest długowieczny a krew demona go odmładza.... albo chce zostać nowym doradcą króla.... Nistenaaran mógłby być sekretnym ochroniarzem króla. Nie będzie się cieszyć z odzyskania swej własności bo jego córka bardzo ucierpiała albo zmarła.... Nowe wątki? Może król będzie szukać żony? Pojawią się nowe problemy? Jakiś seryjny morderca czy coś?
Z poważaniem
Gal Anonim
Jak zwykle bardzo dziękuję za pomysły. I za to, że pomimo smutku, i tak tu jesteś.
Usuńfajny rozdział czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńNo jestem :-) Znowu szybko zleciał mi czas na lekturze kolejnego, czwartego już rozdziału. Stylowo bezbłędnie (przynajmniej na tyle, na ile sam mogę to ocenić) za wyjątkiem jednego szczegółu, który rzucił mi się w oczy. Napisałaś na początku: "dzisiaj był taki a taki dzień". To dzisiaj nie bardzo mi pasuje do formy, w jakiej piszesz (nadawałoby się, a owszem, w powieści powiedzmy epistolarnej). W tego typu prozie zastąpiłbym "dzisiaj" takim wyrażeniem, jak np. "tego dnia" czy czymś w tym guście. Oczywiście nie musisz się ze mną zgadzać :-)
OdpowiedzUsuńFajne zakończenie, dobrze wkomponowałaś taką odskocznie od miejsc i bohaterów, do których się już przyzwyczailiśmy.
No i czekam na więcej, bo nie ukrywam, że czuje niedosyt. Za szybko się to czyta :-)
Pozdrawiam
Siedzę tak sobie teraz nad tym zdaniem (heh, dopiero teraz...) i zastanawiam się, czy to "dzisiaj" faktycznie aż tak razi. Na razie zostawiam, może innym razem jakoś łatwiej będzie mi to ocenić.
UsuńDziękuję za uwagę :).
Właśnie dodałem następną część, która już dość długo u mnie leżała, więc zapraszam :-)
OdpowiedzUsuńJestem podła, wredna i ostatnio strasznie zapominalska xD I przede wszystkim wściekła na siebie. A to wszystko z powodu tych cholernych ciastek! Miliony razy byłam w sklepach, zawsze kupuję biszkopty dla córci, ale o tych nieszczęsnych herbatnikach zapominam xD No, a z biszkoptów tak efektywnego zamku zrobić się nie da :P Próbowałam xD Ale zapisałam sobie już na świątecznej liście zakupów herbatniki, więc tym razem nie zapomnę ich kupić - mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o notkę... Jest w Twoim stylu pisania coś, co zawsze wprowadza mnie w klimat, który jest w trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan :) Ale nie umiem wytłumaczyć co to takiego :D Wciąga mnie w świat, który tak na prawdę nie ma nic wspólnego z naszymi paskudnymi i szarymi realiami, więc jest czymś, czego w ostatnich dniach bardzo potrzebuję... Przyznaję się bez bicia - ostatnio ciągle uciekam w książki i wszelkie opowiadania, które są w stanie oderwać mnie od ziemi.
Dziękuję Ci więc za to, że jesteś i piszesz tak wspaniałe opowiadanie ;) Serio. I Wesołych Świąt skoro nie zamierzasz umieszczać żadnej świątecznej notki :D
Witaj. Świetny blog:) Zajrzałabyś do mnie? Dopiero zaczynam, ale bardzo mi zależy na czytelnikach. Z góry dziekuję;)
OdpowiedzUsuńMasz bardzo ciekawy styl pisania co mi się na serio bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuńJak masz czas to proszę wpadnij :)
http://blackniallhoran.blogspot.com/
Wow! Strasznie rozbudowana akcja... na początku trudno mi było się połapać, ale w końcu doszłam o co chodzi. :D
OdpowiedzUsuńP.S Jak chcesz wejdź na http://lost---kingdom.blogspot.com ... Dopiero co zaczynam go tworzyć, więc tylko tak możesz wejść. Komentarz zawsze mile widziany ;)
Zapraszam do przeczytania prologu opowiadania na moim blogu. Przepraszam za jego skromne rozmiary, ale pragnę wciągnąć czytelników w atmosferę historii. Proszę o szczery komentarz. Zachęci mnie on do pisania bądź podpowie co powinnam poprawić.
