Illythea była niewysoka, nogi miała długie i niesamowicie szybko
nimi przebierała. Parran widział w swoim życiu wiele kobiet, z wieloma miał
okazję podróżować na krótsze i dłuższe dystanse. A to noga boli, a to za
gorąco, a to włosy się elektryzują, a to makijaż w słońcu nie wytrzymał. Ciągle
coś i ciągle coś. A ta dziewczyna była inna. Swoje oczywiście musiała
przegadać, a i owszem – ale koniec końców nie dyskutowała z planem i wykonywała
większość poleceń.
Po raz pierwszy przydała się, żeby spojrzeć, co dzieje się we
wnętrzu jednego z domostw, kiedy obok nie było żadnej skrzynki, beczki, słowem
– niczego, na czym można by stanąć. Parran musiał przyznać, że przez myśl
przebiegł mu szatański pomysł, żeby wykorzystać Illytheę do tego celu, ale
ostatecznie to ona stanęła na jego ramionach, poobserwowała i zdała relację.
-Mężczyzna wyszedł z pokoju i poszedł w prawo. Nie, czekaj. W
lewo.
-No to gdzie w końcu? – pytał, rozglądając się po pustej ulicy.
Wiatr szarpnął materiałem kurtki.
-Zawrócił. Dalej jest w pomieszczeniu. Przyszła też kobieta z
dzieckiem.
-Dobra, złaź. – Dziewczyna, choć nieco niepewnie, zeskoczyła z
ramion Parrana zwinnie i bez większych problemów.
-Co teraz?
-Ten człowiek jest jednym z komorników. Ma dwójkę dzieci i mnóstwo
drobiazgów pochowanych w szkatułach w całym domu. Skoro są we trójkę na
pierwszym piętrze, możemy po cichu wejść drzwiami głównymi. – Oczy llythei
rozszerzyły się. Nie wiedział, czego to wina.
-Czemu się dziwisz? – Nie odpowiedziała, więc Parran stwierdził,
że jakiekolwiek wyjaśnienia są zbędne. Ruszył za róg domu, wychodząc na ulicę.
Nie słyszał kroków Illythei, która szła przecież za nim. Dobrze, bardzo dobrze…
-Teraz najważniejsze jest to, żeby nie… - odwrócił się, by na nią
spojrzeć. Dziewczyny nie było. Zniknęła. Naprawdę? Teraz?! Musiała uciec akurat
teraz, kiedy miała mu pomóc. Nie chciał jej tutaj. Ale skoro sama się
zaoferowała i nalegała, żeby ją ze sobą zabrać, mogłaby chociaż za nim iść.
Chociaż iść!
No tak, zapomniałem. Baba.
Settara nie będzie trwała wiecznie. Musiał działać i mieć
nadzieję, że ona mu nie przeszkodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
***
-Słyszałeś? – Spytała zaaferowana nienaturalnym odgłosem kobieta.
Stuk, stuk, cisza. Cisza.
-Pewnie kamyki uderzyły o drzwi. Nie przejmuj się tym.
Najważniejszy jest teraz nasz syn, musimy wymyślić, co dalej zrobić z zakazem.
-Masz rację. Myślę, że przede wszystkim trzeba go jak najszybciej
wypisać z zajęć u Bractwa. – Spojrzał głęboko w jej mądre oczy.
-Nie. Nie zrobię tego. Ten chłopak ma umiejętności, o jakich my
możemy tylko pomarzyć.
-A jeśli Tanik już nigdy nie będzie mógł uczęszczać do szkoły? –
Mężczyzna otwierał usta do odpowiedzi, kiedy oboje usłyszeli wyraźne skrzypnięcie
gdzieś na dole.
-Nie zamknęłaś okna w kuchni? Przecież jest burza.
Kobieta wzruszyła ramionami, drżąc niewidocznie. Jej mąż wyszedł z
pomieszczenia, a ona wpatrywała się w wichurę za oknem.
Ile to już lat…
***
-Coś ty zrobiła?! – Parran krzyknął szeptem, przyciągając
rudowłosą dziewczynę do siebie, pod trzeszczące od czyichś kroków schody.
Chciała coś powiedzieć. Jak dobrze, że pomyślał, żeby zakryć jej usta dłonią.
