– Są.
– Pył?
– Jest. Calutki posegregowany.
– Empyree dla króla?
– Są.
– Strój Aderana? – Po tym pytaniu w pokoju zaległa cisza. Dumny z
uczniów Jersen spojrzał wymownie na Kneraza, stojącego w najdalszym rogu
pomieszczenia i będącego myślami zapewne w jeszcze odleglejszym miejscu.
– A tak, miałem to sprawdzić – odparł głosem na wpół przytomnym,
jeszcze nieco zaspanym. – Ktoś widział dzisiaj tego krawca od siedmiu boleści?
– Śpiewał do siebie w pracowni, kiedy przechodziłem obok –
odpowiedział jeden z uczniów Jersena.
– Może pójść po niego? – dodał z troską,
widząc stan, w jakim znajdował się Kneraz.
– Nie, nie – odrzekł w zamyśleniu, po czym podniósł już zupełnie
przytomny wzrok, w którym jednak dalej widać było to samo zrezygnowanie. –
Zostawmy go w spokoju. Mistrz tworzy – dodał, siląc się na ironiczny ton, chcąc
sprawić wrażenie, że to go nie obchodzi. A obchodzić musiało.
– Zostało nam więc tylko przygotować pomidory i strzały –
kontynuował Jersen, odwracając się do reszty i powracając do swych obowiązków.
– Groty są w drugim pokoju, trzeba będzie je zamontować na promieniach, a
później wyniesiemy pomidorki. Straszny dziś upał, nie chciałbym, żeby się źle
strzelało, więc zrobimy to tuż przed konkurencją…
Kneraz nie słuchał reszty wykładu. Jedno z ważniejszych
dzisiejszych zadań czekało na wykonanie. I chociaż to nie on był krawcem, miał
złe przeczucia co do swojej osoby. A także szczerą nadzieję, że uszyty strój
będzie nadawał się do czegokolwiek. Byle nie do wyrzucenia.
***
To nie był dzień, który Parran mógł uznać za przyjemny. Niby
wszystko było dobrze, ale Metachnyir nie odezwał się w sprawie łańcucha,
pieniędzy w kieszeni po wczorajszych zabawach nie zostało wiele, głowa
informowała o wszystkich przepływających przez nią myślach aż zbyt wyraźnie, a
do tego ulice pełne były ludzi.
Dzisiaj święto Umniejszenia. Nikt właściwie do końca nie wiedział,
po co Xanffres IV zarządził, by taka okazja istniała. Pierwsze przygotowania do
uroczystości kazał zacząć już pod koniec swego życia, więc pewnie sam nie bardzo
umiałby uzasadnić, jaki miała ona cel.
Generalnie wszystko tego dnia kręciło się wokół króla i zbrodni
dotyczących pieniędzy, tak zwanych tsnetek. Tsnetkę można było popełnić na
wiele sposobów – od zwykłej kradzieży, przez oszustwa podatkowe, na zabójstwie
na tle pieniężnym skończywszy. Nie wiedzieć czemu, to właśnie ludzi, którzy
zajmowali się takimi rzeczami, Xanfrres chciał poniżyć bardziej niż innych. A
może po prostu mu się nudziło.
Kiedy Parran wybierał swoją profesję, prawo właśnie wchodziło w
życie. Już wtedy, jako zwykły łowca skarbów, kwalifikował się na pucowanie
królewskiego torsu pastelowo zieloną, mięciutką gąbką pachnącą miętą przed całą
resztą publiczności, która być może odnajdowała satysfakcję w oglądaniu
czyjegoś upokorzenia. Jedyne, co mu przychodziło na myśl, kiedy się nad tym zastanawiał,
to fakt że właśnie należy przestać się zastanawiać. To było obrzydliwe święto.
Może oprócz rzeźbienia w
maśle. To nawet zabawne. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu. Mimo wszystko
nie miał ochoty tam iść. Wolał zostać w domu i oddać się odpoczynkowi po
odpoczynku. Gorące opary unosiły się znad świeżo zakupionej, zalanej gorącą
wodą herbaty.
Przez noc płynącą alkoholem nie myślał o wydarzeniach dnia
wczorajszego – ani o nieudanej kradzieży, ani o…
A, tak. Ruda.
