29 czerwca 2014

Rozdzial VIII




Kiedy usłyszeli pytanie Brantera o czwartego z przyjaciół, stali, skupiając wzrok na wszystkim, co było wokół – byle tylko nie spojrzeć w oczy generała, które już teraz wyrażały nieposkromioną irytację.

– Nie, skąd, znaczy tak, tak, ale…

– Jeden z nas został na miejscu, gdyby przypadkiem kupiec znowu miał się pojawić – Lotrikos przerwał nieskładną paplaninę Maenne. Generał Branter wydawał się być zadowolony – a nawet delikatnie się uśmiechnął. Prawie przyjaźnie.

– W końcu raz pomyśleliście. Jakby coś się zmieniło, wiecie, gdzie mnie szukać. Wracajcie do pracy. – A wychodząc, zaśmiał się jeszcze: –  Powoli zaczynam być z was dumny. – Kiedy trzęsący się brzuch wreszcie za nimi zniknął, drzwi zamknęły się bez zwyczajowego trzaśnięcia.

Lotrikos Wyrte także był z siebie dumny. Przede wszystkim z szybko wymyślonego kłamstwa. Dodajmy, w miarę sensownego. Bez sił opadł na krzesło obok stolika i upił łyk zimnej już herbaty. Maenne dalej drżał, z kąta spoglądając przez okno, za którym widać było popołudniowe sprzątanie, a Isteryd chyba postanowił sprawdzić, co u ich zamkniętego w kanciapie przyjaciela.

Łup. Wyrte nawet nie podniósł wzroku. Nie musiał. Torisov, zwinięty w kulkę i poobijany, wypadłszy ze schowka niczym worek gruzu, przeturlał się właśnie na środek pokoju.

– No, to pięknie – skomentował Isteryd, w zamyśleniu drapiąc się po szyi.

***



– Dzięki – szepnęła Illythea, biorąc do ręki szklankę wody. Nie przyłożyła jej jednak do ust. Parran widział, że coś strasznie ją męczyło.



– Co jest? – spojrzała na niego. Zieleń oczu błysnęła w świetle wpadającego przez niewielkie okienko słońca. W pomieszczeniu nie było zbyt wielu rzeczy: drewniany stół, który od dawna domagał się wymiany na nowszy, cztery krzesła z przetartym materiałem na siedzeniach, parę szafek, a za przejściem najwidoczniej łóżko. Parran mieszkał – o ile był to jego dom, przeszło jej przez myśl – w jednym z dolnych mieszkań. Były to najniżej położone w domach i kamienicach wnętrza – do połowy skryte w ziemi, nie będące jednak piwnicami, choć często tak je złośliwie nazywano. Światła było w nich niewiele; mogło wpadać tylko przez małe lufciki tuż przy suficie. Zważywszy też na rozmiary pomieszczeń, nie było to najbardziej komfortowe miejsce, w jakim mogłoby przyjść mieszkać Illythei.

Ale ten mężczyzna miał przynajmniej gdzie się podziać.



Spuściła wzrok.



– Przepraszam. Wszystko dziś zepsułam. – Parran westchnął ciężko, opierając się o jedną z szafek.

– Nad tym rozmyślasz? Przestań. Jutro też jest dzień. 

Sam nie wiedział czemu, ale coś kazało mu pocieszyć dziewczynę w jakikolwiek sposób. Podczas drogi do domu dowiedział się od niej, że nie ma ani rodziny, u której mogłaby się choć na chwilę schronić, ani swojego własnego, choćby najmniejszego mieszkanka. Podczas gdy wszechwiedzący król jadł wielbłądzie żołądki nadziewane owocami empyree fraga, pod oknami jego zamku ludzie umierali z głodu. Parran przeżył na tym świecie wystarczająco dużo czasu, żeby wiedzieć, że nie ma nawet sensu się zastanawiać nad tym, czy kiedykolwiek mogłoby być inaczej. Był w wielu miejscach: od Virithadu na południu – gdzie oprócz głodu ludzie cierpieli też niesamowite męki przez wszechobecne zimno – aż do północnej Clavinyi, gdzie podobno mieszkańcy byli najszczęśliwsi. Prychnął pod nosem na wspomnienie tych, którzy musieli wszystko oddać, by tylko nie zostać rozszarpanymi przez rzekome dzikie zwierzęta. Dziwny rytuał.