Mógł się spodziewać, że pójdzie oglądać kwiatki i zechce do niego dołączyć w
najmniej odpowiedniej chwili. Ale, na bogów, niechby chociaż spróbowała
otworzyć te drzwi o połowę ciszej!
Mężczyzna, który zszedł z góry z wyglądu był zwyczajny –
niewysoki, ale także niezbyt niski, włosy miał koloru jasnego brązu, był
szczupły, a jednocześnie dobrze zbudowany. Przeszedł do kolejnego pokoju,
rozglądając się wokół. Szczęśliwie dla dwójki włamywaczy - nie spojrzał za
siebie. Kiedy zniknął za przejściem bez drzwi, Parran chwycił Illytheę mocno za
nadgarstek i starając się nie zrobić wielkiego hałasu, kazał wbiec za sobą na
górę.
Jedno skrzypnięcie, drugie, trzecie. Dziewczyna była w końcu
zupełnie cicho. W korytarzu na pierwszym piętrze było troje drzwi: jedne, za
którymi siedziało wcześniej małżeństwo, o czym Parran wiedział dzięki Illythei,
oraz dwoje po przeciwnej stronie. Drogą losowania wybrał drugie przejście.
Spróbował nacisnąć klamkę, która wydała z siebie tak głośny i wyraźny jęk, że
trzeba by było być głuchym, żeby go nie usłyszeć. Mężczyzna, jak dało się
zauważyć parę sekund później, głuchy nie był. Kiedy wchodzili do pokoju, słychać już było jego bieg w górę schodów.
Parran rozejrzał się szybko po wnętrzu. Parę waz, kilka ozdobnych
wazonów, kuferek w rogu na ziemi. Ale na to nie było już czasu. Chwycił tylko
srebrny łańcuszek, leżący swobodnie na jednej z szafek i podszedł szybkim
krokiem do okna. Illytheę postawił przed sobą.
-Skacz.
-Ale… wysoko…
-Ziemia zamortyzuje upadek – odpowiedział z przekąsem. – Skacz.
Już.
-Boję się.
Klamka odezwała się znowu. Parran nie myśląc długo, wziął
dziewczynę na ręce, kopnął ramę okna, odbił się od parapetu i skoczył prosto w
rosnące na dole krzewy. Chyba kolejny raz wyłącznie dzięki ślepemu szczęściu –
ani nie miały kolców, ani nie były trujące.
Mężczyzna wychylił się przez okno, czego oni już nie widzieli,
skryci w zieleni.
-Nie można było delikatniej? – spytała cicho.
Parran, kiedy już złapał oddech, miał ochotę wyjść z siebie i
stanąć obok.
-Nie dość, że gdzieś się zgubiłaś, zepsułaś mi robotę swoim
wielkim, trzeszcząco-skrzypiącym wejściem, to jeszcze pytasz się, czemu jestem
mało delikatny? Serio?! – prawie
krzyknął. Illythea poczuła się malutka. Malutka i nieprzydatna. I nie dość że
nieprzydatna – to jeszcze wszystko zepsuła. Tak, skoro on tak mówił, pewnie tak
musiało być.
-Masz rację – odpowiedziała słabo. – Jestem beznadziejna.
Parran poczuł ukłucie w sercu. Jakby to nie ona zawiodła, ale on
sam. Jakby wszystko było jego winą. Może nie powinien był jej zabierać.
Srebrny łańcuszek schował do kieszeni, wzdychając ciężko. To nie
starczy na wiele…
Illythea objęła kolana rękoma i zanurzyła się w listowiu jeszcze
bardziej, świdrując Parrana spojrzeniem pełnym poczucia winy. Narobili rabanu,
a jej towarzysz wyszedł z całej akcji z niczym. Zrozumiała, w jaki sposób on
stara się przeżyć. A to, co robił, z
pewnością lepiej wychodziło mu w samotności.
Nie miało dla niej właściwie większego znaczenia, z czego się
utrzymywał. Nie to było ważne. To ciężkie czasy i każdy robi, co tylko może.
Nie do niej należało ocenianie innych. Nie kiedy sama znajdowała się w takim, a
nie innym miejscu.