Już prawie zapomniał, ale gorzka rzeczywistość nie omieszkała
zepsuć mu tego poranka. Z drugiej strony
obwinianie się o czyjąś życiową sytuację nie miało większego sensu. Ani nie
miał jak jej pomóc, ani przede wszystkim – nie wiedział, gdzie się w tej chwili
znajduje. W tak dużym mieście nie było łatwym znalezienie jakiejkolwiek osoby.
Szczególnie nic o niej nie wiedząc.
Ale jedna rzecz nie dawała Parranowi spokoju. Sposób poruszania
się dziewczyny. Był oczywiście kobiecy i pociągający, ale także niezwykle delikatny.
Nie w porównaniu do mężczyzny oczywiście – bo to było jasne – ale także przy kobietach. Tak samo jak jej skok. Pierwszy, z jego pleców, był niesamowicie
lekki. Drugiego, z okna, wyraźnie się bała, co oznaczało ni mniej ni więcej,
jak przedwcześnie zakończone nauczanie u jednego z nauczycieli akrobatyki
użytkowej, jak ładnie to nazywali sami mistrzowie.
I nici ze spokojnego dnia. Parran wypił pozostałą herbatę jednym
haustem, zarzucił na siebie najlżejszą kurtkę, jaką posiadał i wyszedł z domu.
Nie sądził, że jeszcze kiedyś przydadzą mu się stare znajomości.
***
Kiedy Lyth spojrzał na swoje pierwsze dzieło, poczuł, że znalazł w
końcu powołanie. Wbrew temu, co wmawiano mu przez całe życie, nie chciał być
ani wojownikiem, ani poborcą podatkowym, ani nawet zwykłym sprzedawcą. Teraz
już wiedział, że chce być krawcem.
Rzucony na głęboką wodę, stojący w obliczu śmierci – pod taką
presją umiał poradzić sobie z morzem kolorów i tęczą materiałów… albo na
odwrót…
Wiedział co prawda, że do ideału jeszcze daleko. A jakże, musiałby
sporo ćwiczyć, żeby cokolwiek było z jego wrodzonego talentu. Ale jego pierwsza
praca – królewski strój na uroczystość Umniejszenia, jedno z ważniejszych świąt
w kraju – była nadzwyczaj udana. Jak na pierwszą pracę, oczywiście.
Kneraz zapukał, krzyknął i wszedł do jego pracowni, pijąc wodę.
– Okropnie dzisiaj ciepło, chyba muszę zarządzić przebu… – Zaczął kasłać i krztusić się, oczy prawie
wyszły z orbit, a szklanka upadła na drewnianą podłogę, rozlewając resztkę wody
wokół.
Lyth podbiegł do niego i szybko, klepiąc po plecach, pomógł
uwolnić się Knerazowi od tej nagłej przypadłości. Ten jeszcze długo patrzył w
ziemię, oddychając ciężko. Po tym, co zobaczyły jego zmęczone oczy, nie miał
odwagi znów podnieść wzroku.
– Lyth, błagam cię – mówił do ziemi – powiedz, że to żart. Błagam,
powiedz, że to nie jest strój dla króla.
– A-ale… – zająknął się
przez chwilę, ale zaraz z powrotem nabrał odwagi. – Ale przecież jest
wspaniały!
– Idiotę ze mnie robisz, tak? – Kneraz odparł cicho, w połowie do
rozmówcy, w połowie do samego siebie. – Ty chcesz, żeby on mnie zabił, tak? No,
przyznaj. To spisek.
– Jaki spisek? – Podniósł ręce, zaprzeczając oskarżeniom. – Król
powiedział, że będę jego nowym krawcem, więc zrobiłem wszystko, co w mojej
mocy. I w dodatku odkryłem swój talent. Muszę mu podziękować!
– Lyth – sapnął wściekle. – Żartujesz sobie?! – warknął, prostując się –
Przecież to wygląda jak wielki kurczak! – nie mógł się dłużej powstrzymywać,
złapał chłopaka za poły ubrania i mocno nim potrząsnął. – Spójrz na to! –
wskazał na szatę przypominającą przebranie. – Ogromny, jaskrawożółty, cholerny
kurczak! Ślepy jesteś?!
– Przecież… – wykrztusił,
nie mogąc złapać tchu.
– Co „przecież”?! Ten idiota nas zabije! Rozumiesz to, czy ułomny
jesteś?! Zabije, do cholery! Zaraz święto i co ja mam mu powiedzieć? Że pójdzie
tam w samych majtkach?!