Wszędzie było tak samo. Ważne było jedynie to, co tu i teraz – i czy dożyje się kolejnego dnia. Komuś musiało być gorzej, żeby komuś mogło być lepiej.

– Chyba powinnam już sobie iść – jej słaby głos wyrwał go z zamyślenia. Przyjrzał jej się uważnie. Mógłby przyrzec, że gdy go zobaczyła po raz pierwszy, była szczęśliwa: marudziła i wciąż gadała, nie pozwalając mu się skupić. Wciąż próbowała przekonać go do swoich racji i z minuty na minutę zmieniała zdanie. Ale po tej nieudanej akcji coś się zmieniło. Gdyby nie ona, Parran nie musiałby zastanawiać się, dokąd wybrać się na poszukiwania kolejnego dnia. Zepsuła sprawę swoją nieostrożnością i doskonale o tym wiedziała. Nie była głupia. Gdyby była, dawno by już nie żyła. Egzystencja samotnych dziewcząt nie trwa długo w mieście tak niebezpiecznym jak to.

Była szybka i zwinna, zauważył, że wcześniej musiała ćwiczyć pod czyimś okiem – może nawet jednego z jego byłych nauczycieli – ale widocznie w pewnym momencie to zaprzepaściła. Nie nadawała się do pomocy. 

Patrząc na nią, nie czuł smutku, a raczej zwyczajne przygnębienie – to, które towarzyszyło mu w Drithenii na co dzień. Atrakcyjna kobieta bez szans na normalne życie. Czy było to sprawiedliwe?

A czy świat jest sprawiedliwy?

Dał jej wcześniej jedną ze swoich dawnych peleryn, która nie była zniszczona, ale zdecydowanie na niego za mała. Był lekka i zwiewna, uszyta z dobrego materiału w czasie, kiedy jeszcze o pieniądze nie musiał troszczyć się aż tak bardzo, kiedy zajmował się inną pracą niż znajdowanie cudzych rzeczy na terenie ich własnych posiadłości.

Obserwował, jak zarzuca ją na ramiona i bez słowa otwiera drzwi.

Czy powinien był ją zatrzymać?

Jeszcze długo rozmyślał, wpatrując się w szklankę wody, która stała na stole. 

Półpustą. 

***

– No nie, nic nie wymyślimy – westchnął ciężko Lotrikos. – Trzeba go zamknąć w kanciapie.

Próbowali obudzić Torisova dziesiątki razy – od klasycznych mokrych środków począwszy, na nowoczesnych metodach z poradnika „Sto i jeden sposobów na wybudzenie żołnierza ze snu, kiedy wróg atakuje, a wy nie macie pod ręką wiadra z wodą” skończywszy.  Książka mówiła o tym, by uderzyć w konkretny punkt na ciele, zapalić zioła w pomieszczeniu, czy zrobić okład z kwiatów skradzionych z królewskiego ogrodu. Nic nie działało. Ich przyjaciel ciągle był w swoim świecie i jak na razie nie miał najmniejszego zamiaru z niego wychodzić. Jedynym, co było pewne, to fakt, że żył. Serce biło w swym zwyczajnym rytmie. Raz tylko zwolniło niebezpiecznie, gdy ziołowy dym, o którym mówił poradnik, dostał się do jego płuc – a chwilę później znów wszystko było dobrze.  Ale co działo się w jego umyśle – tego nie wiedział chyba nawet on sam.

– Mówiłem, że to zły pomysł – zachlipał Maenne. – Przez was Tori umrze! – krzyknął rozpaczliwie. Lotrikos tylko przewrócił oczami, nie komentując sytuacji. 

– Przestań się mazać – burknął Isteryd, zagryzając zdanie lukrowaną bułeczką. – Żyje i będzie żył. W najgorszym przypadku coś go opętało.

Oczy Maenne zrobiły się nagle ogromne, a on cały zaczął drżeć ze strachu.

– O… opętało?!

– No tak – odpowiedział spokojnie Lotrikos. –   Na to wygląda.

– I co teraz?

– Poczekamy – wzruszył ramionami. – W końcu musi się obudzić. A jeśli nie, trzeba będzie znaleźć kogoś, kto nam pomoże. 