OdpowiedzUsuńWww.opposite-of-darkness.bloog.pl
oł jeeee! rozdział! XD świetny jak zwykle, choć mogłoby odrobinę więcej się dziać np. sprawa z krawcem. Mogłoby się już okazać kto uszyje strój.
OdpowiedzUsuńIrrathinar mógłby chcieć wywołać konflikt między Trenssą,a Clavinyią.
Witam witam!
OdpowiedzUsuńOd razu powiem, że absolutnie popieram pomysł stworzenia mapy! Mnie osobiście o wiele łatwiej się czyta, kiedy wiem jak opisywany świat i zdarzenia są mniej więcej rozplanowane w przestrzeni.
O jak o przestrzeni mowa - kraina skuta lodem zawsze mile widziana!
Taki pomysł - nie wiem, jak te krainy naprawdę są rozplanowane, ale może właśnie gdzieś tam na styku mrozu z pustynią jest powód burz piaskowych?
Zaciekawiła mnie "spółka" Parrana i Metachnyira - może ich niezawodny plan nie pójdzie tym razem tak dobrze i ktoś rozgryzie ich przekręty...?
Życzę Wesołych Świąt oraz dużo weny - i przy blogu, i przy konkursie!
Bardzo dziękuję za życzenia i pomysły. Wszystko to sprawia, że jest mi odrobinę lepiej na serduchu. I za entuzjazm.
UsuńTobie także mnóstwo weny. Na pewno się przyda :).
Hej.
OdpowiedzUsuńMam pomysł co do powodu wysłania Irrathinara do Trensy. Może on usłyszeć od swojego "posłannika" (karczmarza) o zgłoszeniu króla Aderana. O tym, że można zarobić na złapaniu nesstha (nie wiem czy dobrze napisałem o_O). Tylko, pan z karczmy pomyłkowo zamiast "w Dirtherii" powie "w Trensie". A usłyszy to, także jego niemiły przyjaciel-chemik (który nie wierzy w nessthy) i utworzy chemiczne cuś które podłoży Irrathinarowi. Oczywiście Irrathinar na wiele się narazi, prawie umrze i dopiero spotka chemiczne cuś. Potem pójdzie z tym do króla Trensy i mu to da. Władca Trensy zrobi awanturę, bo Irrathinar się zacznie wściekać, że wszystko na marne i wleci do więzienia w męczarniach (będzie w żelaznym pomieszczeniu na szczycie wieży, będzie dostawał raz dziennie >tylko< trochę wody itp.). A potem uda trupa i go wyrzucą za mury miasta i ucieknie do Dirtherii. I tam spotka Parrana.
Ja pierniczki. Mój mózg tego nie ogarnia.
UsuńChyba wrócę tu rano, ale bardzo dziękuję za tak rozbudowane pomysły. Przemyślę oczywiście i spróbuję wkręcić pomiędzy inne.
Heh, łapię się na tym, że zaplanowałam z grubsza kolejne wydarzenia, a teraz wszystko będę musiała zmieniać. I dobrze, zawsze to jakieś wyzwanie.
Wielkie dzięki raz jeszcze.
Witaj!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie piszesz, jednak jeszcze nie ogarniam do końca, bo jest sporo postaci :) i miejsc. Ciekawi mnie Parran i Illa, są dosyć tajemniczy. Szkoda że są rzadko rozdziały nowe, bo te obecne przeczytałem jednym tchem, ale przeczytam jeszcze raz by mi się nie myliło. Jako nowy czytelnik, nie będę podawał pomysłów, bo też nie mam ciekawych.
Sumując pisz, pisz i jeszcze raz pisz :) Jeszcze jeden kom zostawię w twórczości. Alę to później
Pozdrowienia
Bardzo dziękuję. Osobiście także chciałabym, by rozdziały pojawiały się częściej, ale przy takim planowaniu - razem z czytelnikami - nie ma po prostu takiej możliwości... no, może odrobinkę szybciej by się dało, ale wliczyć trzeba w to też moje lenistwo :). Naprawdę staram się z tym walczyć.
UsuńZapraszam do dalszego śledzenia historii, oczywiście.