Jej własne kichnięcie przerwało te rozmyślania. Bez. Paskudna
roślina.
Parran zaśmiał się pod nosem.
-Chodźmy. Zaraz skończy się settara, a my jakoś musimy wrócić do
miasta zewnętrznego.
***
-Obudź się, stary. Nie ma czasu, już po burzy.
-Zaraz Branter tu wpadnie, a my nie dość, że nie mamy handlarza,
to Tori jest niespełna rozumu.
Torisov słyszał te słowa jak przez mgłę, a jednak nad wyraz
wyraźnie. Oczy miał otwarte, ale nie widział absolutnie nic. Odczucia z
zewnątrz, jeśli dochodziły, odbijały się nieznośnym echem w zmęczonym umyśle.
-Nie, to nie ma sensu, zostawcie go. – Usłyszał głos Lotrikosa,
który musiał stać gdzieś dalej. Nie był nawet pewny, czy byli już na
posterunku, czy może gdzieś w mieście. Sytuację rozjaśniło pukanie do drzwi. –
Isteryd, schowaj go, szybko.
W schowku na szczoty, Torisov musiał to przyznać, było mu całkiem
wygodnie. Dopiero po chwili doszło do niego, że leżąc pomiędzy szafkami,
wiadrami i trzonkami mioteł, komfortowo po prostu być nie mogło. Jego
postrzeganie pozostawiało więc wiele do życzenia.
Usłyszał jednak doskonale zatrzaskiwane drzwi od kanciapy, a
później skrzypienie tych wejściowych, doniosły głos Brantera i to jak opieprzył
równo wszystkich członków drużyny. Był tak zły niepowodzeniem, że brak Torisova
zauważył dopiero po paru dobrych minutach, prawie już będąc na zewnątrz.
-Chyba było was tu czterech, co?
Cisza, wymowne chrząknięcie. Niecierpliwe tupanie nogą. Torisov
usłyszał niesamowity huk. Dopiero po paru długich sekundach poczuł stłumiony
ból pulsujący w okolicy czoła, a później ciemność stała się jeszcze bardziej
ciemna.
Tak, tak, krótki. Tak, tak, długo. Przecież się nawet nie bronię! Pomimo że święta i wolne, to jakoś ciężko zniosłam ostatni miesiąc. Mam nadzieję, że wam było choć trochę lepiej.
Nic się nie pozmieniało, nic dziwnego się nie działo. No, może oprócz tego, że stwierdziłam, że od tej pory nie będę wypisywać pomysłodawców pod rozdziałami. Wiem, długo to nie potrwało, ale mnie samą bardzo męczyło czytanie wszystkich komentarzy od początku do końca co wpis. Od tej pory będę zapisywać każdego pomysłodawcę (nawet jeśli pomysłów nie użyję) w wigdecie w bocznym menu. {PROSZĘ TAM ZERKNĄĆ! Jeśli o kimś zapomniałam, proszę się upomnieć, mogłam przeoczyć.}W podzięce, żeby każdy mógł zobaczyć i żeby nikt nie czuł się gorszy. A historię i tak tworzycie wszyscy wspólnie. Dziękuję.
Jakieś pomysły? Jak skończy się rozróba u straży? A może zastanawiacie się, co tam u naszego młodego niby-krawca? Spójrzcie przez okienko i szepnijcie mi co nieco. O radcy Niestenaaranie jeszcze pamiętacie? Ten, któremu nasz bohater zwinął łańcuch. Czym zapłaci za swoją zgubę? A może nie zapłaci? Czy Parran będzie miał z czego żyć? A może jakieś losowe zdarzenie stanie mu na drodze - dobre, złe? Tyle pytań, a ja czekam na wasze odpowiedzi. I nie tylko - własne pomysły mile widziane!
Ach, jeszcze jedno. Ostatnio miałam sporo rzeczy do pisania: nie tylko po polsku. Jako że poziom mojego hiszpańskiego woła o pomstę do nieba - a rok jakoś trzeba zaliczyć, muszę prosić o wyrozumiałość was wszystkich: prawdopodobnie kolejny rozdział pojawi się dopiero pod koniec czerwca - lub na samiutkim początku lipca (na pewno nie później.!). Pewnie odbije się to na oglądalności, ale innego wyjścia nie mam. Muszę się skupić na nauce chociaż do sesji. Pisać, pisać, pisać. Opowiadania pewnie z tego nie będzie... Chociaż, kto wie. Cóż, na pewno nie po polsku.