Boję się tylko, że znaleźć alchemika w tym cholernym mieście będzie trudniej niż neesthy…

W Drithenii od dawien dawna nie używało się jawnie magii i nauk jej bliskich, do których alchemia się zaliczała – nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale tak właśnie stanowiło prawo. Lotrikos miał nadzieję, że jeśli potrzebowaliby kogokolwiek – będzie to właśnie średnio wykształcony zielarz. O magach dawno nie słyszał. Może być, że żadnego z nich od wielu lat nie było w mieście.

– Chce ktoś herbatkę? – Dobiegło ich pytanie Isteryda zza ściany.

– Z manirrą poproszę. – Isteryd nie skomentował. Choć alkohol na służbie był raczej nie wskazany, dzisiaj można było zrobić wyjątek od reguły. A nuż przyjdzie do głowy jakiś rewelacyjny pomysł?

***

Gdzie ty jesteś, do cholery?!

Nad Drithenią powoli zapadał zmierzch, a Parran wciąż szukał swego przyjaciela, któremu oddał łańcuch z ynserackiego złota. A może to już nie był przyjaciel? Po raz kolejny przeklął swoją głupotę.
„Nikt nie ufa nikomu. Mi także.” – Ciekawe czemu. Czemu?! Chyba wszystko jest już jasne. Metachnyira nie było w domu, nie było wokół domu, nie było w gospodzie, ani u znajomych.

– Szukasz kogoś? – Parran był tak zaaferowany rozmyślaniami, że nawet nie zauważył bezczelnego uśmiechu osoby zbliżającej się z naprzeciwka.

– Nie pogrywaj ze mną, Effane – uśmiechnął się i uścisnął rękę.

– Sprawdzałem twoją legendarną cierpliwość.

– Uważaj, żebym ja nie sprawdził twojej – Metachnyir roześmiał się głośno.

– Chodźmy do mnie, przyjacielu. Niebezpiecznie jest dyskutować w centrum miasta po zmroku.

Miał rację. Parran nauczył się już, że o ważnych rzeczach nie rozmawia się tam, gdzie ktoś może coś przez przypadek usłyszeć. Pamiętał jedną z pierwszych swoich udanych akcji – właściwie nie do końca udanych. Gdyby nie chwalił się wszystkim wokół, co udało mu się znaleźć „przez przypadek”, byłby to jeden z jego większych jednorazowych zarobków. Uśmiechnął się do siebie. Stare, dobre czasy.

Skręcili w jedną uliczkę, a za rogiem kolejnej byli już na miejscu. Weszli, usiedli na drewnianych stołkach, a Metachnyir wyciągnął ze skórzanej torby spore zawiniątko – niechlujnie zapakowane w pognieciony, pożółkły papier.

– Właściwie… nie wszystko poszło po mojej myśli. Radcy nie było w domu, musiałem go szukać, rozumiesz. Dlatego tak długo kazałem ci na siebie czekać – Effane mówił nieskładnie, jakby był czymś mocno przejęty. Ogniki niecierpliwości szalały w oczach.

– I gdzie go znalazłeś?

– Nie znalazłem   kiedy odpakował tobołek, okazało się,  że w środku znajduje się różowy łańcuch. Parran westchnął. Miał nadzieję, że zarobi choć trochę pieniędzy. Ale taka to praca – nigdy nie było wiadomo, czy akcja się opłaci, czy nie. Nie mógł przewidzieć, czy będzie miała jakiekolwiek efekty. Życie. – Zdaje się, że udał się do medyka. Znalazłem za to jednego z jego służących, z którym bez problemu dogadałem się odnośnie terminu spotkania z Niestenaaranem. – Parran mruknął pytająco. – Dopiero za trzy dni – odpowiedział rzeczowo, na co wzrok Parrana przygasł jeszcze bardziej. – No, tak. I kiedy się pożegnałem, doszedłem do wniosku, że nie mam nawet kilku tsnerów w kieszeni, a u ciebie pewnie też nie za ciekawie… –  sięgnął raz jeszcze do torby i wyjął z niej pokaźnych rozmiarów sakwę. Sądząc po napiętych mięśniach Metachnyira, musiała sporo ważyć. – Więc postanowiłem wrócić i wziąć bezterminową pożyczkę.