– Przecież to paw! – krzyknął w końcu Lyth. Widząc, że Kneraz mu
nie przerywa, zaczął szybko tłumaczyć się dalej – tylko że brakowało mi
kolorów. Spójrz, jaki piękny ma ogon!
Kneraz puścił chłopaka i pchnął go do tyłu, wprost na stół.
– Lepiej coś wymyśl. Została ci godzina.
***
Pani Wyrte była tego dnia w nadzwyczaj dobrym humorze.
Przechadzała się między straganami na głównych ulicach wewnętrznego miasta, dzisiaj
pełnymi nowych towarów. Lotrikos miał poczucie, że nie powinien jej pozwalać
samej na pobyt w tym miejscu podczas święta Umniejszenia.
Niezadowolony chodził
za nią krok w krok, ubrany po cywilnemu, ale jak zwykle z jednym awaryjnym
mieczem przy pasie – dziś niezbyt ciężkim, a przede wszystkim nierzucającym się
w oczy.
Uroczystości nie zaczną się zapewne w południe, ale już niedługo,
jak zawsze na zamkowym placu. Niewiele było dni w roku, kiedy zwykli obywatele
mogli przebywać w mieście wewnętrznym – za darmo i bez ewentualnych
konsekwencji. Powód był prosty – tylko tutaj pomiędzy budynkami był dziedziniec
na tyle duży, żeby pomieścić wszystkich zainteresowanych uroczystościami. A tych
było sporo – w końcu dziś był jeden z niewielu dni wolnych od pracy. Nawet
część strażników mogła odpocząć od służby. Lotrikos nie wiedział, czy powinien
się cieszyć, że nie siedzi na posterunku w taki upał, czy może być niezadowolonym
z faktu, że musi znajdować się tutaj, pilnując swej trzeciej żony zarówno przed
kupieniem zbyt dużej ilości zbytecznych rzeczy, jak i przed poszukiwaniami
nowego obiektu westchnień. Mijał trzeci rok ich związku, a Wyrte wiedział, że
uczucie wygasło już dawno, ale on nie miał zamiaru szukać swojej drugiej połowy
po raz kolejny, co w tej chwili miało jedynie takie znaczenie, że należało
trwać przy żonie i jej pilnować.
Jak by nie było, dzień zapowiadał się niezbyt ciekawie.
***
Kneraz przez tę mijającą godzinę czuł, jak serce podchodzi mu
coraz bardziej do gardła. Za chwilę miał pokazać królowi jedyne przebranie,
jakie zostało dla niego przygotowane na uroczystość. W dodatku ciotka Aderana
III miała lada moment przyjechać z wizytą. Niech ją szlag, że wybrała taki
dzień. Jeśli król zdenerwuje się na wszystko naraz, każe ściąć głowę każdemu ze
swoich podwładnych.
Gdyby tylko strój uszyty dwa dni temu nie został wyrzucony… Władcy
co prawda nie podobał się ani trochę, ale nieporównywalnie lepiej byłoby mu
kazać go założyć, niż pokazać to, co stworzył Lyth.
Kneraz usłyszał kroki – jedne gdzieś zza przejścia od strony korytarzy
królewskich, a po chwili drugie z zupełnie innego kierunku – od wejścia do zamku. Obydwoje drzwi otworzyło
się w tym samym momencie.
– Przyjechała cioteczka Wynn – oznajmił jeden z odźwiernych, ten z
niesamowicie głupim wyrazem twarzy.
– To niedobrze. Bardzo niedobrze… – Kneraz mruczał sam do siebie. Czoło aż
pulsowało od gorąca i nadmiaru myśli.
– Czemu? – spytał nienaturalnie zdziwiony. Przyjazd ciotki Aderana
rzadko kiedy bywał rzeczą miłą, ale też nikt nigdy nie reagował na niego z aż
taką niechęcią. Odpowiedź Kneraza wyprzedziły słowa drugiego z chłopaków,
którzy weszli.
-------------------------------------------------------
Ooo, nieee! Gdzie jest król? Zginął? Zaginął? Kto teraz poprowadzi uroczystość? Wyrte tak starannie pilnuje swej żony... Czy wiecie, co może jej się przytrafić? Uwagi, sugestie? Czekam!