No, i jakby ktoś tu wpadł tak o, przez przypadek - wiem, że dwa miesiące to sporo i z pewnością o Piachu zapomnicie - przypominam, że Informowalni się bać nie należy i można tam zostawić swój adres, obojętnie jaki. Może poza pocztowym.
Tyle, kochani. Do napisania po przerwie. Trzymajcie się.
PS. Czasu na czytanie waszej twórczości też pewnie będzie mniej, dlatego proszę się nie złościć. Nadrobię wszystko.
Parran i Illythea chyba się jednak polubią ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny *.* Jak Ty to robisz, że tak świetnie piszesz? *u*
Pomysłów za bardzo nie mam, bo dawno tu nie zaglądałam i dopiero co nadrobiłam zaległości. Jak coś mi wpadnie do głowy to napiszę. ^^
Ruda jest niemożliwa... Wie dobrze, że Parran musi jakoś zdobyć kosztowności na żarcie, to i tak mu przeszkadza... Dalego na jednym łańcuszku nie zajadą. ;/
OdpowiedzUsuńNo, krawca - jego wątku, mi brakuje ;)
Koleżanka również bzu nie lubi. Zapach bzu ją drażni. Mnie się tam podoba :D
Szkoda, że kolejny rozdział będzie dopiero w lipcu.
Pozdrawiam i mimo wszystko weny życzę oraz udanej sesji ;))
Wchodzę tu już z przyzwyczajenia, a tu proszę! Taaaaka miła niespodzianka ;)
OdpowiedzUsuńIllythea i Parran-bardzo ciekawy duet, a tymi strażnikami to tylko namąciłaś, nieładnie. Ja tylko tyle teraz piszę b już prawie 23, a jutro do budy, więc nie myśl sobie, ja tu wrócę, oby z pomysłem! :D
/Derry Holmes
Czas na rewizytę. Historia, nie powiem, jest wciągająca, choć nitki jej fabuły jeszcze nie są ze sobą splecione. To tak, jakbyś pisała kilka opowiadań razem, bez wspólnego celu. Ale to nic, w pewnym momencie pewnie się zazębią.
OdpowiedzUsuńNie będę pisać o interpunkcji, bo każdy ma z nią problem ( niech rzuci kamieniem ten, który nie ma). Brakuje mi za to akapitów, tekst byłby łatwiejszy w odbiorze.
Zdarzają Ci się dziwne sformułowania, typu "ulubione bronie" zamiast "ulubiona broń" ; "niespełna umysłu" , a pasowałoby raczej "niespełna rozumu". I takie tam.
Acha, a Twój król za bardzo przypomina mi mojego szefa, więc z miłą chęcią bym go zamordowała, tak dla uspokojenia nerwów.
Pozdrawiam.
O broni już z kimś wcześniej dyskutowałam i dalej się zastanawiam, czy nie można tego zapisać w liczbie mnogiej. Ale skoro wszyscy tak mówicie, to chyba macie rację. Zaraz poprawię. I ten rozum, który z pewnością poprawiałam, ale problemy ze wstawieniem notki miałam i musiało widocznie zostać. Też zaraz spojrzę. Dzięki za wytknięcie :).
UsuńA co do interpunkcji. Ech. Najgorsze, że nawet nie wiesz, kiedy robisz błędy.
Dziękuję, że wpadłaś. Zapraszam częściej.
Swoje teksty sprawdza sie najgorzej. Byki biją po oczach, a ja dalej ich nie widzę.
UsuńKomentarz pani wyżej mnie rozbroił xD Zabijmy króla! - Poczułam się, jakbym oglądała kolejny odcinek "Gry o Tron" (swoją drogą mam do nadrobienia kilka odcinków, damn xD).
OdpowiedzUsuńNo właśnie... A co się dzieje z naszym nowym krawcem? Dawno nic o nim nie było ^^
Pochłonęłam rozdział i nawet nie wiedziałam kiedy xD Parran ciekawi mnie coraz bardziej :D Więcej! Proszę o więcej!