Na usta Parrana wpłynął na wpół ironiczny, na wpół przepełniony radością uśmiech, kiedy zobaczył wnętrze sakwy wypełnione po brzegi złotymi i srebrnymi monetami. Jego oczy zalśniły na myśl o kolejnych dniach.

– Stare nawyki się nie zmieniają, co?



 ------------------------------------------------------- 



Wiem, że wszyscy liczyli na tandetny romans, wiem. Hue hue. Jeszcze trochę poczekacie. Z chęcią się dowiem, co dalej ma się stać z naszą biedną Illą. Tak ją polubiliśmy, a Parran - wow - tak bardzo zły i niedobry. Co teraz?! 

[Sama się dziwię, że udało mi się wcisnąć w tą opowieść danie z żołądków czegoś tam. Żeby nie było - pomysły wyciskam do ostatniej kropelki.]

Ostatnio tyle się napisałam, że dziś się wstrzymam. Apeluję jednak, żeby ci, którzy jeszcze tego nie zrobili, zajrzeli do notki poprzedniej i odpowiedzieli na dwa zamieszczone na dole pytania. Wiem, jak bardzo gardzicie opcją komentowania, ale będę wdzięczna.

Kolejny rozdział będzie, jak obiecałam, koło dwudziestego lipca. Czekam na pomysły, leniuchy!

Buziaki.

29 komentarzy:

  1. Witaj! ;)
    Cieszę się, że pojawił się nowy rozdział. Na dodatek bardzo ciekawy, jak poprzednie. Ja tam się nawet cieszę, że na razie nie było konkretnego wątku miłosnego...myślę, że z tym warto poczekać. Niech rozwija się powoli, to byłoby interesujące. ;) Mam więc nadzieję, że Parran spotka się jeszcze z tą dziewczyną, może niech spotkają się podczas jakiejś niebezpiecznej sytuacji? :) Wybacz, że krótki, ale jest późno i mój mózg już powoli odmawia posłuszeństwa. :P
    Czekam więc na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejże!
    Na początek muszę pochwalić zmiany w wyglądzie. Dawno mnie tu nie było i nie wiem, ile się spóźniam, ale gratuluję i chwalę!
    Zajmę się naszą grupką strażników, ponieważ są tak słodko nieporadni, aż trudno im nie pokomplikować życia. Niezbyt pamiętam wcześniejsze pomysły moje i czytelników, więc gdybym coś powtórzył, albo - co gorsza - napisał coś sprzecznego, to przepraszam.
    Tori taki biedny, koledzy podejrzewają opętanie, może niech go zaprowadzą to tego zielarza. A zielarz okaże się ekscentryczną młodą kobietą, która odprawi przedziwny rytuał, pełen narkotycznych kadzideł i ziół... Gdyby cała 4 nawdychała się czegoś, dalsza część mogłaby być bardzo zabawna.
    Po drodze mogliby napędzić stracha Parranowi i jego koledze...

    Pozdrawiam i życzę weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałem...
      Co do fanpage'a - nie używam fb, tak, tak, naprawdę, więc niezbyt mogę się tutaj zaproponować w odwiedzaniu, ale pomysł wydaje mi się odpowiedni. Na pewno jest to dobry sposób, nawet nie na powiadamianie o nowościach, ile na samo przyciągnięcie nowych czytelników. Gorzej z czasem, który trzeba byłoby temu poświęcić.
      Konkurs - coś, w czym zawsze warto wziąć udział. Tylko, czy chciałoby Ci się to czytać, ha. Poza tym, sama wiesz, że sporo tego teraz w internetach, ponieważ wakacje, czas wolny, czas na zabawę i rywalizację. Z jednej strony to dobrze, bo jest z czego wybierać, z drugiej - za dużo do napisania dla kogoś, kto chciałby, brzydko mówiąc, zaliczyć wszystkie. Co nie zmienia faktu, że konkursy zawsze są czymś pozytywnym. Osobiście mógłbym wziąć udział, jeśli zostałbym do tego odpowiednio zagoniony ^^
      A nagrody, nagrodami. Nawet bez materialnych można się dobrze bawić.

      Pozdrawiam raz jeszcze! Jeśli znowu o czymś zapomniałem, to już na dobre. Tak myślę.