Pozdrawiam.
Witam! Ostatnio z zapartym tchem czytam twój blog. Zżera mnie ciekawość - co wydarzy się potem? Więc jak najszybciej dodaj następny rozdział! A tak na marginesie - skąd bierzesz inspirację? Nie namawiam cię do zdradzenia magicznego sekretu, oczywiście, możesz mnie zignorować. Ale co cię motywuje? Mnie, żeby daleko nie szukać, natchnienie przynosi muzyka i ostatnio zastanawiam się, co motywuje innych (lepszych).
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno, zanim zapomnę - prowadzę ankietę na blogu. Jest mi potrzebna do napisania artykułu do gazetki szkolnej. Wiem, że śmierdzi to żebraniem, ale każdy głos mi pomoże. Pytanie jest proste - jakie blogi lubicie czytać? Tu też masz pełne prawo mnie zignorować, wiem jak to brzmi. Ale będę wdzięczna za odpowiedź, nawet taką poza ankietą (na końcu się doliczy oddany głos :3 ). Ruiny Rzeczywistości - Fantasy Blog http://ruinsofreality.blogspot.com/
Na koniec dziękuję, że twój blog zabija nudę i monotonię mojego (fakt, że dość krótkiego) życia.
Hahaha! Magiczny sekret jest taki, że... A zresztą, o tym później.
UsuńCieszę się, że ci się podoba i liczę, że zostaniesz na dłużej. Będę bardzo szczęśliwa.
Co do ankiety: weszłam, zostawiłam głos. Chyba wpadnę nawet tam na dłużej raz na jakiś czas.
No, dobrze. Odpowiadając na pytanie, magiczny sekret jest taki, że... nie ma żadnego magicznego sekretu.
Wspominasz o życiowej monotonii. Pamiętam, kiedy zaczynałam pisać. Pamiętam dzień, miejsce, nawet godzinę napisania pierwszego rozdziału. Przedtem żyłam grami, w tej chwili - i nimi i pisaniem, choć nie znajduję wystarczająco dużo czasu ani na jedno, ani na drugie.
Zawsze zastanawiam się, czemu ludzie chcą mnie czytać i czemu mówią, że to inna fantastyka, niż ta, którą czytali wcześniej.
Motywacja? Jeśli chodzi o muzykę, raczej nie. Inne książki? Nie w takim stopniu. Odpowiedź jest prosta: gry. Miło się przenosi światy, które można zwiedzać, do własnego umysłu, manipuluje się nimi, a potem do nich wraca.
Do tej pory boję się cieniostworów i odwiedzam Bevin - ciekawi znajdą odpowiedzi. Myślę, że chodzi o to, że rzeczy, które piszę, nie są ode mnie oderwane. To siedzi w środku. Jest częścią mnie i jest to najpiękniejsze, co mam - w dodatku przeminie dopiero wtedy, gdy przeminę ja. Nie jest jak ludzie i wydarzenia. A jeśli sprawię, by inni także to poznali, pozostanie na zawsze - no, chyba że 'zawsze' także kiedyś się skończy.
Rozumiem i podzielam twoje zdanie. Gry rzeczywiście są niesamowite (a Gothic już w szczególności), a kop który dają rzuca mną po całym domu. Mimo wszystko ja nie umiem pisać będąc pod wrażeniem gier czy książek. Nie opuszcza mnie wrażenie, że jeśli coś wtedy napiszę, to będzie wyrwaną z gry/książki, beznadziejną imitacją. Boję się, że wszystko zostanie od razu posądzone o plagiat itp. Tak już mam, dlatego też wolę słuchać muzyki. To mój złoty środek, magiczny sekret. Ale pamiętam, że na początku mojej zabawy z pisaniem szukałam niesamowitej reguły, dzięki której natchnienie będzie we mnie uderzać, niczym grom z jasnego nieba. Dużo wody upłynęło, nim uświadomiłam sobie, o co tak naprawdę chodzi w pisaniu. Jak to ujęłaś "Miło się przenosi światy, które można zwiedzać, do własnego umysłu, manipuluje się nimi, a potem do nich wraca." Chodziło o moją wyobraźnię i przywileje z tego faktu płynące. Pisząc, jestem Bogiem swego własnego świata. I kiedy piszę, jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi.