Mimo późnego terminu kolejnej notki, będę czekać :D Zawsze tu jestem, wiesz o tym :D I przy okazji zapraszam do mnie na nowy rozdział :D
O nie! O nie! Wszystkie mi chcą króla uśmiercić! Co za baby!
UsuńTo już trzeci głos na zabójstwo, więc chyba muszę się poważnie zastanowić...
Strasznie szybko się skończył ten rozdział. Prawdę mówiąc w momencie, w którym poczułem, że się już w nim porządnie zanużyłem.
OdpowiedzUsuńZa to do treści nie mogę się ani trochę przycepić. Parran i Illythea (mam nadzieję, że dobrze napisałem) tworzą ciekawą parę, uzupełniają się i uczą od siebie wzajemnie.
Jak zwykle fajne, mocne zakończenie. To lubię.
Pozdrawiam i życzę więcej weny :-)
Zapraszam też w najbliższym czasie do siebie
http://alora-i-rotkiw.blog.onet.pl/1-2/
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój blog: opowiadania-sny.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam i proszę o wsparcie ;)
~ola
Piszesz cudowne rozdziały tylko szkoda ,że między ich dodawaniem robisz aż takie długie przerwy :(
OdpowiedzUsuńMimo że długo trzeba czekać na kolejne rozdziały, to jest warto :) Historia jest bardzo ciekawa, masz fajny styl pisania ;) Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na ósmy rozdział :)
OdpowiedzUsuńDawno nie pisałam, wiem, ale miałam dużo na głowie. ;-;
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, naprawdę nie mam pojęcia, co mogłabym jeszcze napisać. :D
Twój styl, jak zawsze - uwielbiany przeze mnie.
Niestety do pomysłodawców się nie zaliczam, gdyż nie nadrobiłam jeszcze wszystkiego, ale zamierzam to właśnie zrobić.
Krótki, bo krótki, ale czasami nie da się napisać więcej, znam to dobrze.
Czekam na następny,
Carmen. ;*
Właśnie sobie przeczytałam, superowe :3
OdpowiedzUsuńWitam, widze ze pisanie calkiem niezle ci idzie jednak wolno :) Ja sam natomiast tez probuje swoich sil w opowiadaniach. Z moim zapalem i twoimi umiejetnosciami moznaby nakreslic cos ciekawego. Odezwij sie na moj email : lukastrevo@gmail.com Nie prowadzilem wczesniej blogow, dlatego wyglada jak wyglada, ale fanow ciezszego fantasy w stylu wiedzmina powinno zainteresowac. Co 2 dni staram sie wrzucac nowe czesci. http://nonameedit4.blogspot.com/2014/05/rozdzial-pierwszy.html
OdpowiedzUsuńTak, nadrobiłam! A nadrabianie tych trzech rozdziałów było przyjemnością. DO serca wyjątkowo przypadła mi nowa towarzyszka Parrana - nie ważne co niesie los, ona rzuci się na wszystko, co fortuna jej przyniesie. Tacy bohaterowie zawsze są potrzebni!
OdpowiedzUsuńZyczę powodzenia z sesją (o ile nie jest na to za późno...) i gorąco pozdrawiam!
Jestem z siebie dumna - przeczytałam wszystkie rozdziały! :)
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia, jak bardzo twój blog mi się spodobał. Cudownie czyta się twoje notki. ;) Z przyjemnością będę czytać dalsze rozdziały, a jeśli tylko zechcesz - możesz zajrzeć do mnie. Co prawda zaczęłam już pisać drugie opowiadanie, ale jest ono kontynuacją pierwszego. ;)
Tak więc - z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który z pewnością będzie tak samo bardzo dobry jak poprzednie! ;)
Pozdrawiam. ;)
Zawsze jestem pod wrażeniem, że chce wam się komentować każdy rozdział po kolei. Dziękuję za dobre słowa - i obiecuję cie zawieść. Zgodnie z prośbą w Informowalni będę oczywiście powiadamiać.
UsuńNa bloga zajrzę z chęcią, kiedy już uporam się z zaległą pracą. Mam nadzieję, że nie zapomnę.
Pozdrawiam!