      Usuń
    2. Z tymi konkursami to prawda, dlatego chyba poczekam jeszcze jakiś czas na większą ilość zainteresowanych. No, zobaczymy. Muszę się nad tym zastanowić.

      Rozważę pomysł spalonych strażników ^^ Nie, właściwie, użyję go na pewno. Tylko muszę przemyśleć jak.

      Usuń
    3. Popieram twoje pomysły, bo też takie myśli mi zaświtały w głowie-zielarka, kadzidełka, dziwne rytuały... A gdyby doszło do krótkiego spotkania wszystkich naraz byłoby naprawdę zabawnie :)
      Nie wiem, choćby gdy nasi przyjaciele wyszli lekko przymroczeni na ulicę i odprowadzałyby ich zdziwione spojrzenia np. Parrana...
      Z fb chyba też dobry pomysł (wilczku, nie jesteś sam-ja też rzadko fejsbukuję), bo może być łatwiej innym tworzyć nowe historie czy komentować
      A jeszcze co do romansu, to jestem dumna, że go tu nie wcisnęłaś, bo to by było... No, po prostu nudne i przewidywalne. Niech się rozwija powoli... ^^
      Illy okazała się bardzo ciekawą bohaterką i szkoda by było z niej rezygnować, więc nie. Mają się jeszcze spotkać, ale mam nadzieję, że trafi się jeszcze jakiś fajny pomysł, jak na coś wpadnę, to sie podzielę
      Dużo weny i odpoczynku tak swoją drogą, bo tego nigdy za wiele :)
      /Derry

      Usuń
    4. Oooo, jaki ładny płaszczyk mają anonimowi... Cóż, jestem z niego bardzo zadowolona, taki zwiadowczy...
      A co do tego właśnie spotkania Illy i Parrana (którego nikt ci nie odpuści, nawet na to nie licz) to może zmieńmy kanon, gdzie facet ratuje dziewczynę z tarapatów, tylko na odwrót? Nie mówię i linach, koniach i łapaniu na ręce, ale to mogłoby być ciekawe, gdyby coś lub ktoś (a może nawet banda ktosiów) pokrzyżował plany Parrana i znalazłby się biedak w sytuacji prawie bez wyjścia
      Derry znów pozdrawia

      Usuń
    5. A co tam, do trzech razy sztuka!
      Zrobiłam krótki research w poprzednich komentarzach i na śmierć zapomniałam o naszym kochanym królu, którego broń Boże nie uśmiercaj! To trochę tak jak *SPOILERY DO GRY O TRON O KTÓRYCH WSZYSCY WIEDZĄ, ALE PISZĘ W RAZIE CZEGO, ŻEBY NIE BYŁO NA MNIE* z zabiciem tej mendy nr 1 Joffreya-no fajnie, że gnida zginęła, ale teraz już nawet mendy nr 2 nie ma, więc kto teraz będzie tym złym?! Jak tłum ludzi dalej będzie strajkował za karą śmierci dla króla, to zrób to, ale proszę, później, bo jest to zbyt ciekawa postać i pełna możliwości. Albo po prostu jest śmieszna, co tu kryć :P
      PS Nie wiem czy wspominałam, że Derry to ja, tylko zależy czy piszę z konta mailowego czy z tego od bloga, tak więc przepraszam za te anony z podpisem czy inne takie

      Usuń
    6. Mówisz o tym pierwszy raz. Dobrze wiedzieć O.o

      Z tym ratowaniem Parrana przez Illę - pomysł niegłupi. Rzekłabym, dobry, bardzo dobry. Tylko... jak ja to wykombinuję. Jak nic to nic, a jak pokrzyczę, to nagle pomysły się sypią, że nie wiadomo, czego się chwycić. Hah, jestem z was dumna!

      Nie wiem, kto rzucił pomysł uśmiercenia króla, ale nie była to jedna osoba. Niby mamy demokrację, ale... no nieee, no taka postać? Nie mogłabym!


      Fejsbuka też odwiedzam raczej rzadko, ale pomyślałam, że skoro uzależnienie od tej durnoty się szerzy, byłby to dobry pomysł na promowanie bloga. Zakładając oczywiście, że znalazłyby się pierwsze osoby, które by profil polubiły. Ach, marzenia. Może faktycznie jeszcze za wcześnie.

      Pozdrawiam ciepło!