UsuńNie wiem czemu, ale kiedy czytałam twoją odpowiedź (i komentarz pod Sacrum) szczerzyłam się do monitora. Może dlatego, że nie spodziewałam się odpowiedzi? Tak czy owak, miło mi z tego powodu.
Faktycznie, mam tak po czytaniu książek - chce się, ale człowiek się boi. Prawda. Inna sprawa, że natchnienie jako takie nie istnieje. Chodzi o chęć podzielenia się swoim szczęściem, tak mi się wydaje.
UsuńBo przecież nasze światy, jakie by nie były, zawsze są piękne i takie, jakich my oczekujemy. Dlatego właśnie chciałam, żeby czytelnicy pisali ze mną - żeby poczuli, że są częścią tej historii, żeby się do niej przywiązali i żeby to ona stała się częścią nich.
Uważam, że to najwspanialsze, co mogę podarować temu światu. Mam nadzieję, że moi czytelnicy podzieliliby moje zdanie.
Hej tu ja.
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do LIBSTER AWARD. Szczegóły u mnie.
Z poważaniem
Gal Anonim
Dobra, dobra... tylko spokojnie....
OdpowiedzUsuńWpadłam zaprosić na nową notkę, ale to tak przy okazji. Przede wszystkim chciałam Ci powiedzieć... że miałaś poroniony pomysł z tym zamkiem z herbatników! Nigdy coś tak głupiego tak szybko mnie z równowagi nie wyprowadziło xD Po czterech próbach zbudowania czegokolwiek pozwoliłam na to, by córka zeżarła pierwsze fortyfikacje xD Smakowały jej, to jedyny plus ;p Spróbuję za jakiś czas jeszcze raz. Może się uda. I wtedy Ci pokażę. A jak nie, to zrobię zdjęcie pozostałości, do których zapewne będzie się dobierała moja córa :P
Ściskam mocno!!
Och! Bardzo ci dziękuję za te próby, jesteś kochana! :D
UsuńChciałabym zobaczyć to pobojowisko... :)
Kurcze, ominęłam już ze dwie twoje notki, muszę to nadrobić. Niedługo wpadnę, już na pewno.
Hejo, tutaj ja.
OdpowiedzUsuńChciałam cię skromnie powiadomić o moim powrocie. Jest coś nowego ale najpierw trzeba to znaleźć (nie bij, proszę.... przynajmniej nie za mocno). A co tam u ciebie i jak zdrowie?
Z poważaniem
Gal Anonim
"Usiądź wygodnie i przygotuj się na wejście do mojego świata. Nie, teraz już naszego. Odkryjmy go razem..."
OdpowiedzUsuńNo jakoś średnio ci to wyszło, w ogóle nie ma tu kreacji świata, kompletnie brakuje opisów, same dialogi prawie nic z tego nie wnoszą. Imiona jak z generatorów nazw fantasy, język bohaterów jest zbyt nowoczesny jak na niby-fantasy w realiach średniowiecznych, sama ich kreacja jest dosyć denna, nie ma w nich nic wyjątkowego. W ogóle nie "przeżyłem" tego świata razem z tobą.
Pozdrawiam.
Jeden z lepszych blogów z opowiadaniami fantasy, jakie czytałam. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Egia z egiafantasy.blogspot.com
Coś mi nie działa więc zamiast pod komentarzem Adama Żaka napiszę tutaj. Człowieku, jak ci się nie podoba, to nie komentuj tylko wyjdź. Proste? Proste!
OdpowiedzUsuńWitam, witam!
OdpowiedzUsuńZ tej strony barmanka z Baru Fantastyki. Przychodzę z prośbą graficzną - czy mogłabyś wysłać na mojego maila (nearyh3@gmail.com) obrazek, który chciałabyś umieścić w miniaturce na Barze?
Aktualna praca na szablonie jest niemożliwa do użycia z powodu kiepskiej jakości technicznej, stąd ta niecodzienna prośba.
Na odpowiedź czekam miesiąc.
Pozdrawiam!
Tak sobie myślę i myślę, aż w końcu decyduję się jednak napisać.