A teraz parę pierdół, których już czytać nie trzeba.
Ten rozdział wydaje mi się stanowczo za słaby, jak na czas, który mu poświęciłam. W dodatku jedna z pań sprawdzaczek nie miała dla mnie czasu, więc za ewentualne błędy i niedomówienia przepraszam. Jeśli znajdzie się coś, co można by ulepszyć, piszcie śmiało.
Wzięłam się ostatnio za poprawianie poprzednich rozdziałów. Do siódmego włącznie wszystko mam przejrzane, dalej na razie nie zamierzam. Jednak na wprowadzenie poprawek tutaj (w tej chwili są tylko poczynione długopisem) trzeba będzie trochę zaczekać, bo jakoś nie mogę wygospodarować na to czasu.
Co do wspomnianego konkursu, wyniki jutro. Dziękuję tym, którym chciało się wejść i napisać komentarz. Z jednej strony cieszę się, że komuś się to podobało, z drugiej jestem zawiedziona biblioteczkowym sposobem głosowania, dopuszczającym komentowanie z anonimów. Mam nadzieję, że zostanie to rozwiązane w kulturalny sposób.
Tyle. Czekam na pomysły i opinie.
Pozdrawiam!
Zapomniałabym. Jak wam mijają wakacje, kochani?
Witojcie! I jestem pierwsza, yey! (i od razu wybacz bledy i braki kropkow i kreskow bo z telefonu). mimo ze ten rozdzial okazal sie krotki to tak sie ciesze ze sie pojawil. I jeszcze bardziej namieszal! Trzeba bedzie poglowlowac... Na razie pozegnam sie i zachece do pisania ;)
OdpowiedzUsuńI nie moge sie doczekac wynikow, naoisz od razu jak sie dowiesz
/Derry
Witaj. ;)
OdpowiedzUsuńAle się ucieszyłam, jak powiadomiłaś mnie o nowej notce! Czekałam na ten rozdział bardzo niecierpliwie... :)
Owszem, krótki, ale dość zagadkowy :) Hm, jesli chodzi o tę żonę, to, że spotka kogoś nowego może być całkiem ciekawe. :P Albo zostanie porwana, ale oprawca się jej spodoba i nie będzie chciała być uratowana. :P To byłoby śmieszne...a król? Mógłby uciec z kochankiem, ale to trochę zbyt oczywiste...mogłoby mu się stać coś poważniejszego. Choroba, porwanie, zamknięcie się przez przypadek w jakimś dziwnym miejscu...;)
No i nie mogę się doczekać wyników konkursu! ;)
Hejo, tutaj ja Gal Anonim
OdpowiedzUsuńCo do żony... może napotkają demony którym zabawa Czerwonym Piachem spodobała się tak bardzo że zaatakują w trakcie święta, które poprowadzi Wynn. Król, król, król... może wiedział co się święci i zwiał, albo uznał, że mu się nudzi i wyjechał, albo znalazł coś co może sprawić, że słońce będzie świecić tylko dla niego i to zrobi? Na mieszkańców spadnie głód i bieda a Parran postanowi go zabić? Illy może mu pomóc i wtedy pozna jej historię. Mogła być w trupie cyrkowej ale tam próbowano ją zabić i miała wypadek na trapezie. No, wiesz "wypadek" i przez to cierpi na lęk wysokości. A czemu muszą odzyskać słońce? Nie tylko głód i ciemność to powoduje. Może okazać się, że te demony (jak im tam było?) były powstrzymywane przed otwartymi atakami przez jego promienia. Stąd te burze piaskowe. Pewnie piszę bez sensu.
Z poważaniem
Gal Anonim
Witam ponownie i dziękuję za pomysły. Zagmatwane jak zwykle - i przez to wspaniałe.
UsuńPozdrawiam!
Wyrte pilnuje żony, gdyż ona uprawia czarną magię? :D
OdpowiedzUsuńKról zwyczajnie udał się do burdelu, gdyż prezent mu się też należyty należy :D
A Parrana zjadają lekkie wyrzuty sumienia! Dobrze mu tak!!! :P
Ps. Wakacje jak wakacje... Pracuję do końca lipca w barze, potem w sierpniu skupiam się na napisaniu magisterki, a od września znowu pewnie gdzieś do pracy pójdę :)
No i w sobotę Woodstock :D
UsuńKról? Do domu publicznego? A-ale jak to tak... takiego z panami?!