      A, i mogłabyś coś w końcu napisać, ej.

      Usuń
  3. Zapraszam na kolejny rozdział ~>
    cordragon.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział ale racja liczyłam na romans :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej noooo, nie tam zaraz tandetny romans XD Jak mam być szczera, to o potencjalnym romansie nawet nie miałam czasu pomyśleć (choć teraz wydaje mi się to całkiem całkiem pomysłem...). O postaci Illy (nie jestem pewna - można tak skracać i odmieniać?) wiadomo tak mało - przeszłość, pochodzenie, itp.. Ona na pewno kryje jakąś wielką tajemnicę, ja to czuję, to nie jest taka tam zwykła dziewczyna z ulicy... A teraz, jak na razie (znaczy, mam nadzieję, że tylko na razie) zniknęła z pola widzenia, może wrócić, w jakiś niesamowitych okolicznościach!
    Znaczy tak mi się niejasno marzy...
    A strażnicy jak zwykle podbijają moje serce. Może to nie jest w duchu tego projektu, ale mam ochotę po prostu stać z boku z głupawym uśmiechem na twarzy i z radością obserwować ich dalsze poczynania! <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy i te wasze "niesamowite okoliczności" :D. Dobra, dobra, coś wymyślę. Tak łatwo mi tej postaci nie odpuścicie, jak widzę.

      Dzięki za dobre słowa. Postaram się nie zawieść!

      Usuń
    2. Akurat też polubiłem Illy i zgadzam się z Writerką. Miło by było, gdyby okazała się kimś szczególnym...

      Ps. Tak naprawdę sprawdzam nowe konto google, ciii.

      Usuń
  6. Długo trzeba było czekać. Aż musiałem sobie przypomnieć poprzednie rozdziały. Trzymam za słowo, że następny pojawi się szybciej, niż ten :-)
    Rzeczywiście, póki co prowadzisz wątek Parrana i Illythei niestandardowo. I bardzo dobrze. Łatwo w takiej sytuacji popaść w, jak to nazwałaś, "tandetny romans". Póki co tego nie robisz i chwała Ci za to.
    Tytuł poradnika bezbłędny :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, liczyłam na romans. W sumie zdziwiłam się, że Parran jej nie zatrzymał, dlaczego? Bo każdy musi sam o siebie dbać? Bo takie są czasy? Hm.... Jakoś mnie osobiście to nie przekonuje!

    Na pewno tamten dziad - a raczej nie proszony gość, nie jest opętany. Może się w głowę uderzył i tyle? :D

    Co bym proponowała w dalszym ciągu z Parranem i Illytheą? Może jakieś niespodziewane spotkanie? Jak ktoś kogoś będzie wieszać? Wiesz akacja z dybami,albo szubienicą i heroicznym ratunkiem?
    Lub też mniej sztampowo: nasza dziewczyna nie będzie mieć wyjścia i zacznie pracować na ulicy lub w barze? A wiadomo jak kiedyś wyglądało życie barmanki. Była barmanką, to i dawać musiała swojemu szefowi. (gdzieś o tym czytałam)

    Czekam na kolejny rozdział, życzę miłych wakacji i dużo weny ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heroiczny ratunek, wielka miłość. Jak ja dawno takich rzeczy nie pisałam, luuudzie. Ale jeszcze nikt nie zaproponował, żeby któreś z nich zginęło, to co ja mogę?

      To z barem, czy też gospodą bardziej mnie przekonuje, może dlatego, że dawno temu zaświtał mi taki pomysł, ale kompletnie o tym zapomniałam. Dobrze, że jesteś :D

      Dzięki za wszystko, pozdrawiam!