OdpowiedzUsuńJako że w najbliższym czasie ma ukazać się nowy post, to z większym pomysłem (jeśli jestem zdolny takowy wymyślić) poczekam, żeby nie wprowadzać chaosu. Powiem tylko, że osobiście widziałbym spotkanie Parrana i Illythei. Niekoniecznie już, teraz - raczej w przyszłości. Posiadają bardzo różne punkty widzenia i ich konfrontacja mogłaby nieźle namieszać w tej znajomości. Nie mówię o żadnym romansie, raczej o pojedynku stron, albo może wrzuceniu ich w wir akcji, której żadne nie potrafi wytłumaczyć swoją wiarą bądź jej brakiem.
Widziałbym też Kneraza na bruku, sam nie wiem dlaczego. Jest sympatyczny przez to, że mu tak ciągle w oczy wieje. Mogłoby mu zawiać mocniej. Miałby motywację, by z tego bruku zemścić się jakoś na swoim królu podczas święta, czymkolwiek ono jest.
Mam ochotę nakrzyczeć na niektórych za reklamę w nie tym miejscu, co trzeba, jednak tego nie zrobię, bo nie mam uprawnień ;)
Och! Cóż za niespodzianka, że jednak się zdecydowałeś :). Bardzo mnie to cieszy.
UsuńMnóstwo osób proponowało spotkanie Illi i Parrana... ale jako że za nic mam sobie demokrację, odpowiadam: zobaczymy! Haha!
A co do Kneraza, to taki on już biedny, a wy go jeszcze chcecie bardziej wpakować w... no, nie będę tego nazywać. Właściwie, czemu nie? Hm...
No, i czeka na mnie dalej to nieszczęsne święto. Aż mi się myśleć o nim nie chce. Na brak pomysłów nie narzekam, ale żeby złożyć to w całość będę potrzebowała paru dobrych dni.
Spam, spam, spam. Chyba piosenkę o nim ułożę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile tego usuwam w drodze nierównej eliminacji: robię wyliczanki. Zwykle wypada na blogi o One Direction. Nie mam pojęcia, czemu przeznaczenie ich nie lubi.
Dziękuję raz jeszcze: za czytanie, za pisanie, za komentarz; za pomysły również.
Metachnyir i Parran mają ciekawe zajęcie. Jeden po jednej stronie miast,a drugi po drugiej. Znajdują jakąś "zgubę", a potem ją sprzedają do tych samych rąk... Cwani.
OdpowiedzUsuńDemony nie istnieją? A już myślałam, że faktycznie jakiś mag z piaskowej krypty nasłał na miasto kreatury. To byłby ciekawy pomysł. Taki czarodziej, którego uraził król, czy coś. Zakochany kochanek, którego król porzucił, mści się za lata udręki... :D
Cześć. Jestem Twoją nową czytelniczką ;) I jako osoba bardzo wrażliwa, jeśli idzie o język polski, proszę o wybaczenie, ale MUSZĘ wytknąć pewien rażący błąd... A mianowicie, "ukochane bronie". Broń jest nie policzalna, z tego, co wiem i rozumiem, że są różne opinie i dyskusje na ten temat, ale cóż. Wyobrażasz sobie, żeby ktoś napisał w książce "wypiłem osiem mlek" lub "kup pięć maseł"? Jeszcze jak się potocznie mówi, to ujdzie, ale w opowiadaniu nie wypada. ;) O wiele lepiej by brzmiało "ukochaną broń".
OdpowiedzUsuńA co do pomysłów... wymyśliłam jakąś zachciankę króla- mięco pterodaktyla. Pozłacane. O ile w tym Twoim świecie ogarniają archeologię i ewolucję. :P A zanim jeszcze coś zaproponuję, skoczę przeczytać resztę rozdziałów i pod nimi podsunę inne pomysły.
Miłego dnia!
~paranoJA
Kolejny świetny rozdział. Ten język w opowiadaniu jest naprawdę świetny. Mogę się od Ciebie tylko uczyć. :D
OdpowiedzUsuńJersen i Kneraz to naprawdę mają przechlapane... Król wydaje się głupszy, niż sądziłam, ale cóż. Takie życie. :D
Parran i jego koleżka mają bardzo fajne zajęcie. Cwani są nie ma co. :)
Wyprawa na demony... Ciekawe, jak się zakończy. Lecę do następnego wpisu. :)