Wszyscy pracują, a ja się obijam. Aż mi się wstyd zrobiło.
Dobrej zabawy życzę!
No ba :D
UsuńSuper rozdział ;D
OdpowiedzUsuńhttp://kronikasmierci.blogspot.com/
Świetny rozdział. Na całej jego długości obserwujemy gorączkowe przygotowania do obchodów święta Umniejszenia, a na końcu pojawia się kolejny problem. Nic nie może pójść zgodnie z planem :-P
OdpowiedzUsuńCiekaw jestem gdzie zniknął król, sam swojej koncepcji nie przedstawię, bo żadna niebanalna nie przychodzi mi do głowy. Wolę zaczekać i dać się zaskoczyć podczas lektury kolejengo rozdziału.
Pozdrawiam :-)
Hej! Chociaż czytam twoje opowiadanie już długo, to komentuje pierwszy raz. Rozdział bardzo mi się spodobał, chociaż nie było tu nic o Illythei :(
OdpowiedzUsuńWidzę że idziesz w innym kierunku, ale mi przyszło do głowy, że dziewczyna jest w jakiś sposób związana z demonami wiatru i samą pustynią.. Dlatego nigdy nic jej się nie stało gdy spała w czasie burzy. Demony opiekują się nią i np. gdyby nie miała co jeść przez kilka dni, głodowałaby to po obudzeniu się na pustyni znalazłaby koło siebie talerz z jedzeniem. I przyszło mi do głowy że ten kto ją uczył był demonem, tylko ukazał się jej w ludzkiej postaci.
Zniknięcie króla.... Na razie przyszło mi do głowy tylko to, że z powodu jego nieobecności prowadzący uroczystości zostanie wybrany losowo z tłumu i będzie nim.... Parran.
Potem okaże się jeszcze że jednym z tych przestępców którzy mają zostać "ukarani" będzie przyjaciel Parrana
Wiem że pomysły są głupie i raczej ich Noe wykorzystasz ale stwierdziłam że nie szkodzi napisać ;p Czekam na następny rozdział
A, i chciałam jeszcze dodać, że: król zamknął się przez przypadek w schowku i w trakcie uroczystości znajdzie go jedyny który pozostał w zamku... Lyth. Królowi nieszczególnie będzie się spieszyć do udziału w uroczystości. ;p
Usuń/Dzulka
Ilu czytelników, tyle pomysłów. Bardzo dziękuję za komentarz :).
UsuńJakoś się nie mogę zabrać za pisanie, ale oczywiście się polecam na przyszłość.
Pozdrawiam!
Rozdział taki trochę spokojny - cisza przed burzą, można by powiedzieć, czy raczej przed uroczystością. W sumie to burza już się zaczęła, zniknięciem króla - to mnie rozwaliło! Aż bardzo leniwie nie mogę doczekać się rozwoju akcji w następnym rozdziale!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i chęci do działania - bo o te w wakacje najtrudniej... ; )
Bardzo fajne opowiadanie, szczerze powiedziawszy, spodobało mi się ;). Zapraszam do siebie ;) http://lajka-92.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCześć!!
OdpowiedzUsuńZaczęłam czyyać wczoraj, skończyłam dzisiaj i jestem pod wrażeniem! Wg mnie pomysł, aby czytelnicy i autor pisali razem jest genialny!
Co do fabuły...
Także dołączam się do wersji z Parranem jako prowadzącym... A co do Illythei, pomysł tego samego autora, o jej powiązaniu z demonami jest naprawdę ciekawy...
I jeszcze jedno co do "wystepu" Parrana - niech wcześniej szuka Illythei, a dopiero gdy ją zobaczy w tłumie, zostanie wywołany. Całą resztę zostawiam Tobie!
Izuuś
P.S. Zapraszam też do mnie ;)
izuunka.blogspot.com
Do następnego!! :D
Co wyście się tak na tego Parrana uwzięli? Jeszcze większego biedaka z niego zrobić, ech!
UsuńNiemniej witam serdecznie i dziękuję za komentarz oraz dobre słowa. Zapraszam częściej :).
Zmieniłam adres bloga na bardziej dostępny ;). Wpadnij kiedyś ;). -- http://world-chinese-rat.blogspot.com/ --
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ;-).
OdpowiedzUsuń