      Usuń
  8. Witaj!
    Przeczytałem wszystkie rozdziały w jeden dzień i jestem zachwycony. A co do fabuły to mam trzy pomysły.
    Po pierwsze Illy może być opętana przez półpasożytniczego ducha o którym nie wie, a który za pomocą magii chroni swoje ,,siedlisko" przed śmiercią np tworząc ochronny kokon podczas burzy piaskowej i reaguje na silne uczucia takie jak przerażenie i wściekłość. Właśnie przez taki atak mogłaby być uznana za neestha. Wiem jednak że mogłoby się to nie zgadzać z dotychczasowymi wydarzeniami i historią tej postaci.
    Po drugie Parran mógłby zostać porwany przez kultystów Nilthei dążących do wyższego poznania i poprzez naszprycowanie narkotykiem doznałby wizji bogini która obdarzy go mocami. Coś w stylu Odmieńca z Dishonored lub Słowików ze Skyrim tyle że uzależnionego od narkotyku.
    I po trzecie wędrowiec z lodowej krainy może być łowcą anomalii magicznych typu wiedźmy, duchy, demony, czarownicy, posłańcy zapomnianych bóstw ;). Irrathinar posługiwałby się połączeniem topora i łańcucha oraz magią runiczną (zgodnie z zasadą aby ogień zwalczać ogniem).
    A teraz na koniec aby się do czegoś przyczepić to w czwartym rozdziale napisałaś o lampie gazowej co nie pasuje do quasi-średniowiecznego klimatu opowieści ale to tylko mały drobiazg.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pod wrażeniem. Wszystkie pomysły pasują i wszystkie rozważę, dziękuję za taki materiał do pracy!

      Zapomniałam o tej lampie, ale faktycznie masz rację. Poprawię przy najbliższej okazji (się znaczy - jak w końcu się za to poprawianie wezmę, bo zbieram się już od dłuższego czasu).

      Zapraszam oczywiście do śledzenia opowieści. Któregoś z pomysłów użyję na pewno - czy to całego, czy "pokrojonego", jak już mi się zdarzało robić. Szczególnie przypadł mi do gustu ten o Illythei - ale zobaczymy, jak bardzo dałoby się nagiąć do tego fabułę.

      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  9. Nie myślałem, że czytasz zawartość ocenialni. Dziękuję za dobre słowo.

    Jeśli chodzi o talenty, to w czasach szkolnych wybiłem raz piłkę poza sześciometrowe ogrodzenie z połowy boiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tak wybitą piłką dostałam kiedyś w twarz. Od tamtego czasu Pech i jego poplecznicy nie dają mi spokoju.

      Usuń
  10. ""Próbowali obudzić Torisova na dziesiątki sposobów – od klasycznych mokrych sposobów począwszy, na nowoczesnych metodach z poradnika „Sto i jeden sposobów na wybudzenie żołnierza ze snu, kiedy wróg atakuje, a wy nie macie pod ręką wiadra z wodą” skończywszy: uderzyć w konkretny punkt na ciele, zapalić zioła w pomieszczeniu, zrobić okład z kwiatów skradzionych z królewskiego ogrodu."" ---- za długie zdanie: można się połapać o co chodzi, myśl jest fajna, ale trzeba było wrócić do początku, żeby zakumać całą konstrunkcję zdania . To chyba tez dlatego, ze przytoczony tu tytuł książki jest taaaaaki długi. (+ 3 razy użyłaś w tym meeeega dlugim tworze słowa "sposób" :P)
    Ale w gruncie rzeczy rozdzialik fajnie napisany- dobrze, że nie wprowadzasz (jeszcze?) romansu miedzy Parranem a Iltheą- w sumie to byłoby oklepane, gdybys zrobiła z nich parę. Może daj Ilthei jakąś robotę, w której mogłaby byc dobra- np. w alchemii- produkowałaby narkotyki empyree fraga (o!, przepraszam- to owoce ^^).
    Rozwaliła mnie półpusta szklanka- najpierw budujesz napiecie/nastrój, a potem wprowadzasz tak symboliczy byt ;P
    1) pewno, że chcemy konkurs paraliteracki!!
    2) raczej bym nie była za fb fanpage'm, ale jestem hipsterem, więc rób jak uważasz :)

    Pozdrowienia,

    Obieracz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytałam o "symbolicznym bycie", nawet nie potrzebowałam podpisu, żeby wiedzieć, kto mnie jedzie za zbyt długie zdanie. I znowu mam do poprawiania, ej.

      Gdzież twoje pełnie imię, Obieraczu? Czyżby zmiana specjalizacji?

      Usuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Scena z Parranem i Illytheą była świetna! Już sobie myślałam "Tak, tak. Pewnie zaraz Parran ją zatrzyma, choć nie ma żadnego powodu. Później uświadomi sobie, że ją kocha, bla bla bla...". Ale zaskoczyłaś mnie, na szczęście :)
    Zaskoczyłaś mnie jeszcze w pewnym momencie. Kiedy zapisałaś, że szklanka stoi półpusta. Moja pierwsza reakcja: "Bez sensu... Przecież nie piła, jak jest napisane wyżej". Ale potem pomyślałam. I wymyśliłam, że musiałaś mieć jakiś powód, żeby tak napisać. Może chcesz dalej to wyjaśnić - Illythea ma pewnie jakąś moc, może sprawia, że woda wyparowuje itp. Nie wiem, ale jestem ciekawa :)
    O, właśnie przeczytałam w komentarzu jakiegoś anonima, że to było symboliczne. To ja w końcu nie wiem :D
    To może zarzucę kilkoma pomysłami, mam nadzieję, że Ci się przydadzą. Według mnie, Illa mogłaby teraz pójść okraść ten dom, w którym trochę narozrabiała. Myślę, że mogłaby tam podsłuchać coś ciekawego na temat innych postaci, których losy śledzimy. Albo przeszkodzić jakiemuś innemu złodziejowi - myślę, że byłby tu pewien komizm sytuacyjny (tym złodziejem mógłby być zarówno któryś ze strażników, który postanawia w ten sposób zdobyć pieniądze potrzebne do wyleczenia kumpla, jak i ktoś niebezpieczny, który z drobnego złodziejaszka wyewoluuje w zabójcę, który będzie chciał zabić króla. O, a może ten złodziej zaprzyjaźni się z Illą i później, gdy król będzie chciał dziewczynie zaszkodzić w jakiś tam sposób, będzie próbował władcę sprzątnąć. Hm... Myślę, że ten złodziejaszek może mieć konflikt z Parranem, przeszły lub taki, który dopiero się zdarzy. Myślę, że sporo można z takiego obrotu spraw wycisnąć :)). Illa, oczywiście, chce coś ukraść, by naprawić szkodę. Jeśli uda jej się coś ukraść, po prostu podrzuci to Parranowi. Nie podejdzie i po prostu mu tego nie wręczy, ponieważ mógłby pomyśleć, że chce, by znowu ją "przygarnął", a na to jest zbyt dumna.
    Powiem jeszcze, że baaaaardzo chętnie widziałabym przedstawiony wyżej rozwój wydarzeń.
    Oczywiście, w tym samym czasie Parran też coś musi robić. Może odkryje coś, co w końcu sprowadzi fabułę na temat neesthów (czy jak to się pisze ;p). Niestety, na jego temat nie mam zbyt wiele do powiedzenia.
    Wybacz, jeśli pisałam trochę nieskładnie dając propozycje dalszych losów Illi, ale tak to jest, kiedy do głowy przychodzi wiele pomysłów naraz.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
    A, no i konkurs to fajna sprawa, jestem jak najbardziej na tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak długi komentarz.
      Pomysł z samodzielną kradzieżą Illi bardzo mi się podoba. Co do reszty - tego złodzieja, czy zabójcy - jakoś trzeba będzie to powiązać z dalszymi losami Parrana. I tu wspominasz o tym, że mogą się wyjątkowo nie lubić. Ach! Że też na to nie wpadłam! :D

      A na konkurs widzę sporo chętnych. Temat już nawet mam (choć nie wiem, jak tam u was z pisaniem liryki), ale nad jakąś nagrodą musiałabym ostro pomyśleć. Bo co? Tak za darmo? Hah. Zobaczymy, zobaczymy.

      Dzięki. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  13. Tak jak obiecałam - przeczytałam napisane przez Ciebie rozdziały. Podoba mi się pomysł, że Czytelnicy współuczestniczą w tworzeniu tego opowiadania. Jest to podejście bardzo nowatorskie i zapewne się sprawdza ;-)

    Co do samego opowiadania, to niestety nie jest w moim stylu. To zdecydowanie nie moja tematyka. Trochę za dużo wątków i za dużo nowego nazewnictwa. Ale to tylko moje zdanie, które jest zapewne w mniejszości. Niemniej gratuluję pomysłu na poszczególne akcje, bo nieraz mnie zaskoczyłaś.

    Życzę sukcesów w dalszym pisaniu i wielu pomysłów ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji. Napiszmy coś wspólnie, przypadkowy Czytelniku.